Featured

O czym tak naprawdę opowiada „Daheim in den Bergen“ Brigitte Müller?

To, co mnie chwyciło za serce, poruszyło jego struny w historii Brigitte Müller to, że „Daheim” jest historią o zasypywaniu dołów, które powstały pomiędzy ludźmi wskutek wyrządzenia przez jednego człowieka ogromnej krzywdy drugiemu człowiekowi. O tym, jak bardzo łatwo wykopać ten dół pomiędzy najbliższymi sobie przyjaciółmi, sąsiadami i jakże trudno go zasypać. Te rowy, podziały to zawsze nasze emocje, wobec których jesteśmy często bezradni – chcielibyśmy je zmienić, ale nie wiemy jak. A bez ich odwrócenia, o żadnym prawdziwym pojednaniu nie może być mowy. Dopóki jest wstyd, poczucie winy u sprawcy, a żal i ból u ofiary, tak długo będzie między nimi przepaść.   Musi powstać u ofiary wola wybaczenia, żeby zaczął się długi i żmudny proces pojednania.  Jednak, póki ofiara tej woli w sobie nie odnajdzie, tak długo będzie pogłębiać się ten rów, który dzieli. Co więcej, gdy poszkodowany pozwoli, żeby ofiara w jego sercu się zagnieździła, to bardzo szybko sam przemieni się w kata.   Ofiara zacznie wyrównywać rachunki na sprawcy, a krzywda przeniesie na niczemu niewinne dzieci sprawcy. I tego jest przykładem w historii postać Sebastiana Leitnera. Sebastian nie zachowuje się po chrześcijańsku – pożyczkę odbiera lichwiarsko: dwa razy tyle, ile mu się należało, za śmierć syna, każe płacić także dzieciom zabójcy. Nie chce poszukać winy, przyczyny tragedii w swoim postępowaniu, całą winę spuszcza na Lorenza. Huberowie, mają cierpieć biedę, upokorzenie, pogardę i wykluczenie społeczne, mają oddać całą ziemię, która jest podstawą ich egzystencji. Jaką postawę przyjął Lorenz po tragedii? Wielu na jego miejscu, wzięłoby sznur, poszło do stajni i się powiesiło. Ale Lorenz wziął ten swój krzyż winy na plecy i go niesie. Od 20 lat z pokorą znosi swój los społecznego wyrzutka (vide – scena w szachowym klubie, kiedy nikt się do niego nie przysiada, dopiero Sebastian), gotowy ponieść swoją karę aż do końca. Cierpi podwójnie, z powodu krzywdy wyrządzonej najbliższemu przyjacielowi, ale także z powodu, niezawinionej kary, którą ponoszą wraz z nim jego córki. Starsza córka Lorenza – Marie, jako ta słabsza psychicznie, lękliwa, schowała się przed światem wysoko w Alp. Marie cierpliwie znosi swój los, a jedyne, czego oczekuje od życia, to żeby nie było gorzej niż jest. Młodsza Lisa, która z natury jest waleczna i odważna uciekła w świat. W wielkiej metropolii, próbowała o własnych siłach, bez opieki i wsparcia rodziny, utrzymać się na powierzchni, wykształcić się i zbudować sama podstawy swojej egzystencji. Kto właściwie odczytał, scenę L&L O-N-S, ten nie ma już wątpliwości, jaką straszną cenę zapłaciła 18 letnia wówczas Lisa za zemstę Sebastiana. Ona, która miała zostać jego synową i matką jego wnuków. Marie ma 45 lat, Lisa – 38. Obie są samotne i bezdzietne. Znaczy, że ród Hubera powinien wymrzeć!  Wtedy dopiero krzywdy zostaną wyrównane. Ale i rodzina Leitnerów zapłaciła cenę za tę zemstę.  Sebastiana zostawiła żona, ponieważ nie potrafiła znieść atmosfery nienawiści w domu oraz zaakceptować faktu, że dzieci mają płacić z grzechy ojców (vide – rozmowa Georga z ojcem, kiedy syn zarzuca ojcu, że matka odeszła, bo ten, każdą próbę powrotu do normalności uważał za osobistą zdradę ze strony żony).  Żaden z synów Sebastiana nie jest szczęśliwy. Florian jest menedżerem zajazdu ojca, ma kochającą i oddaną żoną oraz udaną córkę. Jednak niespełniona młodzieńcza miłość sprawia, że nogami ciągle tkwi w przeszłości i nie potrafi cieszyć się w pełni tym, co ma.  Georg to 45 letni, rozwiedziony mężczyzna, który emocjonalnie zatrzymał się na poziomie nastolatka. Pozbawiony hamulców wewnętrznych, wglądu w samego siebie (umiejętności wyciągania wniosków z własnych błędów), Georg całym sobą obrazuje faceta, który wszystko w perzynę obróci: rodzinę, związek, przyjaźń, interes. W związku z czym należy się od niego trzymać z daleka każdemu, nie tylko kobietom. Cała rodzina Huber rozumie to doskonale. Dlatego decyzja Marie o ukryciu przed Georgiem ojcostwa jej dziecka zostaje przyjęta zarówno przez jej ojca, jak i siostrę bez słowa krytyki.

Daheim miał być (przynajmniej ja tak odczytałam tę historię) nie tylko historią o niewyobrażalnych podziałach między ludźmi, ale także o drugiej szansie, o nadziei.  To nie jest banalna historia o dwóch rolnikach, którzy całe życie się nie lubili, aż tu nagle przypadkowo wylądowali na sianie i mają zostać rodzicami wspólnego dziecka. Do czego niestety sprowadził nowy autor tę historię, uśmiercając głównych bohaterów i tym samym pozbawiając ją głębszego sensu. Para Georg i Marie, jakkolwiek może dla wielu interesująca, to jednak nie ona przyciągnęła do telewizorów tyle milionów widzów. Szczególnie, że Marie i Georg są naznaczeni wyjątkowo nieznośnym rysem infantylizmu. To zrobili Sebastian i Lorenz.  Nie wolno uśmiercić bohaterów, którzy weszli na drogę pojednania, zanim ono się nie zakończy!  Sebastian zakreśla ramy tych odnowionych relacji z Lorenzem: „nie będziemy wracać do Petera oraz spornej ziemi”. Są to fałszywe ramy, które muszą zostać obalone, bo właśnie stoją na przeszkodzie nie tylko pełnego pojednania, ale nawet normalizacji życia obu przyjaciół. Zarówno Sebastian, jak i Lorenz żyją na cmentarzu, pośród zmarłych, ponieważ żaden z nich nie pogodził się z odejściem tego dziecka. Żeby przestała ich dzielić śmierć Petera, to Sebastian musi poszukać winy śmierci dziecka także w swoim postępowaniu. Wtedy dojdzie do wzajemnego zrozumienia się byłych przyjaciół. Każdy z nich przyczynił się do tego nieszczęśliwego wypadku, ale żaden z nich nie zdecydował o śmierci Petera. Ona była zapisana Peterowi i żaden z nich nie mógł jej zapobiec. Bo życie i śmierć nie należą do nas. Muszą najpierw oboje pożegnać się Peterem, tj pozwolić mu odejść, żeby opuścić cmentarz i powrócić do żywych. Zakończenie zaś żałoby po Peterze paradoksalnie sprawi, że Peter do nich na nowo powróci, ale już nie jako dzielące ich bolesne wspomnienie dotyczące okoliczności jego śmierci. Tylko właśnie jako wspomnienia sięgające wspólne przeżytych chwil z tym wyjątkowym dzieckiem. One już zawsze będą pozytywnie łączyć Sebastiana i Lorenza. W związku, z czym będą do nich wracać często i chętnie.

Każda kara musi mieć swój kres. Lorenz swoją karę odbył i zasługuje jeszcze na uśmiech od losu, na drugą szansę. Lorenz nie bez powodu jest wdowcem. Druga część Daheim, która odnosi się do jego przeszłości opowiada o zdradzie. Stąd wniosek, że w życiu Lorenza była jeszcze jakaś kobieta. I ona powinna wrócić.  Lorenz ma na swoim sumieniu życie ludzie i za sobą długą izolację społeczną. Jedyna kobieta, z którą mogłaby zrozumieć jego samotną duszę, to taka, która sama odebrała komuś życie i wie, co to jest być oddzielonym od świata przez długie lata (w domyśle: więzienie).  A więc w finale tej opowieści przyjaciół powinien czekać nie wspólny grób (jak to sobie wymyślił nowy autor), tylko weselne dzwony dla jednego, a dla drugiego rola drużby. Czyli publiczne (ostentacyjne) pojednanie Sebastiana i Lorenza.  Wiemy, że żona Sebastiana nadal żyje.  Autorka nie rozstrzygnęła, czy ci dwoje są rozwiedzeni, czy w separacji. Jedyne co, wiemy, to że Sebastiana podzieliła z żoną śmierć ich syna. Zanim Lorenz odnalazłby swoją drugą zagubioną połowę, to i tych dwoje znalazłoby z powrotem drogę do siebie. Także to oczekiwane wielkie bawarskie wesele w finale powinno było mieć w finale dwie pary.  Pary ściśle ze sobą połączone historią z ukrytym ojcostwem i ostrzeżeniem, do czego takie oszustwo mogłoby doprowadzić, gdyby kot nie wyskoczył z worka na czas.

Z jednej strony Sebastian i Lorenz podejmują kroki ku wzajemnemu pojednaniu, a z drugiej powstają nowe podziały pomiędzy ich dziećmi. A ponieważ, jak już zauważyłam, to co dzieli to przeciwne emocje bohaterów, to wnioskować należy, że pomiędzy dziećmi również powstaną, takie sprzeczne emocje, że będą uniemożliwiały wzajemne dogadanie się.  I już widać, co to za emocje podzielą Georga i Marie. Georg jest wybuchowy, reagujący na każdy stres wściekłością, a Marie rządzi strach.  I jak to pogodzić ze sobą? Nie ma też co się łudzić, że oni coś z tym władającymi nimi negatywnymi emocjami zrobią, o ile życie ich do tego nie przymusi. Skoro zaś podziały budowane są na emocjach, tak nie dziwi już, że każda z postaci obrazuje tu sobą jakiś poważny problem emocjonalny. No, ale ani nie przypadkiem, ani przelotem pojawił się tu psychoterapeuta.  Jan w założeniu na pewno miał odegrać kluczową rolę w zakopywaniu tych wewnętrznych podziałów w rodzinie.   Jego rola miała być podwójna – z jednej strony miał zaognić sytuację i przez to pokazać Marie i Georgowi, jacy oni są naprawdę („król jest nagi”), a z drugiej pomóc im usunąć, tę szybę, która ich rozdziela. Także pozostałe pary miała rozdzielić szyba nie do przebicia. I im też pojednać się miał pomóc Jan. Jaka rola miała przypaść w zasypywaniu dołów w tej bawarskiej rodzinie Liamowi? Skoro Liam to prawnik, a więc on miał w założeniu usunąć przeszkody prawne w rodzinie na drodze jej do całkowitego pojednania i to takie, które są poza możliwościami prawnych Lisy. W domyśle – karne.

Choć rzecz rozgrywa się na Bawarii, to jednak aktorzy nie posługują się gwarą, nawet ci, którzy ją znają. To wyraźny sygnał, że historia miała mieć wymiar uniwersalny. Zarówno temat główny dramatu: droga do pojednania między ludźmi, jak i wszystkie problemy poszczególnych bohaterów są ogólnoludzkie, wykraczające poza granice Bawarii, Niemiec.  Bo mogące spaść na każdego człowieka, niezależnie, gdzie żyje i mieszka.  Dlatego za bardzo nie dziwiły mnie w serialu pewne uproszczenia, schematy, analogie, powtórki. To nie jest słabość serialu, tylko celowo zastosowane chwyty, alby łatwiej było zilustrować dany problem.

Czy dramat miał w założeniu sięgać symboliką do miejsca, w której się rozgrywa, a jednocześnie przesłaniem wychodzić daleko poza Bawarię, a nawet same Niemcy, tzn. odnosić się do współczesnej Europy, to pytanie pozstaje otwarte.

Nie dałoby się tego wszystkiego odkryć bez historii pobocznych, bez samych wywiadów z aktorami, którzy czasem nieświadomie odkrywali rąbka tajemnicy na temat bohaterów, których odgrywali. Dla mnie ta opowieść, to przede wszystkim „podróż” do wspaniałej Bawarii oraz do przepięknego Allgäu. Ale nie tylko. Próba zmierzenia się z dalszymi losami bohaterów zaprowadziła mnie do zapoznania się z kulturą Bawarczyków, ale także trochę z kulturą żydowską oraz islamską. Bardzo interesujące i przyjemne doświadczenie. Tym bardziej, że pozwalające zapomnieć trochę o prozie codzienności, którą od miesięcy wyznaczała mi przepuklina kręgosłupa, rwa kulszowa i 1,5 roczny lockdown. Ale też przez to i pytania, które nękały głównych bohaterów: „czy jeszcze może być jak dawniej, zanim nieszczęście przyszło?”, „czy to w ogóle możliwe?” były mi w pewnym sensie bliskie. Choć powody inne. Pozdrawiam wszystkich, których zainteresowała ta strona, mimo mojego połamanego języka niemieckiego, przebijającego się przez te posty. BTW pracuję na tym, może też czas podpowie jakieś rozwiązanie, by wreszcie, to co tu piszę, nikogo nie raziło.   Jakiś palec boży sprawił, że w jakieś wieczór piątkowy próbując zapomnieć o bólu trafiłam w komputerze akurat na tę opowieść.

Worüber erzählt »Daheim in den Bergen« Brigitte Müller wirklich?

Was in der Geschichte von Brigitte Müller mein Herz berührt hat, ist, dass »Daheim in den Bergen« eine Geschichte über das Füllen von Gruben ist, die zwischen Menschen entstanden sind, weil ein Mann einem anderen Mann großen Schaden zugefügt hat. Diese Gruben, diese Spaltungen sind immer unsere Emotionen, denen wir oft hilflos ausgeliefert sind – wir würden sie gerne ändern, wissen aber nicht wie. Und ohne ihre Umkehrung kann es keine echte Versöhnung geben. Solange es Scham, Schuldgefühle beim Täter, Trauer und Schmerz beim Opfer gibt, wird es eine Kluft zwischen ihnen geben. Es muss die Bereitschaft bestehen, dem Täter zu vergeben, dass eine lange und mühsame Versöhnung beginnt. Wenn das Opfer zulässt, dass sich das Gefühl der Verletzung in seinem Herzen festsetzt, wird es bald selbst zum Henker. Das Opfer beginnt, die Rechnung mit dem Täter zu begleichen, und der Schaden wird auf die unschuldigen Kinder des Täters übertragen. Und das zeigt Sebastian Leitner in der Geschichte. Sebastian verhält sich nicht christlich – er befiehlt Lorenz, des Darlehen in Wucher zurückzuzahlen: doppelt so viel, wie er ihm schuldete. Hubers Kinder bezahlen auch den Tod seines Sohnes. Er will die Schuld, die Ursache der Tragödie, nicht in seinen Taten suchen, er gibt Lorenz die ganze Schuld. Die Hubers, sie sollen Armut, Erniedrigung, Verachtung und soziale Ausgrenzung erleiden, sie sollten ihm das ganze Land geben, das ihre Existenzgrundlage ist. Wie war die Haltung von Lorenz nach der Tragödie? Viele an seiner Stelle würden das Seil nehmen, in den Stall gehen und sich erhängen. Aber Lorenz nahm dieses Schuldkreuz auf den Rücken und trug es. 20 Jahre lang hat er demütig sein Schicksal als sozialer Ausgestoßener ertragen (siehe die Szene im Schachklub), bereit, seine Strafe bis zum Ende zu ertragen. Er leidet zweimal, wegen des Schadens, den er seinem engsten Freund zugefügt hat, aber auch wegen der ungerechten Strafe, die seine Töchter mit ihm erleiden. Lorenz` ältere Tochter Marie, als die geistig schwächere, ängstliche, versteckte sich hoch in der Alm vor der Welt. Marie erträgt ihr Schicksal geduldig und das einzige, was sie vom Leben erwartet, ist, dass es nicht schlimmer wird als es ist. Die jüngere Lisa, die von Natur aus mutig ist, entkam in die Welt. Und in einer großen Metropole versuchte sie allein ohne die Fürsorge und Unterstützung ihrer Familie, über Wasser zu bleiben, sich weiterzubilden und die Grundlagen ihrer Existenz zu schaffen. Wer die Lisa & Liam One-Night-Stand Szene richtig gelesen hat, hat keine Zweifel, welchen schrecklichen Preis Lisa, damals 18, für Sebastians Rache gezahlt hat, die seine Schwiegertochter und Mutter seiner Enkelkinder werden sollte. Marie und Lisa haben ein großes Gefühl der Ungerechtigkeit in ihren Herzen, und keiner von ihnen möchte die anderen mit derselben Münze zurückzahlen. Marie will nicht für die Wiesen kämpfen. Lisa ließ sich eher von einem zufälligen Kerl auf der Toilette gefickt   (die absichtliche Posttraumatisierung, die sie in einen mentalen Zustand versetzen sollte, als sie sich prostituierte – emotionale Unterkühlung und sich so davon abhalten, in eine Affäre mit Florian zu geraten), anstatt jemand anderen zu verletzen (Karin und Mila). Marie ist 45 Jahre alt, Lisa ist 38, beide sind ledig und kinderlos. Das bedeutet, die Familie Huber sollte aussterben. Nur dann wird das Unrecht wiedergutgemacht.

Doch auch die Familie Leitner zahlte den Preis für diese Rache. Sebastian wurde von seiner Frau verlassen, weil sie die Atmosphäre des Hasses im Haus nicht ertragen konnte und die Tatsache akzeptieren konnte, dass Kinder für die Sünden ihrer Väter bezahlen sollten. Siehe Georges Gespräch mit seinem Vater: der Sohn beschuldigte seinen Vater, dass seine Mutter den Leitnerhof verlassen hatte, weil Sebastian jeden Versuch, zur Normalität zurückzukehren, als Akt der Illoyalität seiner Frau empfand. Keiner seiner Söhne ist glücklich. Florian ist der Manager des Gasthauses seines Vaters, hat eine liebevolle und hingebungsvolle Frau und eine schöne, kluge Tochter. Die unerfüllte jugendliche Liebe hält jedoch seine Beine in der Vergangenheit fest und macht Florian unfähig, das, was er hat, vollständig zu genießen. Georg ist ein 45-jähriger geschiedener Mann, der emotional auf dem Niveau eines Teenagers feststeckt, ohne innere Bremsen, ohne Einsicht (die Fähigkeit, aus seinen Fehlern zu lernen). Georg porträtiert einen Mann, der alles ruinieren wird: Familie, Beziehung, Freundschaft, Geschäft. Deshalb sollte sich jeder von ihm fernhalten, nicht nur Frauen. Die ganze Familie Huber versteht das sehr gut, daher wurde Maries Entscheidung, George zu verheimlichen, dass sie ein Kind von ihm erwartet, von ihrem Vater und ihrer Schwester ohne Kritik akzeptiert.

Daheim sollte (so jedenfalls las ich diese Geschichte) nicht nur eine Geschichte über unvorstellbare Trennungen zwischen Menschen sein, sondern auch über eine zweite Chance, über Hoffnung. Dies ist keine triviale Geschichte über zwei Bauern, die sich ihr ganzes Leben lang nicht gemocht haben und plötzlich aus Versehen im Heu gelandet sind, um Eltern eines gemeinsamen Kindes zu werden. Dazu hat der neue Autor diese Geschichte leider gebracht, indem er die Hauptfiguren tötete und das Drama damit ihrer tieferen Bedeutung beraubte. Das Paar Georg und Marie, obwohl vielleicht für viele interessant, hätte nicht so viele Millionen von Zuschauern an ihre Fernseher gelockt. Zumal Marie und Georg von einem äußerst unerträglichen Infantilismus geprägt sind. Diese Millionen von Zuschauern wurden von Sebastian und Lorenz und natürlich von den großartigen Schauspielern, die ihre Rollen spielten (Walter Sittler und Max Herbrechter), von dem Fernsehen angezogen. Helden, die den Weg der Versöhnung eingeschlagen haben, dürfen nicht getötet werden, bevor diese Versöhnung abgeschlossen ist! Sebastian rahmt diese erneuerte Beziehung zu Lorenz ein: „Wir werden nicht um Peter und die Wiesen reden.” Dies ist ein falscher Rahmen, der umgestoßen werden muss, denn genau dieser Rahmen steht nicht nur einer vollständigen Versöhnung, sondern sogar der Normalisierung des Lebens beider Freunde im Wege. Sowohl Sebastian als auch Lorenz leben auf dem Friedhof unter den Toten, denn keiner von beiden hat sich mit dem Tod dieses Kindes abgefunden. Damit Peters Tod aufhört, sie zu trennen, muss Sebastian auch die Schuld am Tod des Kindes in seinen Handlungen finden. Dann wird es ein gegenseitiges Verständnis ehemaliger Freunde geben. Jeder von ihnen trug zu diesem unglücklichen Unfall bei, aber keiner von ihnen entschied über Peters Tod. Der Tod wurde an Peter geschrieben und keiner von ihnen hätte das verhindern können. Denn Leben und Tod gehören nicht zu uns. Sebastian und Lorenz müssen sich beide zuerst von Peter verabschieden, d. H. ihn gehen lassen, damit sie den Friedhof verlassen und zu den Lebenden zurückzukehren. Das Ende der Trauer um Peter wird paradoxerweise dazu führen, dass Peter wieder zu ihnen zurückkehrt. Allerdings nicht mehr als schmerzhafte Erinnerung an die Umstände seines Todes, sondern als Erinnerung an die Momente, die sie mit ihm erlebt haben. Diese Erinnerungen werden Sebastian und Lorenz immer positiv verbinden und deshalb oft und bereitwillig zu ihnen zurückkehren.

Jede Bestrafung muss enden. Lorenz verbüßte seine Strafe und verdient ein Lächeln des Schicksals für eine zweite Chance. Lorenz ist aus einem bestimmten Grund Witwer. Der zweite Teil von Daheim, der sich auf seine Vergangenheit bezieht, handelt vom Verrat. Daher die Schlussfolgerung, dass es in Lorenz’ Leben noch eine Frau gab. Und sie sollte zurückkommen. Lorenz hat das Leben von Peter auf dem Gewissen und eine lange soziale Isolation hinter sich. Die einzige Frau, mit der sie seine einsame Seele verstehen könnte, ist eine, die selbst jemandem das Leben genommen hat und weiß, wie es ist, viele Jahre lang von der Welt getrennt zu sein (im Gefängnis, nehme ich an).  Im Finale dieser Geschichte sollten Sebastian und Lorenz also kein gemeinsames Grab haben (wie der neue Autor es sich ausgedacht hat), sondern Hochzeitsglocken für den einen und die Rolle des besten Mannes für den anderen.  Eine öffentliche (ostentative) Versöhnung zwischen Sebastian und Lorenz. Wir wissen, dass Sebastians Frau noch am Leben ist. Die Autorin hat nicht entschieden, ob die beiden geschieden oder getrennt leben. Alles, was wir wissen, ist, dass Sebastian und seine Frau den Tod ihres Sohnes getrennt hat. Bevor Lorenz seine andere verlorene Hälfte finden würde, würden die beiden den Weg zurückfinden. Diese erwartete große bayerische Hochzeit im Finale sollte zwei Paare im Finale gehabt haben.  Die Paare sind durch eine Geschichte mit versteckter Vaterschaft und einer Warnung, eng miteinander verbunden. Die Warnung, wozu ein solcher Betrug hätte führen können, wenn die Katze nicht rechtzeitig aus dem Sack gesprungen wäre.

Einerseits unternehmen Sebastian und Lorenz Schritte zur gegenseitigen Versöhnung, und andererseits entstehen neue Trennungen zwischen ihren Kindern. Und weil, wie ich schon bemerkt habe, was trennt, sind die gegensätzlichen Emotionen der Figuren, muss man daraus schließen, dass auch zwischen den Kindern so widersprüchliche Emotionen entstehen werden, dass sie es unmöglich machen, miteinander auszukommen. Und man sieht schon jetzt, dass  die Emotionen Georg und Marie trennen werden. Georg ist explosiv, reagiert auf jeden Stress mit Wut, und Marie wird von Angst beherrscht. Und wie bringt man das miteinander in Einklang? Es gibt auch keinen Grund zu glauben, dass sie etwas gegen die negativen Emotionen unternehmen werden, die sie beherrschen, es sei denn, das Leben zwingt sie dazu. Da das, was die Helden trennt (sie daran hindert, zusammen zu sein), ihre Emotionen sind, ist es nicht länger überraschend, dass jeder Charakter hier ein ernstes emotionales Problem darstellt. Aber weder durch Zufall noch auf der Flucht ist der Psychotherapeut hier aufgetaucht. Jan sollte sicherlich eine Schlüsselrolle dabei spielen, diese internen Spaltungen in der Familie zu begraben.    Seine Rolle sollte eine doppelte sein: Einerseits sollte er die Situation aufheizen und so Marie und Georg zeigen, wie sie wirklich sind („der König ist nackt“), und andererseits sollte er ihnen helfen, das Glas zu entfernen, das sie trennt. Die übrigen Paare sollten ebenfalls das unzerbrechliche Glas trennen. Und Jan sollte ihnen helfen, sich zu versöhnen. Welche Rolle sollte Liam beim Füllen der Gruben in dieser bayerischen Familie spielen? Da Liam Anwalt ist, sollte er die rechtlichen Hindernisse in der Familie beseitigen, um die Versöhnung zu vollenden, die außerhalb von Lisas Rechtsfähigkeit liegen. Implizit – Strafrecht. Liam ist ein Frauenfeind, daher wäre es seine Aufgabe, eine Frau zu verteidigen, die wegen Mordes an ihrem eigenen Ehemann verurteilt wurde. Als Therapieform für ihn ist das selbstverständlich.

Obwohl die Geschichte in Bayern spielt, verwenden die Schauspieler den Dialekt nicht, auch nicht diejenigen, die ihn kennen. Dies ist ein klares Signal dafür, dass die Geschichte universell sein sollte. Sowohl das Hauptthema des Dramas: Der Weg zur Versöhnung zwischen Menschen als auch alle Probleme einzelner Charaktere sind universell. Weil sie auf jeden Menschen fallen können, unabhängig davon, wo er lebt. Deshalb war ich nicht allzu überrascht über gewisse Vereinfachungen, Schemata, Analogien, Wiederholungen in der Serie. Dies ist keine Schwäche der Serie, sondern ein bewusster Einsatz von Tricks, damit das Problem leichter zu veranschaulichen ist.

Es wäre nicht möglich gewesen, all dies ohne Nebengeschichten zu entdecken, ohne die Interviews mit den Schauspielern selbst, die manchmal unbewusst ein Stück des Geheimnisses über die von ihnen gespielten Figuren entdeckt haben. Für mich ist diese Geschichte vor allem eine »Reise« in das wunderbare Bayern und ins schöne Allgäu. Aber nicht nur das. Der Versuch, sich der Zukunft der Figuren zu stellen, führte mich dazu, die Kultur der Bayern, aber auch ein wenig jüdische und islamische Kultur kennenzulernen. Eine sehr interessante und angenehme Erfahrung. Umso mehr, als es mir erlaubte, die Prosa des Alltags ein wenig zu vergessen, der seit Monaten von einem Bandscheibenvorfall, Ischias und einer 1,5 Jahre »Lockdown« geprägt war. Aber aus diesem Grund, die Fragen, die die Hauptfiguren quälten: »Kann es immer noch das Gleiche sein wie vor dem Unfall?«, »Ist es überhaupt möglich?« standen mir in gewisser Weise nahe. Grüße an alle, die sich für diese Seite interessieren und trotz meiner gebrochenen deutschen Sprache diese Beiträge „durchbrechen“. Übrigens, ich arbeite daran, vielleicht schlägt die Zeit eine Lösung vor, damit das, was ich hier schreibe, niemanden beleidigt. Der Finger eines Gottes bedeutete, dass ich an einem Freitagabend, als ich versuchte, den Schmerz zu vergessen, »Schwesterliebe« fand – den dritten Teil von Daheim in den Bergen am Computer.

Featured

Helden

Die Eigenschaften jedes Helden werden so erstellt, dass jeder Charakter einem entgegengesetzten Charakter entspricht. Sie werden gepaart. Daher reicht es aus, wenn sich einer der beiden mehr zu erkennen gibt, und schon ist sein Gegenstück mit großer Wahrscheinlichkeit entschlüsselt. Ein zusätzliches Element, das es ermöglicht, diese Helden zu erkennen, ist die konsequente Symmetrie in Bezug auf die Eigenschaften der Helden.

Zu beachten ist auch, dass es sich um ganz durchschnittliche Brotfresser handelt und hier kein echter Held oder Heroin zu finden ist. Um einen schönen Charakter zu erschaffen, müsste man vielmehr die Charaktere in jedem Paar geschickt mischen. Außer vielleicht die letzten beiden Paare, wo es nichts zu mischen gibt. Liams Vater hat sein Leben in Ordnung gebracht, also ist er definitiv ein guter Held, während Samuel – sein Gegenüber – kein netter Held ist. Vater von Jan ist ein Fundamentalist, wer hat das Leben seines einzigen Sohnes zerstört und ihn jahrelang gezwungen, in Angst und Heuchelei zu leben.  Die Mädchen sind genauso nett. Obwohl, sehr unterschiedlich im Charakter.

Der Name des Sohnes von Marie und Georg – zunächst, um den dritten Teil von Daheim zu sehen, dachte ich natürlich den Namen von Friedrich. Weil ich dieses Kind auch als Bindeglied zwischen beiden Familien und als Symbol der Versöhnung zwischen Leitners und Hubers gesehen habe. Nach 4 Teilen war mir jedoch klar, dass dieses Kind weder ein Symbol der Versöhnung zwischen Familien noch eine besondere Bindung zwischen ihnen ist – Mila ist das gleiche Bindeglied zwischen beiden Familien. Dieses Kind ist nur ein Band für seine Eltern, und der Name des Jungen sollte sich symbolisch auf seine Mutter und seinen Vater beziehen.

*Das Sternchen zeigt die Charaktere an, die die Autorin Brigitte Müller in das Drama eingeführt hat.

** Edelstein – ich musste einen Nachnamen für Jan einfallen lassen. Aufgrund des Schauspielers, der Jan spielt, dachte ich, es wäre gut, „Stein“ im Namen zu haben, daher Jan Edelstein.

Gegenüberliegende Charaktere

  1. *Sebastian Leitner
  2. Sofia Leitner   
  3. *Georg Leitner
  4. Mirjam Leitner
  5. *Marie Huber  
  6. *Jan Edelstein    
  7.  *Mila Leitner  
  8.  Mohammed Achenbach
  9.   Klaus Achenbach    
  10. *Lea Leitner
  1. *Lorenz Huber
  2. Margarete Lienert
  3. *Florian Leitner
  4. *Karin Leitner
  5. *Lisa Huber
  6. *Liam Achenbach
  7. Sarah Blumental
  8. Andreas Keller
  9. Samuel Edelstein
  10. Liliane (Lili) Achenbach

 

*Sebastian Leitner (67/68) – Senior der Familie Leitner, Vater von Georg und Florian, Großvater von Mila, Lea und Adam; Besitzer des Leitnerhof, betreibt ein Gestüt und ein Therapiezentrum für Kinder;

*Lorenz Huber (67/68) – Senior der Familie Huber, Vater von Marie, Karin und Lisa; Großvater von Mila und Adam; Besitzer von Hubers Alp, Hirte,

Sofia Leitner (66/67) – Ehefrau von Sebastian, Mutter von Georg und Florian, Großmutter von Mila, Lea und Adam; Pädagoge für behinderte Kinder; sang in ihrer Jugend in einer Volksmusikkapelle, leitete 25 Jahre lang die Küche am Leitnerhof

Margarete Lienert (67/68) – Karins Mutter, ehemaliger Deutschlehrer am Gymnasium im Allgäu und ehemalige Gemeinderätin;

*Georg Leitner (45/46) – ältester Sohn von Sebastian und Sofia, Bruder von Florian, Vater von Lea und Adam, Koch, Leiter des Leitnerhof;

*Mirjam Leitner (ca. 35) – Georgs Ex-Frau, Mutter von Lea, Managerin von Beruf;

*Lea Leitner (8/9) – Tochter von Mirjam und Georg, Enkelin von Sofia und Sebastian

*Florian Leitner (38/39) – jüngerer Sohn von Sebastian und Sofia, Bruder von Georg, Ehemann von Karin, Vater von Mila; Manager des Leitnerhof;

*Karin Leitner (38/39) – Tochter von Margarete und Lorenz, Halbschwester von Marie und Lisa, Ehefrau von Florian, Mutter von Mila, war 20 Jahre lang als Arbeiterin am Leitnerhof tätig;

*Mila Leitner (19/20) – Tochter von Karin und Florian, Studentin an der Hochschule für Tanz und Gesang in München;

*Marie Huber (45/46) – älteste Tochter von Hanna und Lorenz, Schwester von Lisa und Halbschwester von Karin, Mutter von Adam, half ihrem Vater 25 Jahre lang auf dem Hof auf Hubers Alp;

Adam Leitner – Sohn von Marie und Georg

*Lisa Huber (38/39) – jüngere Tochter von Hanna und Lorenz, jüngste Schwester von Marie und Karin; Anwältin,

*Liam Achenbach (34/35) – ältester Sohn von Kiara und Klaus, älterer Bruder von Finn, Halbbruder von Mohammed, Layla, Nur und Fariha; Vater von Lili, Anwalt; halb Amerikaner, halb Deutscher; kam im Alter von 15 Jahren mit seinem Vater und seinem Bruder aus Amerika ins Allgäu;

Liliane (Lili) Achenbach (8/9) – Tochter von Liam, Enkelin von Klaus und Stiefenkelin von Yasmin;

*Jan Edelstein (48/49) – einziger Sohn von Ester und Samuel, Lebensgefährte von Isaak, Psychotherapeut;

Samuel Edelstein (80) – Jans Vater, der Professor für Psychiatrie im Ruhestand, ist gebürtiger Amerikaner und kam im Alter von etwa 30 Jahren nach Deutschland, nach Bayern, dem Heimatland seiner Vorfahren, die von deutschen Juden abstammen;

Klaus Achenbach (60) – Sohn eines Allgäuer Fotografen, Ehemann von Yasmin, Vater von Liam, Finn, Mohammed, Layla, Nur und Fariha; Großvater von Lili; Journalist und Reporter von Beruf, Reisender und Schriftsteller aus Leidenschaft; lebte mehrere Jahre im Ausland in Amerika; kehrte mit 40 Jahren endgültig in seine Heimat zurück;

Yasmin Achenbach (50) – zweite Frau von Klaus Achenbach, Mutter von Mohammed, Layla, Nur, Fariha; Stiefmutter von Liam und Finn; irakisch nach Herkunft; kam im Alter von 30 Jahren nach Deutschland, lebte zuvor in Bagdad; Besitzerin eines Schönheitssalons in Allgäu; Englischlehrerin von Beruf;

Finn Achenbach (28) – jüngerer Sohn von Kiara und Klaus; Bruder von Liam; leidet an dem Spektrum von Autismus; Computergrafik; wie Liam halb deutsch, halb Amerikaner, halb Deutscher; die ersten 8 Jahre seines Lebens in Amerika verbrachte;

Mohammed Achenbach (18) – jüngster Sohn von Klaus und Yasmin, Bruder von Layla, Nur und Fariha, Halbbruder von Liam und Finn; Abiturient, Hilfskoch im Leitnerhof; 

Layla und Nur Achenbach (17) – Zwillinge, Töchter von Yasmin und Klaus; Schwestern von Mohammed, Fariha, Liam und Finn;

Fariha (Fara) Achenbach (14) – jüngste Tochter von Yasmin und Klaus;

Dr. Isaak Horowitz (ca. 35) – Jans Lebensgefährte, ein psychiatrischer Arzt;

Sarah Blumental (24) – Rezeptionistin am Leitnerhof, Yogalehrerin, arbeitete zuvor als feste Helferin auf Hubers Alp;

*Helena Hartmann (ca. 35) – gute Freundin von Lisa; Partnerin von Alexander Richthofen; Privatdetektivin;

*Alexander Richthofen – Partner von Helena Hartmann; Vater von David/Diva und Emily; Lehrer;

*Frieda Richthofen – Ex-Frau von Alexander; Mutter von David/Diva und Emilia; Vertreterin eines amerikanischen Kosmetikunternehmens;

*David/Diva Richthofen (17/18) – Nachkomme von Frieda und Alexander; nachdem David zu seiner Mutter gezogen war, beschloss er, seinen Namen und sein Geschlecht zu ändern;  eine Transgender-Frau; Milas ex Freund;

*Emilia Richthofen (10/11) – Tochter von Alexander; Mädchen, das an Mutismus leidet, eine Teilnehmerin der Hippotherapie im Sebastians Zentrum;

Andreas Keller (20) – ein Kellner am Leitnerhof; ex Schulkollege von Mila; studierte ein Jahr lang Mathematik an der Universität München, brach das Studium nach dem Tod seines Vaters ab, um seiner Mutter bei der Betreuung seines jüngeren Bruders zu helfen;

Eric Keller (14) – der jüngere Bruder von Andreas, der an Zerebralparese leidet, sitzt in einem Rollstuhl;

Arthur Engel (25) – der Barkeeper am Leitnerhof;

Magdalene Ritter (ca. 40) – eine alte Freundin von Lisa aus München;

*Leoni und Lena Assmann – die Sommerurlauber in der Hubers Alp, Zwillinge aus Hamburg, die eine ist Mitbesitzerin eines französischen Restaurants und die andere betreibt eine Bäckerei;

*Christian – ein Sommerurlauber in der Hubers Alp, der enge Freund von Lena, Besitzer einer Gartenfirma;

*Steffen – ein Kumpel von Georg, der Koch und Geschäftspartner Leoni Assmann;

*Tobias – ein Sommerurlauber in der Hubers Alp, aufgewachsen im Allgäu; Annas Ex-Mann, Susas Vater; ein Lehrer schwieriger Jugend;

*Anna – eine Sommerurlauberin des Leitnerhof, Freundin von Hannes, Mutter von Susa, Ex-Frau von Tobias, Kindergartenleiterin;

*Almuth – eine Sommerurlauberin in der Hubers Alp, Lukas’ Mutter, Hannes’ Ex-Frau.

*Hannes – ein Sommerurlauber am Leitnerhof, Almuths Ex-Mann, Annas Partner, Lukas’ Vater, Sprachtherapeut;

*Julia, Lukas, Marcel – die Gäste des Leitnerhof, die den 10. Jahrestag ihres Abiturzeugnisses feiern;

*Frederik Thorbach – ein Gast im Leitnerhof, der zusammen mit Julia, Lukas und Marcel den 10. Jahrestag seiner Abschlussprüfungen feiert; der Tierarzt;

Doris und Achim Beckers – eine Ehe mit drei Kindern aus Dortmund; Sommerurlauber in der Hubers Alp;

Martina und Matthias – ein Studierendenpaar aus Trier; die Freiwillige Helfer auf der Hubers Alp;

*Jean–Pierre – Ex-Partner von Mirjam; Hotelier aus Südfrankreich;

*Anna – Georgs Ex-Liebhaberin; ehemalige Kellnerin im Leitnerhof;

Gülben (ca. 40) – Haushälterin für die Achenbachs;

Gabriele (ca.70) – Haushälterin für die Edelsteins;

Eva – Lilis Mutter; Model; Modejournalistin; Tochter eines Trainers der Oberstdorfer Jugendhockeymannschaft und einer Sporternährungsberaterin. Liams romantische Schülerliebe. Eine Wiedervereinigung Jahre später brachte Enttäuschung und die endgültige Trennung von Eva und Liam. Allerdings führte es zur Geburt ihrer Tochter Lili.

*Dr. Kendrich – Leitners Anwalt im Fall Hubers Wiesen;

*Martin Gerlach – Direktor der Sparkasse im Allgäu, ein alter Freund von Lorenz;

*+ Peter Leitner – der jüngste, verstorbene Sohn von Sebastian und Sofia Leitner; starb am 26. Dezember 1997 an den Folgen eines Unfalls;

+ Hanna Huber – Lorenz’ verstorbene Frau, Mutter von Marie und Lisa; starb 1994 an dem Herzinfarkt;

+ Kiara Murphy – Achenbach – erste verstorbene Frau von Klaus Achenbach, Mutter von Liam und Finn; die Amerikanerin mit irischen Wurzeln, Anwältin, starb 1998 nach Überdosierung von Schlaftabletten;

+ Karl Lienert – Margaretes verstorbener Ehemann und Stiefvater Karin; Geschichte-Lehrer am Allgäu-Gymnasium; starb 1994;

+ Ester Edelstein – verstorbene Frau von Samuels, Jans Mutter; die Psychologin von Beruf;

+ Konrad Leitner – Sebastians verstorbener älterer Bruder, von dem er den Leitnerhof erbte;


Sebastian – der Name griechischen Herkunft, bedeutet würdevoll, ehrenvoll, weise

Lorenz – der Name griechischen Herkunft, bedeutet Lorbeer

Sofia – der Name griechischen Herkunft, bedeutet Weisheit

Margarete – der griechischen Herkunft, bedeutet Perle

Georg – der griechischen Herkunft, bedeutet Bauer, Mann, der auf dem Land arbeitet

Florian – der griechischen Herkunft, bedeutet blühende Blume

Marie – der Name hebräischen Herkunft ; bedeutet schön, prächtig

Lisa – von Elisabeth, der Name hebräischer Herkunft, bedeutet: Gott mit meinem Schwur, Gott schwört, Gott ist ihr Eid oder auch Gott ist Fülle, Gott ist Glück

Mirjam – der Name hebräischen Herkunft, bedeutet schön, prächtig

Karin – der Name Karin ist die Kurzform von Katharina und geht auf das altgriechische Wort „katharos“ zurück, was übersetzt „rein“ bedeutet; Katharina hat eine lateinische Bedeutung – meine Liebe

Jan – der Name hebräischen Herkunft, bedeutet: dass Gott barmherzig ist

Liam – der Name keltischen Herkunft, bedeutet stark und fürsorglich; Äquivalent des englischen Namens William und des deutschen Wilhelm

Mila – der Name slowenischen Herkunft; bedeutet nett, höflich

Sarah – der Name hebräischen Herkunft, bedeutet Prinzessin

Mohammed – der Name arabischen Herkunft; bedeutet, herrlich, ruhmreich; der Name des großen Propheten

Isaak – der Name hebräischen Herkunft; bedeutet Lachen

Klaus – der griechischen Herkunft, Nikólaos bedeutet Sieg (Nike) für das Volk (Laos)

Samuel – der Name hebräischer Herkunft, bedeutet von Gott eingeladen, Gott hat gehört

Lea – der Name der hebräischen  Herkunft, bedeutet Kuh, aber auf Lateinisch – Löwin

Lili / Liliane – der Name griechischen Herkunft, bedeutet Lilie

Finn – der Name keltischen Herkunft; bedeutet, glänzend, weiß

Layla – der Name arabischen Herkunft bedeutet: in der Nacht geboren, eine dunkle Schönheit

Nur – der Name arabischen Herkunft; bedeutet Licht

Fariha – der Name arabischen Herkunft; bedeutet glücklich, fröhlich

Yasmin – der Name arabischen Herkunft; bedeutet Jasmin

Adam – der Name hebräischen Herkunft; bedeutet Mann, Mensch

Eva – der Name der sumerischen Herkunft; Ava bedeutet Leben, mit hebräischer hajja – Leben spenden, mit arabischer hajja – Schlang

Peter, der Name der griechischen Herkunft, bedeutet Fels

Hanna – der Name hebräischen Herkunft bedeutet nett, sanft

Kiara – die keltische Version von Claras Namen; bedeutet hell, berühmt

Karl – der Name fränkischer Herkunft; bedeutet Mann

Ester – der Name hebräischen Herkunft; bedeutet Stern

Konrad – der Name althochdeutscher Herkunft mit der Bedeutung kühner Ratgeber;

Bohaterzy

Charaktery poszczególnych bohaterów są tak stworzone, żeby każdemu odpowiadał jakiś przeciwny charakter (są sparowani). Stąd wystarczy, żeby jeden z pary się więcej odsłonił, żeby można z dużym prawdopodobieństwem nakreślić jego przeciwny odpowiednik. Dodatkowym elementem pozwalającym niejako rozgryźć tych bohaterów jest konsekwentna symetryczność pod względem cech u bohaterów przeciwstawnych charakterologicznie. Trzeba też zaznaczyć, że są to wszystko bardzo przeciętni zjadacze chleba i żadnego prawdziwego herosa ani heroiny tu nie znajdziemy. Raczej, aby powstał jakiś naprawdę ładny charakter to trzeba by umiejętnie zmiksować bohaterów w ramach każdej z par. No może poza dwiema ostatnimi parami, w których nie ma co miksować.  Klaus naprawił swoje życie, więc jest zdecydowanie na plus bohaterem, podczas gdy Samuel – jego przeciwieństwo – jest na minus. Nie dość, że fundamentalista, to jeszcze zniszczył życie swojemu jedynemu synowi, zmuszając go przez lata do życia w strachu i zakłamaniu. Dziewczynki są bez zarzutu. 

Imię syna Marie i Georga – początkowo, to jest do obejrzenia trzeciej części Daheim myślałam, oczywiście o imieniu Friedrich. Ponieważ, także postrzegałam to dziecko jako spoiwo łączące obie rodziny oraz symbol pojednania się Leitnerów i Huberów. Jednak już po 4 części było dla mnie oczywiste, że to dziecko ani nie jest symbolem pojednania rodzin, ani jakimś szczególnym ich spoiwem – takim samym łącznikem obu rodzin jest Mila. To dziecko jest wyłącznie spoiwem łączącym dla swoich rodziców, a jego imię w swej symbolice powino się odnosić przede wszystkim do Marie i Georga.

* gwiazdka oznacza bohaterów, których wprowadziła do dramatu autorka Brigitte Müller;

** Edelstein – trzeba było wymyślić nazwisko dla Jana. Ze względu na aktora odgrywającego rolę Jana pomyślałam, że dobrze by było, żeby w nazwisku był człon „Stein”, stąd Jan Edelstein.

 Charaktery przeciwstawne w dramacie

  1. *Sebastian Leitner
  2. Sofia Leitner
  3. *Georg Leitner
  4. *Mirjam Leitner
  5. *Marie Huber
  6. *Jan **Edelstein
  7. *Mila Leitner
  8. Mohammed Achenbach
  9. Klaus Achenbach
  10. *Lea Leitner
  1. *Lorenz Huber
  2. Margarete Lienert
  3. *Florian Leitner
  4. *Karin Leitner
  5. *Lisa Huber
  6. *Liam Achenbach
  7. Sarah Blumental
  8. Andreas Keller
  9. Samuel Edelstein
  10. Liliane (Lili) Achenbach

*Sebastian Leitner (67/68) – senior rodu Leitnerów, ojciec Georga i Floriana, dziadek Mili, Lei i Adama; właściciel Leitnerhof, prowadzi stadninę koni i ośrodek terapii dla dzieci;

*Lorenz Huber (67/68) – senior rodu Huberów, ojciec Marie, Karin i Lisy; dziadek Mili i Adama; właściciel Huber`s Alp; pasterz;

Sofia Leitner (66/67) – żona Sebastiana, matka Georga i Floriana, babcia Mili, Lei i Adama; nauczycielka dzieci upośledzonych; w młodości śpiewała w zespole ludowym, przez 25 lat prowadziła kuchnię w Leitnerhof.

Margarete Lienert (67/68) – matka Karin, była nauczycielka języka niemieckiego w gimnazjum w Allgäu i była radna;

*Georg Leitner (45/46) – najstarszy syn Sebastiana i Sofii, brat Floriana, ojciec Lei i Adama, kucharz, menadżer Leitnerhof;

*Mirjam Leitner (ok. 35) – była żona Georga, matka Lei, z zawodu menedżer;

*Lea Leitner (8/9) – córka Mirjam i Georga, wnuczka Sofii i Sebastiana.

*Florian Leitner (38/39) – młodszy syn Sebastiana i Sofii, brat Georga, mąż Karin, ojciec Mili; szefLeitnerhof;

*Karin Leitner (38/39) – córka Margarete i Lorenza, przyrodnia siostra Marie i Lisy, żona Floriana, matka Mili, przez 20 lat pracowała w zajeździe Leitnerhof;

*Mila Leitner (19/20) – córka Karin i Floriana; studentka Wyższej Szkoły Tańca i Śpiewu w Monachium;

*Marie Huber (45/46) – najstarsza córka Hanny i Lorenza, siostra Lisy i przyrodnia siostra Karin, matka Adama, przez 25 lat pomagała ojcu w gospodarstwie;

Adam Leitner – syn Marie i Georga

*Lisa Huber (38/39) – młodsza córka Hanny i Lorenza, najmłodsza siostra Marie i Karin; prawnik,

*Liam Achenbach (34/35) – najstarszy syn Kiary i Klausa, starszy brat Finna, przyrodni brat Mohammeda, Layli, Nur i Farihy; ojciec Lili, prawnik; pół Amerykanin, pół Niemiec; przybył do Allgäu z Ameryki w wieku 15 lat wraz z ojcem i bratem;

Liliane (Lili) Achenbach (8/9) – córka Liama, wnuczka Klausa i przyszywana wnuczka Yasmin;

*Jan Edelstein (48/49) – jedyny syn Ester i Samuela, partner Isaaka, psychoterapeuta;

Samuel Edelstein (80) – ojciec Jana, emerytowany profesor psychiatrii; z urodzenia Amerykanin; w wieku około 30 lat przyjechał do Niemiec, do Bawarii, ojczyzny swoich przodków, którzy wywodzili się z niemieckich Żydów i już tam pozostał na stałe;

Klaus Achenbach (60) – syn fotografa z Allgäu, mąż Yasmin, ojciec Liama, Finna, Mohammeda, Layli, Nur i Fariha; dziadek Lili; z zawodu dziennikarz i reporter, z zamiłowania podróżnik i pisarz; przez kilkanaście lat mieszkał w Ameryce; w wieku 40 lat powrócił na stałe do ojczyzny;

Yasmin Achenbach (50) – druga żona Klausa Achenbacha, matka Mohammeda, Layli, Nur, Fariha; macocha Liama i Finna; z pochodzenia Irakijka; przyjechała do Niemiec w wieku 30 lat, wcześniej mieszkała w Bagdadzie; właścicielka salonu kosmetycznego w Allgäu; z zawodu nauczycielka języka angielskiego;

Finn Achenbach (28) – młodszy syn Kiary i Klausa; brat Liama; przyrodni brat Mohammeda, Layli, Nur i Farihy; cierpi na spektrum autyzmu; grafik komputerowy; podobnie jak Liam, pół Niemiec, pół Amerykanin; pierwsze 8 lat swojego życia spędził w Ameryce;

Mohammed Achenbach (18) – najmłodszy syn Klausa i Yasmin, brat Layli, Nur i Fariha, przyrodni brat Liama i Finna; absolwent szkoły średniej, pomocnik kucharza w Leitnerhof;

Layla i Nur Achenbach (17) – bliźniaczki, córki Yasmin i Klausa; siostry Mohammeda, Fariha, Liama i Finna; gimnazjalistki;

Fariha (Fara) Achenbach (14) – najmłodsza córka Yasmin i Klausa; siostra Mohammeda, Farihy, Liama i Finn

Dr Isaak Horowitz (ok. 35) – partner Jana, lekarz psychiatra;

Sarah Blumental (24) – recepcjonistka w Leitnerhof, nauczycielka jogi, wcześniej pracowała jako stała pomoc w Huber’s Alp;

*Helena Hartmann (ok. 35) – dobra znajoma Lisa; partnerka Alexandra Richthofena; prywatna detektyw;

*Alexander Richthofen – partner Heleny Hartmann; ojciec Davida/Divy i Emily; nauczyciel;

*Frieda Richthofen – była żona Aleksandra; matka Dawida/Divy i Emilii; przedstawicielka amerykańskiej firmy kosmetycznej;

*David/Diva Richthofen (17/18) – potomek Friedy i Alexandra; po tym jak David zamieszkał z matką, postanowił zmienić imię i płeć; transseksualna kobieta; były chłopak Mili;

*Emilia Richthofen (10/11) – córka Aleksandra; dziewczynka cierpiąca na mutyzm, uczestniczka hipoterapii w ośrodku Sebastiana;

Andreas Keller (20) – kelner w Leitnerhof; były kolega szkolny Mili; przez rok studiował matematykę na Uniwersytecie w Monachium, przerwał naukę po śmierci ojca, by pomóc matce w opiece nad młodszym bratem;

Eric Keller (14) – młodszy brat Andreasa; cierpi na porażenie mózgowe, porusza się na wózku inwalidzkim;

Artur Engel (25) – barman w Leitnerhof;

Magdalene Ritter (ok. 40) – dawna przyjaciółka Lisy z Monachium;

*Leoni i Lena Assmann – letniczki w Huber`s Alp, bliźniaczki z Hamburga; jedna jest współwłaścicielką francuskiej restauracji, a druga prowadzi piekarnię;

*Christian – letnik w Huber`s Alp, bliski przyjaciel Leny, właściciel firmy ogrodniczej;

*Steffen – kumpel Georga, kucharz i partner biznesowy Leoni Assmann;

*Tobias – letnik w Huber`s Alp, wychował się w Allgäu; były mąż Anny, ojciec Susy; nauczyciel trudnej młodzieży;

*Anna – letniczka w Leitnerhof, przyjaciółka Hannesa, matka Susy, była żona Tobiasa, dyrektorka przedszkola;

*Almuth – letniczka w Huber`s Alp, matka Lukasa, była żona Hannesa.

*Hannes – letnik w Leitnerhof, były mąż Almuth, partner Anny, ojciec Lukasa, logopeda;

*Julia, Lukas, Marcel – goście Leitnerhofu świętujący 10-lecie matury;

*Frederik Thorbach – gość w Leitnerhof, świętujący 10-lecie matury wraz z Julią, Lukasem i Marcelem; weterynarz;

Doris i Achim Beckers – małżeństwo z trójką dzieci z Dortmundu; letnicy w Huber`s Alp;

Martina i Matthias – para studencka z Trewiru; wolontariusze w Huber`s Alp;

*Jean-Pierre – były partner Mirjam; hotelarz z południa Francji;

*Anna – była kochanka Georga; była kelnerka w Leitnerhof;

Gülben (ok. 40) – gospodyni w domu Achenbachów;

Gabriela (ok. 70) – gospodyni profesora Edelsteina;

Eva – matka Lili; modelka; dziennikarka zajmująca się modą; córka trenera młodzieżowej drużyny hokejowej w Oberstdorfie i dietetyczki sportowej. Romantyczna szkolna miłość Liama. Ponowne spotkanie po latach przyniosło rozczarowanie i ostateczne rozstanie Evy i Liama. Zaowocowało jednak narodzinami ich córki Lili.

*Dr Kendrich – adwokat Leitnerów w sprawie ziemi Huberów;

*Martin Gerlach – dyrektor kasy oszczędnościowej w Allgäu, stary przyjaciel Lorenza;

*+ Peter Leitner – najmłodszy, nieżyjący już syn Sebastiana i Sofii; zmarł 26 grudnia 1997 roku w wyniku tragicznego wypadku;

+ Hanna Huber – nieżyjąca żona Lorenza, matka Marie i Lisy; zmarła na zawał serca w 1994 roku;

+ Kiara Murphy – Achenbach – nieżyjąca, pierwsza żona Klausa Achenbacha, matka Liama i Finna; Amerykanka o irlandzkich korzeniach, prawniczka, zmarła w 1998 roku po przedawkowaniu środków nasennych;

+ Karl Lienert – nieżyjacy mąż Margaret i ojczym Karin; nauczyciel historii w Gymnasium w Allgäu ; zmarł w 1994 r;

+ Ester Edelstein – nieżyjąca. żona Samuela, matka Jana; z zawodu psycholog;

+ Konrad Leitner – nieżyjący starszy brat Sebastiana, po którym odziedziczył on Leitnerhof;

dwoje dzieci , które się jeszcze pojawią w rodzinie:

Benjamin (Ben) Leitner — syn Karin i Floriana, brat Mili, wnuczek Sebastiana i Sofii, a także Lorenza i Margarete.

Justus (Just) Huber — syn Lisy i Liama, przyrodni brat Lili, wnuk Klausa oraz Lorenza.


Sebastian – imię pochodzenia greckiego, oznacza dostojny, honorowy, mądry.

Lorenz – imię pochodzenia greckiego, oznacza wawrzyn.

Sofia – imię pochodzenia greckiego, oznacza mądrość.

Margarete – imię pochodzenia greckiego, oznacza perłę.

Georg – imię pochodzenia greckiego, oznacza rolnika, człowieka, który pracuje na roli.

Florian – imię pochodzenia greckiego, oznacza kwitnący kwiat.

Marie – imię pochodzenia hebrajskiego ; oznacza piękna, wspaniała.

Lisa – skrót od Elżbiety; imię pochodzenia hebrajskiego, oznacza: Bóg moją przysięgą lub też Bóg jest wszystkim, Bóg jest szczęściem.

Mirjam – imię pochodzenia hebrajskiego, oznacza piękna, wspaniała.

Karin — imię Karin jest skróconą formą imienia Katharina i wywodzi się ze starożytnego greckiego słowa „katharos”, które oznacza „czysta”; Katharina ma również łacińskie znaczenie — moja miłość.

Jan – imię pochodzenia hebrajskiego, oznacza: Bóg jest miłosierny.

Liam – imię pochodzenia celtyckiego, znaczy silny i opiekuńczy: odpowiednik angielskiego imienia William i niemieckiego Wilhelm.

Mila – imię pochodzenia słoweńskiego; oznacza miła, grzeczna.

Sara – imię pochodzenia hebrajskiego, znaczy księżniczka.

Mohammed – imię pochodzenia arabskiego; oznacza, chwalebny, sławny; imię wielkiego proroka.

Izaak – imię pochodzenia hebrajskiego; oznacza śmiech.

Klaus – imię pochodzenia greckiego; Nikólaos oznacza zwycięstwo (Nike) dla ludu (Laos).

Samuel – imię pochodzenia hebrajskiego, oznacza zaproszony przez Boga, Bóg wysłuchał.

Lea – imię pochodzenia hebrajskiego, znaczy krowa, ale już po łacinie – lwica.

Lili / Liliane – imię pochodzenia greckiego, znaczy lilia.

Finn – imię pochodzenia celtyckiego; znaczy lśniący, biały.

Layla – imię pochodzenia arabskiego; znaczy urodzona w nocy, ciemna piękność.

Nur – imię pochodzenia arabskiego; znaczy światło.

Fariha – imię pochodzenia arabskiego; znaczy szczęśliwa, wesoła.

Yasmin – imię pochodzenia arabskiego; znaczy jaśmin.

Adam – imię pochodzenia hebrajskiego; znaczy człowiek, mężczyzna;

Ewa – imię pochodzenia sumeryjskiego; Ava oznacza życie, z hebrajskiego hajja znaczy dawać życie, ale z arabskiego hajja to wąż.

Peter – imię pochodzenia greckiego, znaczy skała.

Hanna – imię pochodzenia hebrajskiego znaczy miła, łagodna.

Kiara – celtycka wersja imienia Klara; znaczy jasna, sławna.

Karl – imię pochodzenia frankijskiego; znaczy człowiek, mąż.

Ester – imię pochodzenia hebrajskiego; znaczy gwiazda.

Konrad – imię pochodzenia staroniemieckiego; znaczy odważny doradca.

Justus (Just) – imię pochodzenia łacińskiego znaczy słuszny, sprawiedliwy.

Benjamin –  imię męskie pochodzenia hebrajskiego, oznaczające dosłownie „syn południa” lub „syn prawicy”; imię Benjamin jest synonimem słowa „najmłodszy”, ponieważ w Biblii Benjamin był ostatnim dzieckiem Jakuba; żona Jakuba, Rachela, urodziła Benjamina, swego drugiego syna, w drodze z Betel do Efratu; zmarła podczas porodu syna, jednak przed śmiercią nazwała chłopca Ben-Oni, co znaczy syn mojej żałoby, boleści; jej mąż zmienił mu imię na Benjamin, czyli syn prawicy; noszący to imię są nazywani synami dobrej fortuny, ponieważ prawa strona była uważana w starożytnym Izraelu za szczęśliwą.

Featured

Was war und könnte sein?/Co było i mogłoby być?

Eine scheinbar einfache Geschichte, die sich überall hätte abspielen können, über zwei einst befreundete Familien, die vor zwanzig Jahren durch einen unglücklichen Unfall, den tragischen Tod des jüngsten Sohnes eines der Patriarchen, getrennt wurden. Doch mit der Entdeckung der Karten wird Daheim immer mehr zu einem komplizierten Puzzle, bei dem niemand und nichts so ist, wie wir anfangs dachten. Es gibt viele Fragen, nicht nur nach der Richtung, in die die ganze Geschichte geht. Wie man alte Wunden heilen und alte Gräben füllen kann, vor allem wenn alles im Grunde darauf abzielt, neue Konflikte zwischen den Figuren zu schaffen und alte zu vertiefen, sondern auch nach der Vergangenheit der Figuren.

Z pozoru prosta historia, która niby to mogłaby się wszędzie zdarzyć o dwóch niegdyś zaprzyjaźnionych rodzinach, które podzielił przed 20 laty nieszczęśliwy wypadek – tragiczna śmierć najmłodszego syna jednego z patriarchów, w miarę odkrywania kart staje się coraz bardziej zawiłą i skomplikowaną łamigłówką, w której nikt i nic nie jest tak i takie, jak się nam na początku wydawało.  Mnożą się pytania nie tylko odnośnie do tego, w jakim kierunku zmierza cała historia, jak wygoić stare rany i pozasypywać stare rowy, kiedy wszystko w zasadzie zmierza raczej do powstawania nowych konfliktów między bohaterami i pogłębiania starych, ale także odnośnie do przeszłości bohaterów.

Rodzina Huber – Leitners

Die Situation zwischen den Familien gleicht nun der Stille auf dem Meer vor dem Sturm. Stagnation, nichts ist gut oder schlecht und es muss etwas geschehen, damit sich dies ändert. Es ist zu vermuten, dass bald neue Ereignisse folgen werden, die zunächst zu einer Verschlechterung der Beziehungen zwischen den Helden führen werden (dieser Sturm auf See), sodass der Weg zur Versöhnung nicht nur nicht verkürzt wird, sondern im Gegenteil, der Punkt erreicht wird, an dem eine Versöhnung der Familien nicht mehr möglich sein wird. Dann wird das Schicksal wieder fallen und dieser ordnungsgemäße Prozess des Auffüllens der Gräben zwischen allen Mitgliedern der beiden Familien wird bis zur vollständigen Versöhnung beginnen.

Sytuacja między rodzinami przypomina obecnie ciszę na morzu przed sztormem. Stagnacja, nic nie jest ani dobrze, ani źle i coś musi się wydarzyć, aby ten stan uległ zmianie. W domyśle: wkrótce nastąpią nowe zdarzenia, które najpierw doprowadzą do pogorszenia relacji bohaterów (tej burzy na morzu) tak, że droga do pogodzenia nie tylko nie będzie się skracać, ale przeciwnie dojdzie do punktu, że o jakimkolwiek pojednaniu się rodzin nie będzie już mogło być mowy, by następnie koło fortuny ponownie się wywróciło i zapoczątkowało ten właściwy proces zasypywania rowów pomiędzy wszystkimi członkami obu zwaśnionych rodzin, aż do pełnego pojednania.

Die Konstruktion der Handlung selbst ist nach dem Prinzip der Prädestination aufgebaut. Die Autorin ist wahrscheinlich nicht nur Psychologin, sondern auch Protestantin. Das Schicksal der Helden ist im Voraus geplant. Sie haben einen freien Willen, aber durch das Funktionieren des Ursache-Wirkungs-Prinzips werden sie ständig auf den richtigen Weg gedrängt. Was sich in der Tatsache manifestiert, dass für jede Handlung guten Willens, das Opfer, das sie erleiden werden, mit einem Lächeln des Schicksals belohnt wird, und umgekehrt, für jede Manifestation von schlechtem Willen, Bosheit, selbst wenn es nur eine böswillige Absicht oder ein Mangel an Freundlichkeit und Einfühlungsvermögen gegenüber anderen ist, wirkt sich ihr Schicksal sofort auf sie aus. Jedes Leiden, jede Not, jedes Hindernis im Leben, das die Figuren betrifft, soll sie reparieren, verfeinern, sie dazu bringen, ihre Richtung zu ändern, damit sie wieder Glück erfahren: ein Segen des Schicksals. Wenn das Schicksal sie zu lange begünstigt, gehen sie moralisch unter, und als Folge davon fallen neue Unglücke über sie herein. Wenn sie aus ihren Fehlern lernen und sich ihren Problemen stellen, stehen sie auf und erleben wieder ein Lächeln des Glücks. Und da der Mensch nie vollständig aus seinen Fehlern lernt und den Schmerz schnell vergisst, hört er nie auf, im Leben umherzuwandern. Und so geht es immer weiter mit den Helden dieser Geschichte: einmal oben, einmal unten, einmal vorwärts, einmal rückwärts, und ein unaufmerksamer Zuschauer wird immer noch von den ständigen, seltsamen Wendungen und Drehungen der Handlung überrascht. Das ist nichts anderes als ein fairer Finger Gottes, Karma.

Sama konstrukcja fabuły budowana jest według zasady predestynacji (autorka chyba nie tylko jest psychologiem, ale jeszcze protestantką) – losy bohaterów z góry są zaplanowane. Oni wprawdzie mają wolną wolę, jednak przez działanie zasady: przyczyna – skutek są nieustannie popychani na właściwą dla nich drogę. Co przejawia się tym, że za każdy akt dobrej woli, ofiarę, jaką poniosą, nagradzani są uśmiechem fortuny   i odwrotnie — za każdy przejaw złej woli, niegodziwość, nawet jedynie powzięty zły zamiar czy brak życzliwości i empatii wobec innych natychmiast dotyka ich los.  Każde zaś cierpienie, trudy przeszkody życiowe, które dotykają bohaterów, mają ich naprawić, uszlachetnić, skłonić do zmiany kierunku działania, dzięki czemu znowu doświadczą szczęścia – błogosławieństwa od losu. Gdy los im zbyt długo sprzyja, to podupadają moralnie i w konsekwencji spadają na nich nowe nieszczęścia. A że człowiek nigdy do końca nie uczy się na błędach i szybko zapomina o bólu, to nigdy nie przestaje błądzić. I tak toczy się koło fortuny bohaterów tej historii: raz w górę, raz w dół, raz do przodu, raz do tyłu, a nieuważny widz ciągle jest zaskoczony nieustannymi, dziwnymi zwrotami akcji. A to nic innego przecież jak sprawiedliwy palec boży, karma.

W domu w górach: taniec miłości
Lorenz w miejscu tragedii

Der Preis

Den größten Preis im Konflikt der Familien zahlten Lisa und Florian, die zum Zeitpunkt der Tragödie erst siebzehn Jahre alt waren. Nur einen Tag vor Peters Tod waren die verliebten Teenager die größte Hoffnung ihres Vaters. Kaum hatten Georg und Marie die Welt begrüßt, da begannen Sebastian und Lorenz von dem Tag zu träumen, an dem ihre Kinder erwachsen werden und ihnen zu einem Familienknoten verbinden würden. Gegenseitige Antipathie von klein auf zwischen Georg und Marie vertrieb schnell diesen frommen Wunsch bei Freunden. Nicht überraschend, wenn ihre jüngeren Kinder: Florian und Lisa fingen an, sich miteinander zu vergnügen, die Freunde beobachteten die aufblühenden Gefühle zwischen den Teenagern mit wachsender Hoffnung. Endlich sollte der größte Traum ihrer Freunde von einer Familienzusammenführung in Erfüllung gehen – das junge Paar plante, nach dem Abitur zu heiraten. Es ist leicht zu erraten, dass sich die gemeinsamen Gespräche von Sebastian und Lorenz schon damals hauptsächlich um das Thema der großen Hochzeit drehten, die sie im nächsten Herbst gemeinsam ausrichten würden. Schon am Tag nach Peters Tod, als Sebastian über seine Anwälte die Rechnung an die Hubers schickte, sollten sich Florian und Lisa nur hassen. Zwischen den jungen Leuten war die Hölle los. Lisa sah den Konflikt in Schwarz und Weiß. Ihr Vater ist unschuldig, Peters Tod war ein unglücklicher Unfall. Das Kind sprang plötzlich aus der Dunkelheit auf die Straße unter die Räder des rasenden Autos ihres Vaters. Die Tragödie hätte nicht verhindert werden können. Das Gericht sah das ähnlich – der Vater musste nicht ins Gefängnis. Sebastian hatte kein Recht, ihnen das Land wegzunehmen, als die Schulden fast abbezahlt waren – im Moment der Inbesitznahme des Pfandes waren von den 130.000 Mark des Darlehens, das er vor 13 Jahren an Leitner Huber gegeben hatte, 120.000 Mark zurückgegeben worden. Das Grundstück wurde auf 150.000 Mark geschätzt. In Lisas Augen war es ein Raubüberfall im Namen des Gesetzes. Eine einfache Rache, die ihre Familie in den Ruin treiben soll. Abhängig von der Meinung anderer, lehnte sich Florian an die Meinung seiner Geliebten an. Obwohl, er es natürlich vor seinem Vater und seinem Bruder nicht laut zugeben würde. Er litt jedoch zusammen mit seinem Vater, den er sehr liebte. Er wollte das Mädchen nicht verlieren und er wollte seinen Vater nicht im Stich lassen. Wie immer ließ er sich treiben. Er suchte die Hoffnung in der Zeit (der Konflikt würde irgendwann verblassen) und in seiner Mutter. Frau Leitner war zwar unmittelbar nach dem Tod ihres Sohnes in Schmerz und Wut in der Lage, Huber mit eigenen Händen zu töten, aber als sich die Emotionen gelegt hatten, begann sie, nach einer Möglichkeit zu suchen, wie beide Familien miteinander auskommen könnten. Zumal sie die Verzweiflung ihres jüngeren Sohnes sah und entsetzt war von der Vorstellung, wohin dieser Hass führen könnte. Mit der Zeit verbesserte sich die Situation jedoch nicht, sondern der Konflikt beider Familien verschlimmerte sich. Der Konflikt zwischen Peters Eltern bestand schon vor dem Tod ihres Sohnes, und der Verlust ihres Kindes hat ihn nur noch verschärft. So wie sie nicht in der Lage waren, ihre Liebe zu ihrem gemeinsamen Kind zu teilen, konnten sie auch nicht ihre Trauer nach dem Tod ihres Sohnes nicht teilen. Die über 25-jährige Ehe der Leitners wurde zu Peters Lebzeiten fast gelandet. Nach seinem Tod muss es explodiert. Wie könnte es anders sein, wenn die zerstrittenen Eltern den tragischen Tod ihres Sohnes nicht mit ihrem Konflikt in Verbindung bringen können? Unfähig, die dicke Schale des Hasses ihres Mannes zu durchbrechen, packte Frau Leitner schließlich ihre Koffer und verließ die Familie. Der Verlust von Land für die Viehweide zwang Lorenz bald, fast die gesamte Herde zu verkaufen. Die Armut begann durch die Fenster von Hubers Alp zu lugen. Marie war jedoch weit davon entfernt, die Dinge so zu sehen, wie ihre Schwester – ein Kind starb, und das kann man nicht mit dem Verlust von Eigentum vergleichen. Maries Liebe zu ihrem Vater, ihr großes Einfühlungsvermögen und ihre Sensibilität reichten aus, um ihrem Vater beizustehen und mit ihm die Armut, Demütigung und Schande zu ertragen. Zunächst von beiden Elternteilen verwöhnt und nach dem Tod der Mutter von ihrer älteren Schwester in einen zärtlichen und sicheren Kokon gehüllt, war Lisa dazu nicht in der Lage. Trotz ihrer vielen Charakterstärken ist Lisa weder stark noch zäh. Lisas Haut ist so dünn wie Seidenpapier. Eine schwierige Situation geduldig zu ertragen, liegt nicht in ihrer Natur. Passiv zuzusehen, was sie nicht akzeptiert, ist Lisa ebenso fremd wie die Fähigkeit, sich für andere aufzuopfern. Lisa ist eine Tat, eine Aktion, ein Kampf, und da es ihr weder an Mut noch an Entschlossenheit mangelt, wenn sie auf ein Hindernis stößt, geht sie schnell in Aktion. Wenn sie kämpft, kämpft sie immer mit offenem Visier, nachdem sie dem Feind den Krieg erklärt hat – Täuschung, Überraschungsmanöver und das Graben von Löchern unter dem Feind sind ihr unbekannt. Wenn sie auf ein Hindernis stößt, das sie nicht vernünftig überwinden kann, wird sie zu einem chirurgischen Schnitt greifen, nur um nicht in einer inakzeptablen Situation stecken zu bleiben. Leider macht ihre impulsive Natur, dass ihre Handlungen selten gut durchdacht sind. Es gibt einen Impuls und die emotionale Lisa rennt zu der ersten Lösung, die ihr Herz ihr sagt. Die Folgen sind natürlich beklagenswert – Lisa gerät von einer Lebenskatastrophe in die nächste. Und weil sie stur ist, fällt es ihr schwer, vom falschen Weg abzuweichen, und erst wenn sie stark erschüttert wird, kehrt sie um. Betrachtet man Lisas Charakter objektiv, so kann man sich des Eindrucks nicht erwehren, dass sie, um aus dieser Kette von Katastrophen in ihrem Leben endlich heil herauszukommen, dicht umringt sein muss von einem Kordon von Menschen, die ihr wirklich wohlgesonnen sind, die erst denken und dann handeln. Die Entwicklungen im Drama geben uns die Hoffnung, dass dies schließlich geschehen wird. Und alle zusammen, schließlich werden sie unter Kontrolle die kopflose, aber mit halsbrecherischer Geschwindigkeit „rasende Ziege der Hubers Alpen“ bringen. Übrigens, geduldiges Aushalten von Widrigkeiten, Aufopferungsfähigkeit, das sind Maries Eigenschaften. Die älteste von Hubers Töchtern ist ängstlich und geistig schwach, sodass sie für sich selbst kämpfen, nicht kann, sondern nur passiven Widerstand und Flucht anwendet. Karin ist stark und genauso sehr entschlossen und emotional wie Lisa. Aber da sie auch schüchtern ist, wählt sie meist verdeckte und hinter den Kulissen stattfindende Aktionen und schreckt nicht vor Intrigen zurück. Um auf Lisa zurückzukommen, ist es in Anbetracht ihres Charakters kein Wunder, dass sie die Spannungen zwischen den Familien lange Zeit nicht ertragen konnte und als der unentschlossene Florian sich nicht klar entscheiden konnte, auf welcher Seite er steht, machte sie einen chirurgischen Schnitt – sie trennte sich von ihrem Freund. Auch sie entschied sich, das Land zu verlassen und der Jurastudium an der Münchner Universität aufzunehmen. Doch die Gefühle für Florian erwiesen sich als so stark, dass der Abschied von ihm das Mädchen zu überwältigen begann. Lisa beschloss, zu ihrem Freund zurückzukehren. Bevor sie nach München abreiste, schrieb sie Florian einen Brief, in dem sie vorschlug, gemeinsam wegzulaufen und getrennt von ihren zerstrittenen Familien zu leben. Da sie seit ihrem Schulabschluss keinen Kontakt mehr zu Florian hatte, gab sie den Brief ihrer Freundin, ohne zu wissen, dass diese schon lange heimlich in ihren Freund verknallt war. Getreu dem Grundsatz, dass im Krieg und in der Liebe keine Regeln gelten – behielt Karin den Brief. Infolgedessen kam Romeo nicht zu dem Ort, an dem Julia auf ihn wartete. Lisa fuhr nach München und war überzeugt, dass Florian seine Wahl getroffen hatte. Er wiederum sah den Weggang des Mädchens als Beweis dafür, dass sie sich nicht mehr für ihn interessierte. Karin hat Florian schnell getröstet. Der Sommer verging, Viehscheid und im Herbst war das Kind auf dem Weg. Georg und Sebastian beschlossen unisono, dass die Jugendlichen heiraten sollten. Die beiden hasserfüllten Leitners waren eigentlich mit der Situation einverstanden – aus ihrer Sicht bedeutete Florians Heirat mit Karin die endgültige Trennung von den Hubers. Aber es war vor allem Georg, der handelte – Sebastian lag noch auf den Brettern. Im Wissen um Unentschlossen seines jüngeren Bruders nahm Georg Florian schnell unter seinen Stiefel und der Hochzeitstermin stand fest. Der erste Todestag von Peter war vergangen und Florian und Karin in den Stand der Ehe eintreten. Zu Hause herrschte jedoch noch Trauer – es konnte keine Hochzeit stattfinden. Zur gleichen Zeit überlegte Lisa, die in München war und keine finanzielle Unterstützung von ihrer Familie hatte und somit monatelang kein Geld zum Leben hatte, zunehmend, nach Hause zurückzukehren. Die Nachricht von Florians und Karins Hochzeit schnitt ihr den Weg zurück nach Hause ab. Alle Hoffnung, ihren Ex-Freund zurückzugewinnen, war erloschen. Seitdem ist Lisa fest entschlossen, in München zu bleiben und sich, um jeden Preis zu halten. Es war genug, dass die Emotionen in dem Mädchen hoch genug gespielt, und sie beschließt, einen drastischen Schritt zu nehmen. Lisa macht einen weiteren chirurgischen Schnitt und … wird eine Prostituierte. Auch Marie hat einen hohen Preis für Papas Dummheit und Sebastians Rache gezahlt. Die 25-jährige Marie muss ihr Studium vergessen. Obwohl es ihr nicht an Verstand, Schönheit oder gutem Charakter mangelte, nahmen ihr die Schande ihrer Familie und die Armut die Möglichkeit, sich ein Leben aufzubauen. Seit Jahren möchte kein Einheimischer einen Job in der Huber-Alp annehmen, geschweige denn einer solchen Familie beitreten! Zwanzig Jahre nach der Tragödie ist Marie eine einsame Frau, die einen Ersatz für Glück darin findet, ihren ebenso einsamen Vater zu unterstützen und die Probleme ihrer Gäste zu lösen. Mit stoisch-philosophischer Gelassenheit erträgt sie ihr Schicksal – es ist gut so, wie es ist, solange es nicht schlimmer wird – in der tiefen Überzeugung, dass es sich nicht zum Besseren wenden wird. Hubers gedankenlose, unverantwortliche Entscheidung, sich betrunken hinter das Steuer zu setzen, obwohl ein Freund ihm eine Unterkunft angeboten hatte, führte zum Tod des Kindes. Aber Sebastians kalt kalkulierte Rache forderte auch ihren Tribut – verlorene Träume, verlorene Hoffnungen und eine Menge Schmerz, Tränen und Leid für diejenigen, die ihm nichts schuldeten. Es ist also an der Zeit, dass die beiden Leitners anfangen, den Schaden, den sie der Familie Huber zugefügt haben, wieder gutzumachen. Georg Leitner, der seit jeher von der ganzen Familie Hubers, vor allem aber von Marie, mit den sanftesten Worten umschrieben wurde: „He is a bad news“, hatte eine besondere Rolle bei dieser Abrechnung. Derjenige, der von Marie als der Letzte der Letzten angesehen wurde, entpuppt sich für sie als letzte Chance. Paradox. Man möchte sagen, dass am Ende hat das Schicksal Marie hässlich verspottet. Aber in Wahrheit, wer, wenn nicht Georg, schuldet ihre Entschädigung?

Cena

 Największą cenę w konflikcie rodzin zapłacili Lisa i Florian, w chwili tragedii zaledwie siedemnastolatkowie. Jeszcze na dzień przed śmiercią Petera zakochani nastolatkowie byli największą nadzieją swoich ojców. Ledwie świat powitali Georg i Marie, jak Sebastian i Lorenz zaczęli marzyć o dniu, kiedy ich dzieci dorosną i połączą ich rodzinnym węzłem. Wzajemna antypatia od najmłodszych lat Georga i Marie, szybko rozwiała u przyjaciół to pobożne życzenie. Nie dziwi więc, że kiedy ich młodsze dzieci: Florian i Lisa zaczęli mieć się ku sobie, to przyjaciele przyglądali się rozkwitającemu się uczuciu pomiędzy nastolatkami z rosnącą nadzieją. Wreszcie największe marzenie przyjaciół o połączeniu się rodzin miało się ziścić – młodzi planowali ślub po maturze. Nie trudno się domyślić, że już wtedy wspólne rozmowy Sebastiana i Lorenza toczyły się głównie wokół tematu wielkiego wesela, które oni wspólnie wyprawią młodym, na przyszłej jesieni. Dzień po śmierci Petera, kiedy Sebastian poprzez swoich prawników przysłał rachunek Huberom, Florian i Lisa mieli się już tylko nienawidzić. Między młodymi zaczęło się piekło. Lisa widziała konflikt czarno – biało. Jej ojciec jest niewinny, śmierć Petera to był nieszczęśliwy wypadek. Dzieciak nagle wyskoczył z ciemności na drogę pod koła rozpędzonego samochodu jej ojca. Tragedii nie można było zapobiec. Sąd był podobnego zdania – jej ojciec nie poszedł siedzieć. Sebastian nie miał prawa odbierać im ziemi, kiedy dług był prawie że spłacony — w chwili przejęcia zabezpieczenia — ze 130 tys. marek pożyczki, którą udzielił przed 13 laty Leitner Huberowi, 120 tys. było oddane.  Ziemia była wyceniana na 150 tys. marek. W oczach Lisy to była grabież w majestacie prawa. Zwykła zemsta, mająca doprowadzić do ruiny jej rodzinę. Niekonfliktowy i zależny w swojej opinii od innych Florian, skłaniał się do zdania ukochanej. Choć oczywiście przed ojcem i bratem na głos by się do tego nie przyznał. Cierpiał jednak wraz z ojcem, którego bardzo kochał. Nie chciał stracić dziewczyny i jednocześnie nie chciał odstąpić ojca. Jak zawsze dryfował, nadziei upatrując w czasie (konflikt w końcu przygaśnie) i swojej matce. Sofia, co prawda zaraz po śmierci syna, w bólu i gniewie była zdolna własnymi rękami zabić Hubera, to jak emocje opadły, tak zaczęła szukać możliwości porozumienia się obu rodzin. Szczególnie że widziała desperację młodszego syna i była przerażona wizją, do czego ta nienawiść może doprowadzić. Sytuacja jednak w miarę upływu czasu się nie tylko nie polepszała, ale nieszczęście obu rodzin się pogłębiało. Między rodzicami Petera konflikt istniał już przed śmiercią syna, a strata dziecka tylko go pogłębiła. Tak jak nie potrafili się razem dzielić miłością do dziecka, tak i niezdolni byli dzielić się żałobą po nim. Ponad 25-letnie małżeństwo Leitnerów, które podminowane było już za życia Petera, po jego śmierci, musiało wylecieć w powietrze. Jak mogłoby być inaczej, skoro poróżnieni rodzice, nie potrafili powiązać tragicznej śmierci ich syna ze swoim konfliktem?  Niezdolna przebić się przez grubą skorupę nienawiści męża Sofia, spakowała w końcu walizki i opuściła rodzinę. Utrata ziemi pod wypas bydła szybko zmusiła Lorenza do wysprzedania niemal całego stada. Bieda zaczęła zaglądać do okien w Hubers Alp. Marie daleka jednak była od widzenia sprawy tak jak jej siostra – zginęło dziecko i tego nie można zestawić nijak z utratą majątku. Miłość do ojca, ogromna empatia i wrażliwość Marie, wystarczyły, żeby zdecydowana była stać przy ojcu, znosić z nim biedę, upokorzenie i hańbę. Do tego niezdolna była Lisa, która mimo wielu mocnych stron charakteru, nie jest jednak ani silna, ani twarda. Przeciwnie, wychuchana najpierw przez oboje rodziców, a po śmierci matki otoczona czułym i bezpiecznym kokonem przez starszą siostrę, Lisa ma skórę cienką jak bibułka. Cierpliwe znoszenie trudnej sytuacji nie leży w jej naturze.  Bierne przyglądanie się temu, czego nie akceptuje jest Lisie równie obce, co zdolność poświęcenia siebie dla innych. Lisa to czyn, akcja, walka, a że nie bark jej ani odwagi, ani zdecydowania, to natykając się na przeszkodę szybko przechodzi do działania. Kiedy walczy, to zawsze z otwartą przyłbicą, po uprzednim wypowiedzeniu wojny przeciwnikowi – podstęp, działanie z zaskoczenia i kopanie dołów pod wrogiem są jej nieznane. Kiedy napotyka na przeszkodę, której w uczciwy sposób sforsować nie może, to sięga po chirurgiczne cięcie, byle tylko dalej nie tkwić w sytuacji nie do akceptacji. Niestety, jej narwana natura sprawia, że rzadko jej działanie jest przemyślane. Jest impuls i emocjonalna Lisa biegnie za pierwszym rozwiązaniem, które jej serce podpowie. Skutki takiego postępowania są oczywiście dla niej opłakane – Lisa idzie od jednej katastrofy życiowej do kolejnej. A że jest uparta, to trudno jest jej wycofać się ze źle obranej drogi, dopiero mocno potrząśnięta zawraca. Patrząc obiektywnie na charakter Lisy, trudno nie uciec wrażeniu, że aby wyszła ona wreszcie z tego ciągu klęsk w swoim życiu na prostą, to musi zostać szczelnie otoczona kordonem ludźmi prawdziwie jej życzliwych, co najpierw myślą, a potem robią i oni wszyscy razem do kupy wreszcie zapanują nad tą, pędzącą bez głowy, za to na złamanie karku, kozą z Hubers Alp. Rozwój sytuacji w dramacie pozwala mieć nadzieję, że tak się w końcu stanie. BTW, cierpliwe znoszenie przeciwności losu, zdolność do poświęceń, to właśnie cechy Marie. Najstarsza z córek Hubera jest lękliwa i słaba psychicznie, dlatego walczyć o swoje nie potrafi, a jedynie stosuje bierny opór i ucieczkę. Silna i zdecydowana jest Karin, a że jednocześnie też strachliwa i nieśmiała, to wybiera zwykle działania niejawne i zakulisowe, nie stroniąc przy tym od intrygi. Karni jest również emocjonalna, choć nie tak bardzo, jak Lisa, za to równie zdecydowana. Ona w ogóle jest wypośrodkowana charakterologicznie, pozbawiona skrajności, podobnie jak Florian. Przez co zresztą tak dobrze się oboje rozumieją. Wracając do Lisy, to biorąc pod uwagę cały jej charakter, nie dziwi już, że ona, tego napięcia pomiędzy rodzinami, długo nie wytrzymała i kiedy niezdecydowany Florian, nie potrafił jasno się opowiedzieć, po której jest stronie, to zrobiła chirurgiczne cięcie — zerwała z chłopakiem. Postanowiła też wyjechać i rozpocząć studia prawa na Monachijskim Uniwersytecie.  Jednak uczucie do Floriana okazało się na tyle silne, że rozstanie z nim zaczęło dziewczynę przerastać. Lisa postanowiła wrócić do chłopaka. Przed samym wyjazdem do Monachium napisała do Floriana list, w którym zaproponowała mu wspólną ucieczkę i życie z dala od ich skonfliktowanych rodzin. Nie mając zaś od zakończenia szkoły kontaktu z Florianem, list dała przyjaciółce, nieświadoma, że ta od dawna skrycie podkochuje się w jej chłopaku. Trzymając się zasady, że na wojnie i w miłości żadne reguły nie obowiązują — Karin list zatrzymała. W efekcie czego Romeo nie przyszedł na miejsce, gdzie czekała na niego Julia. Lisa wyjechała do Monachium w przekonaniu, że Florian dokonał wyboru. On z kolei uznał wyjazd dziewczyny za dowód, że przestała o niego dbać. Karin szybko pocieszyła Floriana. Minęło lato, Viehscheid i na jesieni dziecko było już w drodze. Sebastian i Georg uznali zgodnie, że młodzi powinni się pobrać. Zacietrzewionym w nienawiści obu Leitnerom sytuacja w zasadzie była na rękę — w ich mniemaniu ślub Floriana z Karin oznaczał ostateczny rozbrat z Huberami. Działał jednak głównie Georg – Sebastian ciągle leżał na deskach. Świadomy rozchwiania swojego młodszego brata, Georg szybko wziął go pod but i termin ślubu został wyznaczony. Minęła pierwsza rocznica śmierci Petera i Florian z Karin stanęli na ślubnym kobiercu. Żałoba jednak w domu nadal obowiązywała — o żadnym weselu nie mogło być mowy.

Tymczasem przebywająca w Monachium Lisa, pozbawiona zupełnie wsparcia finansowego od rodziny i borykająca się w związku z tym od miesięcy z brakiem pieniędzy na życie, coraz bardziej rozważała powrót do domu. Wiadomość o ślubie Floriana i Karin odcięła jej drogę powrotu — nadzieja na odzyskanie byłego chłopaka zgasła. Od tej pory Lisa była zdeterminowana do pozostania i utrzymania się w Monachium za wszelką cenę. Wystarczyło, że emocje odpowiednio wysoko zagrały u dziewczyny, a decyduje się ona na drastyczny krok. Lisa dokonuje kolejnego chirurgicznego cięcia i … zostaje prostytutką. Również Marie zapłaciła wysoką cenę za głupotę taty i zemstę Sebastiana. 25-letnia Marie o dokończeniu przerwanych studiów musiała zapomnieć. Mimo że nie brakowało jej ani rozumu, ani urody, ani dobrego charakteru, to hańba jej rodziny i bieda pozbawiły ją możliwości ułożenia sobie życia. Od lat żaden miejscowy nie chce przyjść, pracować do Hubers Alp, co dopiero mówić o wejściu do takiej rodziny! 20 lat od tragedii Marie jest samotną kobietą, która namiastek szczęścia upatruje we wspieraniu, równie co ona, samotnego ojca oraz rozwiązywaniu problemów swoich gości. Ze stoicko – filozoficznym spokojem znosi swój los — dobrze jest jak jest, byle tylko nie było gorzej — głęboko przekonana, że nic go już na lepsze nie odmieni. Bezmyślna, nieodpowiedzialna decyzja Hubera, żeby po pijanemu wsiąść za kółka, pomimo że przyjaciel proponował mu nocleg, doprowadziła do śmierci dziecko. Jednakże i ta na zimno skalkulowana zemsta Sebastiana przyniosła swoje złe żniwo — stracone marzenia, utracone nadzieje, ogrom bólu, łez i cierpienia tych, co mu nic nie zawinili.  Przyszedł więc czas, żeby obaj Leitnerowie zaczęli wyrównywać szkody, które wyrządzili rodzinie Huberów. Georgowi Leitnerowi, który od niepamiętnych już czasów przez całą rodzinę Hubers, a w szczególności Marie, był najłagodniej określany: he is a bad news, przypadła osobliwa rola w tym wyrównywaniu rachunków. Ten, który był uważany przez Marie za ostatniego z ostatnich, okazuje się ostatnią szansą dla niej. Paradoks. Chciałoby się powiedzieć, że na koniec los jeszcze brzydko zadrwił z Marie. Tyle że po prawdzie, to kto, jak nie Georg jest właśnie jej winien wyrównania krzywdy? 

Eine nicht genutzte Chance

Das Schicksal belohnte dieses unbestreitbare Opfer des jungen Florian und Lisa, indem es sie zur Anwältin und ihn zum Geschäftsführer des väterlichen Gasthauses machte. Leider nutzen sowohl Lisa als auch Florian die Chance, die ihnen das Schicksal gab, nicht voll aus.

Nach 20 Jahren kehrt Lisa in ihr Heimatdorf zurück, nachdem sie es als Anwältin in München zu nichts gebracht hat, mit eingezogenem Schwanz und leeren Taschen. Sie kann sich nicht einmal eine neue Matratze für ihr Bett leisten, geschweige denn ein Bett oder eine eigene Wohnung! Der Prozess um die Rückgewinnung der Familienwiesen scheint für Lisa der letzte Rettungsanker zu sein – eine Bestätigung, dass ihre Flucht aus dem Allgäu und das Zurücklassen ihrer Familie in einer schwierigen Situation vor 20 Jahren doch Sinn ergeben hat und ihr Jurastudium nicht umsonst war. Lisa ist seit einem guten Dutzend Jahren Anwältin (das Studium und die Anwaltsreferendariat dauern zwischen sechs und acht Jahren), aber erst nun verklagt sie die Leitners. Vorher hatte sie es nicht eilig, das Los ihrer Familie zu verbessern. Sie klagt Leitners gegen den Willen ihrer engsten Verwandten und ohne Rücksicht auf deren Gefühle. Lorenz hat wochenlang nicht geschlafen, entsetzt über die Aussicht, Sebastian vor Gericht gegenüberzustehen, beschämt über die Tatsache, dass er es wagt, nach etwas zu greifen, das ihm sogar rechtmäßig gehört, aber immer zu dem Mann, dem er das Kind getötet hat.  Er stimmt dem Prozess zu, weil Lisa auch sein Opfer ist (sie hat ihre erste große Liebe verloren, das Familienhaus verlassen), sie ist seine geliebte Tochter, für die er alles tun würde. Dessen bewusst, versucht Marie bis zum letzten Moment, Lisa aufzuhalten – noch am Vorabend des Prozesses bittet sie ihre Schwester, die Klage zurückzuziehen.  Aber Lisa ist so stur wie eine Ziege, sie hört nicht auf ihre Schwester, sie geht, wie ein Pferd, mit geschlossenen Augen. Vor Gericht beruft sich Lisa auf ein Bundesgerichtsurteil in einem ähnlichen Fall, bei dem es nur um ein Sicherungsrecht an Mobilen ging. Bei ihrer Verteidigung vor Gericht verweist sie sich zunächst auf allgemeine Grundsätze: den Begriff der Gerechtigkeit, das, was noch im römischen Recht der Grundsatz war: „ius est ars boni et aequi“ („Recht eine Kunst ist, das anzuwenden, was gut und richtig ist“), Sebastian hat zu Unrecht mehr als doppelt so viel erhalten, wie ihm zusteht, und sollte daher den Überschuss zurückgeben. Aber das Prinzip der Prädestination ist ständig am Werk. Dieses versteckte, nicht ganz reine (falsche) Motiv von Lisa, die Leitners zu verklagen, führt dazu, dass sie, obwohl die Gerechtigkeit auf ihrer Seite ist, den Prozess verliert.

Der Vertrag wurde 1984 geschlossen, und das Gericht legt ihn im Sinne der Rechtsprechung der 1980er-Jahre aus. Die von Lisa angeführten Prinzipien verlieren gegenüber den Grundsätzen der uneingeschränkten Freiheit und der Vertragsfreiheit und dem Grundsatz pacta sunt servanda – wie die Parteien vereinbart haben, so ist ihr Recht und sie müssen sich daranhalten. Lorenz zahlte den gesamten Darlehen nicht zum vereinbarten Termin zurück und Sebastian löschte die Sicherheiten, indem er Lorenz’ Grundstücke beschlagnahmte. Das war sein Recht. Das von Lisa zitierte Urteil betraf Mobilien, hier geht es um Immobilien – laut Gericht sind die Fälle rechtlich irrelevant.  Die Familie Huber verlor den Prozess und Lisa, anstatt die finanzielle Situation ihrer Familie zu verbessern – das verlorene Land wiederzuerlangen, die Familie aus der Armut und den Schulden herauszuholen, verschlimmerte die Situation noch, indem sie das Recht auf freien Zugang zum Grundstück verlor. Von nun an müssen die Hubers den Leitners eine Gebühr für das Überqueren ihres Grundstücks zahlen. Die Hubers stehen vor der Entscheidung, der Hubers Alp zu verkaufen. Dennoch beeindruckt Lisas Auftritt vor Gericht Sebastian. Leitner macht den ersten Schritt auf Lorenz zu – er besucht ihn auf seinem Grundstück und erklärt, dass sie den gemeinsamen Weg zu den gleichen Bedingungen wie bisher nutzen können. Bald bittet er Lorenz, seine Tochter zu fragen, ob sie die Vertretung seines Sohnes Georg in einem Streit mit seiner Ex-Frau um das Sorgerecht für die gemeinsame Tochter übernehmen würde. Skrupellos und prinzipienlos war Dr. Kendrich ein guter Anwalt, wenn es darum ging, Rechnungen mit dem Feind zu begleichen. Doch bei einem Streit innerhalb der Familie, bei dem es um das Wohl des Kindes geht, erkennt Sebastian in Lisa die richtige Anwältin, um seinen Sohn vor Gericht zu vertreten.  Dies deutet natürlich darauf hin, dass Sebastian bereits vor Gericht Lisas Argumentation anerkannt hatte, obwohl er noch immer nicht vorhatte, seine Rache aufzugeben.  Nachdem sie den Prozess verloren hat, hat Lisa keine Mandanten in ihrem neu eröffneten Büro. Lisa löst ihr Büro im Tal auf und will zurück nach München. Dann geht ihr ihre Schwester zur Hand. Marie, die ihrer Schwester seit dem Urteil bittere Vorwürfe macht, hat einen schnellen Sinneswandel. Sie bittet sie diplomatisch um Hilfe in Alp, räumt dann für sie den Schuppen aus und hilft ihr, ein Büro in Alp einzurichten. Sie bittet ihre Schwester, im Allgäu zu bleiben.

Das Gasthaus unter der Herrschaft von Florian ist immer noch in Betrieb, aber es ist schwer zuzugeben, dass er in den 20 Jahren seiner Leitung das Familiengeführter Gasthof irgendwie weiterentwickelt hat. Fehlende Visionen und das Prinzip „Alles bleibt, wie es ist“ müssen früher oder später mit der Schließung des Unternehmens enden. Florian fehlte eindeutig entweder das Wissen, die Fähigkeiten oder der Wind in den Segeln, um das Gasthaus zu führen. Der ideale Manager arbeitet mit einem Finger (Zeigen).Es ist leicht zu erkennen, dass der Chef, der mit einem Tablett zu den Gästen rennt oder sie durch die Berge führt, weit von diesem Ideal entfernt ist. Lisas Überzeugung, dass die Leitners mit Geld unter der Matratze schlafen, hat wahrscheinlich keine Deckung.  Ein solches Management mag vor 20 Jahren profitabel gewesen sein, aber heutzutage nicht mehr.  Die finanzielle Situation der Leitners zeigt sich auch in Florians Reaktion auf Milas Wunsch, in der Stadt zu studieren – sie soll eine Hotelfachschule im Allgäu absolvieren und im Familienunternehmen arbeiten. Florian macht seinem Bruder Vorwürfe wegen eines kaputten Toasters.  Wie erbärmlich! Nehmen wir zum Schluss Florians Kombinationen mit Karin hinter Sebastians Rücken, wie man die Hubers-Wiesen in Baugrundstücke zu verwandeln. Leitners schlafen vielleicht noch nicht mit Schulden unter der Matratze, aber ich denke, sie sind nah dran.

Eine Frage, die offensichtlich sofort in den Sinn kommt, ist, was sie im Leben von Marie und Georg so sehr verdient haben, dass das Schicksal ihnen schwere körperliche Arbeit bescherte und sie zwang, den Hals zu beugen?  Da sie mit 20 Jahren Demut bestraft wurden, müssen sie beide „ziemlich“ hochmütig in ihre Jugend gewesen sein!

Niewykorzystane beneficjum

Tę niewątpliwą ofiarę młodych Floriana i Lisy fortuna nagrodziła tym, że ona została prawnikiem, a on menedżerem zajazdu ojca. Niestety, zarówno Lisa, jak i Florian trochę nie najlepiej wykorzystali to błogosławieństwo losu.

Lisa wraca po 20 latach do rodzimej wioski, niczego nie osiągnąwszy jako prawnik w Monachium, z podkulonym ogonem i pustymi kieszeniami. Nie stać jej nawet na nowy materac do łóżka, a co tu mówić o samym łóżku, nie wspominając już o własnym mieszkaniu! Proces o odzyskanie rodzinnych łąk zdaje się tym ostatnim kołem ratunkowym dla Lisy – potwierdzeniem, że jej ucieczka z Allgäu i zostawienie rodziny w trudnej sytuacji przed 20 laty miało jednak swój sens, a studia prawnicze nie poszły na marne. Lisa adwokatem jest już od co najmniej dziesięciu lat, ale dopiero teraz wytacza proces Leitnerom. Wcześniej jej się nie spieszyło polepszyć los rodzinie. Wytacza go wbrew woli najbliższych i nie licząc się z ich uczuciami. Lorenz od tygodni nie śpi, przerażony perspektywą stanięcia twarzą twarz w sądzie z Sebastianem, zażenowany już samym faktem, że śmie wyciągnąć rękę po coś, nawet słusznie się mu należące, jednak zawsze do człowieka, któremu odebrał dziecko.  Zgadza się na proces, bo Lisa też jest jego ofiarą (straciła swoją pierwszą wielką miłość, porzuciła dom rodzinny), jest jego ukochaną córką, dla której zrobiłby wszystko. Świadoma tego, Marie do ostatniej chwili próbuje powstrzymać Lisę – jeszcze w przeddzień rozprawy błaga siostrę o wycofanie powództwa.  Ale Lisa jest uparta jak koza, nie słucha siostry, idzie, jak koń z klapkami na oczach, po swoje. Przed sądem Lisa powołuje się na wyrok sądu federalnego w analogicznej sprawie, tylko dotyczącej zabezpieczenia na ruchomości. Broniąc swoich racji, Lisa odwołuje się przed sądem przede wszystkim do zasad ogólnych: pojęcia sprawiedliwości, tego, co jeszcze wprawie rzymskim określano zasadą: ius est ars boni et aequi.1 Sebastian odebrał niesłusznie ponad dwa razy więcej, niż mu się należało, powinien w związku z tym zwrócić nadwyżkę. Ale zasada predestynacji działa nieustannie. Ta ukryta, nie do końca czysta (fałszywa) pobudka Lisy w wytoczeniu procesu Leitnerom skutkuje tym, że choć racja jest po jej stronie, to przegrywa proces.

Lisa przed sądem, w tle jej ojciec

Umowa była zawarta w 1984 roku i sąd interpretuje ją zgodnie z duchem judykatury lat osiemdziesiątych. Zasady, na które powołuje się Lisa, przegrywają z zasadami nieograniczonej swobody i wolności umów oraz zasadą pacta sunt servanda — jak się strony umówiły, takie ich prawo obowiązuje i tego muszą się trzymać. Lorenz nie spłacił w uzgodnionym terminie całej pożyczki i Sebastian skasował zabezpieczenie, rekwirując ziemię Lorenza. Takie było jego prawo. Wyrok na, który powoływała się Lisa dotyczył ruchomości, a tu idzie o nieruchomość – według sądu sprawy są nierelewantne prawnie.  Huberowie przegrywają, a Lisa, zamiast polepszyć sytuację materialną swojej rodziny — odzyskać utraconą ziemię, wyciągnąć rodzinę z biedy i długów, to pogarsza jeszcze sytuację utratą prawa do wolnego dojazdu do posesji. Od tej pory Huberowie mają uiszczać opłatę Leitnerom za przejazd przez ich nieruchomość. Przed Huberami staje widmo sprzedaży Alp. Niemniej, wystąpienie przed sądem Lisy robi wrażenie na Sebastianie. Leitner robi pierwszy krok w kierunku Lorenza — odwiedza go na jego ziemi i oświadcza, że mogą korzystać ze wspólnej drogi na dotychczasowych zasadach. Wkrótce zwraca się do Lorenza z prośbą, żeby ten zapytał córkę, czy nie wzięłaby reprezentacji jego syna Georga w sporze z byłą żoną o opiekę nad córką. Pozbawiony skrupułów i zasad dr Kendrich był dobrym prawnikiem, kiedy chodziło o rachunki z wrogiem. Ale w sporze wewnątrz rodziny, gdzie stawką jest dobro dziecka, Sebastian uznaje Lisę za właściwego prawnika do reprezentowania jego syna przed sądem.  To oczywiście świadczy o tym, że Sebastian już w sądzie uznał racje Lisy, choć odstąpić od zemsty nadal nie miał zamiaru.  Przegranie procesu dla Lisy skutkuje tym, że do jej nowo otwartego biura nie garną się żadni klienci. Lisa likwiduje swoje biuro w dolinie i chce wracać do Monachium. Wtedy dłoń wyciąga do nie jej siostra. Marie, wprawdzie zaraz po wyroku, nie szczędziła siostrze gorzkich wyrzutów, widząc jej przybicie, szybko zmienia serce. Dyplomatycznie prosi ją o pomoc w Hubers Alp, a następnie uprząta dla niej szopę i pomaga w niej urządzić biuro. Prosi siostrę, żeby została w Allgäu.

Zajazd po rządami Floriana nadal funkcjonuje, trudno jednak uznać, że przez 20 lat swoich rządów to on jakoś rozwinął rodzinny interes. Brak wizji i zasada alles bleibt wie es ist wcześniej czy późnej musi zakończyć się zwinięciem interesu. Florianowi wyraźnie zabrakło albo wiedzy, albo zdolności, albo wiatru w żaglach w prowadzeniu zajazdu. Idealny menedżer pracuje jednym palcem (wskazującym), łatwo zauważyć, że szefowi latającemu z tacą do gości, czy też oprowadzającemu ich po górach, daleko do tego ideału. Przekonanie Lisy, że Leitnerowie śpią na pieniądzach prawdopodobnie wcale nie ma pokrycia w realiach. Takie zarządzanie mogło przynosić zyski jeszcze 20 lat temu, a nie obecnie.  Jak wygląda sytuacja finansowa Leitnerów widać też po reakcji Floriana na chęć studiowania w mieście przez Milę — ma skończyć hotelarską szkołę zawodową w pobliżu Allgäu i do roboty.  Florian robi wymówki bratu o zepsuty toster! No żałość tyłek ściska. Wreszcie, weźmy kombinacje Floriana z Karin za plecami Sebastiana, jak tu przerobić pastwiska na działki pod zabudowę. Oni może jeszcze nie śpią na długach, ale chyba już blisko.

Pytanie, które oczywiście się ciśnie natychmiast na usta to, czym sobie tak nagrabili Marie i Georg, że los zesłał na nich ciężką fizyczną harówę i przygięcie karku? Skoro za karę dostali 20 lat pokory, to chyba cechowała ich oboje niezła pycha…

Niemniej interesujące jest pytanie, dlaczego los przeznaczył Lorenzowi przejechać po pijanemu swojego chrześniaka — syna najlepszego przyjaciela skazując go na ponad 20 lat izolacji społecznej. Alkoholizm? To, co ilustruje swoim charakterem, czy raczej jaki problem ukrywa jego najstarsza córka Marie (DDA), pozbawia widza wszelkich wątpliwości, że tamta tragiczna w skutkach jazda po pijanemu Lorenza to był jakiś wyjątek od reguły. Huber nadużywał alkoholu od bardzo, bardzo dawna.

Wenn das Opfer des Fehlverhaltens des Helden ein Kind wird, dessen Gutes immer an erster Stelle steht, weiß man, dass es dem Helden so schlecht geht, dass er auf beide Knie fällt. Generell gilt die Regel, dass ein Kind für den Elternteil immer an erster Stelle steht und nicht sein Eigentum ist, über das er als Sache verfügen kann. Daraus schließe ich, dass die Leitners, die am grausamsten durch den Tod eines Kindes bestraft wurden, durch den Tod eines Kindes bestraft wurden, bestraft wurden, wahrscheinlich in ihren Streitigkeiten zu einem solchen Wahnsinn kommen mussten, dass sie anfingen, ihren Sohn aus den Händen zu reißen, ohne auf etwas zu achten. Infolgedessen nahm das Schicksal ihren Sohn weg.  Bald werden uns die Umstände von Peters Tod, Lea näherbringt. Man sieht, dass Leas Eltern bereits in den Kriegspfad eingetreten sind. Es ist kein Zufall, dass Lea jetzt 8 Jahre alt ist, genau wie der kleine Peter, als er starb. Nichts hier ist ein Zufall. Lea rennt, als Reaktion auf den Streit ihrer Eltern um sie, in den Stall, um dort mit ihrer geliebten Stute Elle zu schlafen. Peter hatte auch die Angewohnheit, sich mit seinem Lieblingspferd Tony in eine Box zu sperren. Die Frage, ob Peter zu ihm gerannt ist, als seine Eltern sich stritten, scheint unnötig. Wichtiger noch, was Sebastian und seine Frau in diesen Streitigkeiten erreichten, war, dass Peter in dieser schrecklichen Nacht nicht mehr in den Stall rannte, sondern aus dem Haus rannte, sich hinter einer dunklen Ecke versteckte und dort wartete, bis sein geliebter Onkel Lorenz ins Auto stieg und nach Hause zurückkehrte. Dann rannte der Junge vor die Maske, um ihn aufzuhalten. Wozu? Damit ihn sein geliebter Onkel Lorenz mit nach Hause nehmen würde. Sebastian macht Lorenz seit zwanzig Jahren für den Tod seines Sohnes verantwortlich. Aber es ist nur eine Frage der Zeit, bis er durch das Verhalten seiner Enkelin merkt, dass er sein Kind unter die Räder von Hubers Auto geschoben hat. Das wird ihn auf die Knie zwingen. Es wird auch für Lorenz eine sehr bittere Wahrheit sein – er hat ein Kind überfahren, das bei ihm Hilfe suchte. Sebastian und Lorenz sind überzeugt, dass sie nie über die Umstände von Peters Tod sprechen werden. Natürlich wird dieser Glaube verifiziert, ebenso wie alle Überzeugungen der Helden nach dem Prinzip: Versprechen Sie nichts!

Ilekroć jakieś dziecko staje się ofiarą złego postępowania bohatera, to z góry wiadomo, że ten bohater dostanie zaraz tak po dupsku, że padnie na oba kolana. Fundamentalne zasady prawa rodzinnego, że dziecko nie jest własnością rodzica, którą może on dysponować jak rzeczą, a jego dobro jest zawsze na pierwszym miejscu, nie podlegają tu dyskusji.  Stąd też mój wniosek, że państwo Leitner, którzy zostali najokrutniej ukarani, bo śmiercią dziecka, musieli prawdopodobnie w swojej zaborczości dojść do takiego obłędu, że zaczęli sobie synka wydzierać z rąk, nie zważając na nic i nie licząc się z niczym. W efekcie los odebrał im syna. Już wkrótce okoliczności śmierci Petera przybliży nam Lea. Widać przecież, że rodzice Lei weszli już na ścieżkę wojenną. To nie przypadek, że Lea ma teraz 8 lat, a więc dokładnie tyle, ile miał mały Peter w chwili śmierci. Tu nic nie jest przecież przypadkiem.  Lea, w reakcji na kłótnie rodziców o nią, ucieka do stajni, żeby tam spać przy swojej ukochanej klaczy Elle.  Również Peter miał zwyczaj zamykania się w boksie ze swoim ulubionym koniem Tonym. Pytanie, czy Peter uciekał do niego, kiedy rodzice się kłócili wydaje się zbędne. Ważniejsze jest to, do czego doszli Sebastian i Sofia w tych kłótniach, że tej strasznej nocy, Peter nie pobiegł już do stajni, ale wybiegł z domu, schował się za ciemnym winklem i tam czekał aż ukochany wujcio Lorenz wsiądzie do samochodu i ruszy z powrotem do domu. Wówczas chłopiec wybiegł mu na drodze przed maskę, żeby go zatrzymać. Po co? Ano po to, żeby wujek zabrał go do siebie — do Alp. Sebastian od dwudziestu lat całą winę za śmierć syna spuszcza na Lorenza. Ale to tylko kwestia czasu, żeby poprzez zachowanie wnuczki zrozumiał, że to on wepchnął swoje dziecko pod koła samochodu Hubera. To oczywiście rzuci go na kolana. Także dla Lorenza będzie to bardzo gorzka prawda — przejechał dziecko, które szukało w nim ratunku. Sebastian i Lorenz są przekonani, że nigdy nie porozmawiają o okolicznościach śmierci Petera. Oczywiście to przekonanie zostanie zweryfikowane, jak wszystkie przekonania bohaterów wedle zasady: nie zarzekaj się!

Lea & Opa

Das Motto der Geschichten ist klar: Wir wissen so viel über uns selbst, wie wir getestet wurden. Je sicherer wir von etwas sind und je stärker unsere Gefühle, unser Glaube an andere, die Realität um uns herum und die endlich an uns selbst sind, desto mehr werden sie vom Leben in einem Augenblick verifiziert. Das Sprichwort, dass alles, was glänzt, nicht Gold ist und dass der Schein trügen kann, macht sich immer dann bemerkbar, wenn wir andere beurteilen – wir wissen wenig über uns selbst und noch weniger über andere. Unser Wissen über die Außenwelt ist immer fragmentarisch, daher muss die Beurteilung über die Realität fehlerhaft und die Beurteilung über andere mehr oder weniger schädlich sein. Deshalb ist es besser, nicht zu beurteilen, bevor man nicht alle Fakten kennt.

Opowieści przyświeca wyraźnie motto przewodnie: tyle wiemy o sobie, ile w nas sprawdzono. Im bardziej jesteśmy czegoś pewni, im silniejsze są nasze uczucia, przekonania odnośnie do innych, czy rzeczywistości, która nas otacza, wreszcie nas samych, tym bardziej zostaną one za moment zweryfikowane i zakwestionowane przez życie. Przysłowie, że nie wszystko złoto, co się świeci i że pozory mogą mylić zawsze daje znać o sobie, ilekroć dokonujemy osądu innych – niewiele wiemy o nas samych, a o innych jeszcze mniej. Nasza wiedza o świecie zewnętrznym zawsze jest fragmentaryczna, stąd i osąd rzeczywistości musi być ułomny, a ocena innych mniej, czy bardziej krzywdząca.

Interessant ist das Konzept der beiden Familiensitze als eine Art eigentlicher Therapiepunkt: Leitnerhof mit Hippotherapiezentrum als Therapieplatz für Kinder mit Problemen und ähnlich wie die Hubers Alp – ein Therapieplatz für Erwachsene durch die Idee der ehrenamtlichen Arbeit in der Alp bei freier Unterkunft und Verpflegung. Obwohl die Gäste der Hubers Alp, die dort als kostenlose Helfer mieten, nicht zu therapeutischen Zwecken dorthin kommen, ist es irgendwie so, dass sie der Hubers Alp mehr oder weniger frei von dem Buckel verlassen, mit dem sie dort genagelt haben.

Interesująca jest koncepcja obu siedzisk rodzinnych jako swego rodzaju faktycznego punku terapeutycznego: Leitnerhof przez ośrodek hipoterapii jako miejsce terapii dzieci z problemami oraz analogicznie Hubers Alp — miejsce terapii dorosłych przez ideę dobrowolnej pracy w Alp za darmowy kwaterunek i wyżywienie. Wprawdzie goście Alp, najmujący się tam jako darmowe pomoce, nie przyjeżdżają tam w celach terapeutycznych, to jakoś tak jest, że opuszczają Hubers Alp mniej czy bardziej uwolnieni od garbu, z którym tam przybili.

Die Autorin beginnt mit einem starken Schlag und fragt, ob eine Versöhnung zwischen ehemaligen Freunden und ihren Familienmitgliedern in einer Situation möglich ist, in der einer von ihnen das Kind des anderen getötet hat. Ist das überhaupt möglich? Und so wie die Karten, die diese Frage beantworten sollen, herauskommen, wird langsam klar, dass dies nicht die schwierigste Frage ist, die hier gestellt wird. Die Geschichte endet an dem Punkt, wenn Sebastian Hände zu schütteln mit seinem ehemaligen Freund Lorenz nach zwanzig Jahren entscheidet. Aber es ist nur ein Willensakt, es gibt immer noch Schmerz und Trauer im Herzen. Hier ändert sich nichts. Auch für Sebastians Söhne sind Lorenz immer noch der Mann, der ihren Bruder getötet hat. Daher stellt sich eine weitere Frage – welche Situation muss geschehen, damit aus der formalen Versöhnung eine tatsächliche Versöhnung wird – der Zustand des Herzens? Es ist immer möglich, einzelne Menschen zu versöhnen, indem man das Glücksrad dreht und ihnen ein Ereignis sendet, das zu einem gegenseitigen Verständnis der Konfliktparteien führt. Solange es auf beiden Seiten einen Willen gibt. Wenn das, was trennt, Schmerz, Bedauern ist, dann ist das entgegengesetzte Gefühl, das Ersteres kompensieren kann, offensichtlich Dankbarkeit. Eine so große Dankbarkeit, dass sie den Schmerz und die Trauer in Sebastians Herz nach Peters Tod ausgleichen (überdecken) könnte. Die Quelle solcher Dankbarkeit kann nur sein, das Leben eines anderen seiner Söhne zu retten. Kurz gesagt, es muss eine Situation sein, in dem Lorenz seine Gesundheit und Leben für einen von Sebastian Söhnen zockt. Deren? Die einfachste Antwort: für den, der später bei ihm wohnen wird. Und da Peters Tod und Sebastians Rache alles auf den Kopf stellten (nichts ging weiter, als es eigentlich sein sollte), begann nach dieser formellen Versöhnung der Prozess, alles wieder in seinen ursprünglichen Zustand zu versetzen, natürlich mit der entsprechenden Korrektur. Und dieser Sohn von Sebastian, der seit 20 Jahren bei ihm leben und in Hubers Alp arbeiten sollte, ist Florian. Die Korrektur wird sein, dass Florian nicht mit Lisa, sondern mit Karin in Hubers Alp leben wird. Ja, aber das würde bedeuten, dass Marie ihr geliebtes Zuhause verlässt und Karin alles nimmt, was Lisa gehören sollte: und ihren Freund und ihre Erde. Und Florian und Karin bekommen nach zwanzig Jahren im Leitnerhof einen Fußtritt aus der Tür, es wäre seltsame Gerechtigkeit. Anscheinend ja, aber nur, bis die Karten aus der Vergangenheit entdeckt werden. Der Zeitpunkt, an dem diese Karten vor den Helden entdeckt werden, ist der Tag, an dem Sebastian und Lorenz Großeltern ihres gemeinsamen Enkels werden. Zu ihrem größten Erstaunen werden sie feststellen, dass sie auch eine gemeinsame Enkelin haben und seit 20 Jahren durch Karin und Florian familiär verbunden sind. Dies wird wiederum durch die Nebengeschichten des 2. und 3. Teils von Daheim in den Bergen prophezeit.

Autorka zaczyna od mocnego uderzenia, stawiając pytanie, czy możliwe jest pojednanie między dawnymi przyjaciółmi oraz członkami ich rodzin, w sytuacji, gdy jeden z nich pozbawił życia dziecko drugiego. Czy w ogóle jest to możliwe? W miarę jak powoli odsłaniają się karty historii, które mają dać odpowiedź na to pytanie, tak powoli staje się jasne, że wcale nie jest to najtrudniejsze pytanie, które tu padnie. Historia zatrzymuje się w punkcie, gdy Sebastian zdobywa się po dwudziestu latach na wyciągnięcie dłoni do ex przyjaciela Lorenza.  Jest to jednak tylko akt woli, w sercu nadal pozostaje ból i żal. Tu się nic nie zmienia. Także dla synów Sebastiana Lorenz nadal jest po prostu człowiekiem, który zabił im brata. Stąd rodzi się kolejne pytanie — jaka sytuacja musi zaistnieć, co się musi wydarzyć, żeby pojednanie formalne przerodziło się w pojednanie faktyczne — stan serca? Pogodzenie pojedynczych ludzi, przez odpowiednie odwrócenie koła fortuny – zesłanie na nich takiego zdarzenia losu, że dojdzie do wzajemnego zrozumienia się skonfliktowanych stron, zawsze jest możliwe, dopóki istnieje wola z obu stron. Skoro, tym, co dzieli, jest ból, żal, to uczuciem przeciwnym, które może te pierwsze skompensować, jest oczywiście wdzięczność.  Wdzięczność tak wielka, żeby była wstanie wyrównać (przykryć) właśnie ból i żal w sercu Sebastiana po śmierci Petera. Źródłem zaś takiej wdzięczności może być jedynie ocalenie życia innego jego syna. Najkrócej mówiąc, musi zaistnieć taka sytuacja, w której Lorenz za hazarduje swoje zdrowie i życie dla któregoś z synów Sebastiana. Którego? Najprostsza odpowiedź: dla tego, który z nim potem zamieszka. Ponieważ zaś śmierć Petera i zemsta Sebastiana wywróciła wszystko do góry nogami (nic nie poszło dalej, tak jak miało iść pierwotnie), to po tym formalnym pojednaniu rozpoczął się proces przywracania wszystkiego na pierwotne tory, oczywiście z odpowiednią korektą. A tym synem Sebastiana, który od 20 lat powinien już z nim mieszkać i pracować w Alp jest Florian. Korektą zaś będzie to, że Florian zamieszka w Alp już nie z Lisą, ale z Karin. Tylko takie rozwiązanie oznaczyłoby, że Marie opuści ukochany dom i Karin weźmie wszystko, co miało należeć się Lisie: i jej chłopaka, i jej wiano. Florian zaś i Karin po dwudziestu latach prowadzenia zajazdu dostaną kopniaka za drzwi. Dziwna byłaby to sprawiedliwość. Pozornie, bo tylko do momentu odkrycia kart z przeszłości. Tym punktem czasowym, w którym te karty zostaną przed bohaterami odsłonięte, będzie dzień, kiedy Sebastian i Lorenz zostaną dziadkami wspólnego wnuka i ku swojemu największemu zdumieniu odkryją, że to nie jedyny ich wnuk, a oni już od 20 lat powiązani są więzami rodzinnymi.


1 Ius est ars boni et aequi – z łac. sprawiedliwe jest to, co jest dobre i słuszne

2 Wnioskowanie a contrario – z przeciwieństwa, prowadzi do wniosków przeciwnych w porównaniu z wnioskowaniem z analogii.

Sommergewitter

Das Lagerfeuer eine Stunde früher anzuzünden, hat nicht viel geholfen – ein paar Dutzend Minuten, nachdem es vom sintflutartigen Regen angezündet wurde, war alles, was davon übrig war, eine Pfütze mit aufgeweichten Ästen und Kartoffeln darin. Aber Georgs Entschlossenheit, das Lagerfeuer trotz des offensichtlich schlechten Wetters nicht abzusagen, bewahrte ihn zumindest vor der großen Enttäuschung der Kinder, die es dennoch schafften, ihre Würstchen auf aus dem Wald mitgebrachten Stöcken zu braten. Die Erwachsenen, so wie sich die Situation draußen entwickelte, bereuten es nicht, am Abend im Leitnerhof zu bleiben. Im Gegenteil, sie wussten die Bemühungen ihrer Gastgeber zu schätzen und halfen ihnen aufopferungsvoll, alles von außen nach innen zu tragen, was von diesem Tsunami, der vom Himmel herabkam, zerstört worden wäre. Allen voran das Ferkel, für das sich die Gäste des Gasthauses noch immer brennend interessierten. Und als die ersten dicken Regentropfen auftauchten und der Befehl vom Chef an die Mannschaft erging: »Alle Mann an Deck!«, zeigte sich schnell, dass es bereits einen ganzen Wald dieser hilfsbereiten Hände aus den Gästen selbst gab.

Die Kinder ins Haus zu treiben, bevor das Unwetter aufzieht, ist keine leichte Aufgabe, denn es gehört zum Reiz eines Sommers, dass ein Kind wenigstens einmal bis auf die Haut durchnässt wird. Während eine Mutter fast den Rekord im Weitsprung über jede Pfütze bricht, um ihre einzigartigen Sandalen zu retten, die sie mühsam aus den Schuhgeschäften gefischt hat, tritt ihre Tochter in jede Pfütze und beobachtet mit Freude, wie das Wasser auf ihre Schuhe spritzt. Mohammed wurde kurzzeitig delegiert, um Andreas beim Aufräumen der Tische draußen zu helfen. Kaum trat er hinaus, bemerkte er Mila, die im strömenden Regen vom Lagerfeuer hinter den Eltern mit ihren Kindern herlief. Er reichte Andreas das Tablett, riss dann die Tischdecke vom Tisch und lief auf Mila zu.

„Sei nicht so schüchtern, nimm gleich mal einen Gastro-Schirm mit!“, rief Andreas hinter ihm.

Sogleich verschwand das spöttische Lächeln von seinen Lippen, als er Sarah ein paar Schritte entfernt auf dem Rasen im Regen stehen sah. Das Mädchen stand mit erhobenem Kopf da, hatte die Augen geschlossen und genoss den warmen Regen, der über ihr Gesicht lief. Er zog seine große Kellner-Schürze aus und ging auf sie zu.

„Ist es dir nicht zu schade, um dein Kleid?“, fragte der Junge und breitete seine Schürze gleichzeitig über seinen und den Kopf des Mädchens aus.

„Das ist Dienstkleidung, nicht meine“, erwiderte sie, ohne sich von ihrem Platz zu bewegen. Sie sah den Jungen an und bemerkte, dass er auf ihr Dekolleté starrte. Ihre weiße Bluse, die von dem geschnürten Korsett des Dirndls gehalten wurde, war durch das Wasser bereits durchsichtig geworden, sodass sie wie eine Miss Wet-T-Shirt aussah.

„Gib mir das, sonst kriegst du noch Schielen!“, rief sie, griff gleichzeitig mit beiden Händen nach der Schürze und riss sie ihm aus den Händen. Dann wickelte sie sich darin ein und ging zügig ins Innere des Gasthauses. Andreas folgte ihr nach. Im Eingang kamen sie an Mila und Mohammed vorbei.

Georg als Aufseher über dieses Chaos, verbrachte die meiste Zeit draußen, was ihn bis auf die Haut durchnässt machte. Kaum hatte er ein Problem in den Griff bekommen, ging ihm ein anderes durch den Kopf: Müssten die Pumpen zum Trocknen der Keller nicht erst am Morgen laufen, wenn der lang ersehnte Regenguss bis in die Morgenstunden anhielt? Vorerst hatte er aber noch einen Auftritt als Musiker und vielleicht auch als Landessänger vor sich. Andreas Gabalier war er nicht, was nicht heißt, dass er als Sechzehnjähriger nicht davon träumte, einer zu werden. Eine kleine Viertelstunde in der Gesellschaft seines Sohnes erlaubte es ihm, den Stress abzubauen, der ihn immer dann überkam, wenn etwas schiefging. Denn was könnte für die Nerven eines Elternteils beruhigender sein als der Anblick des eigenen schlafenden Kindes? Georg erfreute sich an dem Anblick seines Sohnes, zog sich frische Kleidung an und ging mit seinem Akkordeon auf dem Rücken und seiner Seele auf der Schulter die Treppe hinunter zu den Gästen. Auf der Treppe stieß er mit Mila zusammen, die wie er auf dem Weg nach oben war, um ihr regennasses Haar zu trocknen und neue Kleidung anzuziehen.

„Wirst du Harmonika spielen?“, rief Mila bei seinem Anblick überrascht aus.

„Die Band ist gescheitert“, erwidert Georg. „Opa hat die Gitarre gestimmt. Hilfst du uns vielleicht auch?“

„Auf dem Klavier kann ich nichts anderes als eine Tonleiter spielen.“

„Das Klavier passt nicht zu unserem Klangbild. Du könntest mich mit deinem Gesang unterstützen.“

„Ich?“

„Wer lernt denn da noch singen?“, sagte Georg mit schmeichlerischer Stimme, „Soll ich etwa solo singen?”

„Na gut, ich helfe dir“, erwiderte Mila, fügte aber auch schnell hinzu, um ausnahmsweise nicht so zu erscheinen, als ob sie sich immer auf Zuruf ausnutzen ließe, „Wenn du mich später nach Hause bringst, kann ich ja auch jodeln.”

„Frauen! Bei euch kriegt man ja nie was umsonst“, Georg seufzte, „Ich habe dir die Windeln gewechselt, dir Gute-Nacht-Geschichten erzählt, dich auf meinem Rücken getragen!“

„Den Windelwechsel werde ich bei Adi abarbeiten. Das verspreche ich“, sagte Mila eilig, die durch diesen plötzlichen Vorwurf des Eigennutzes ein wenig verletzt war, „Ich hätte dich nicht gebeten, mich nach Hause zu fahren, wenn Papas Auto in der Garage geparkt wäre. Was ist damit passiert?“

„Es wird gerade umgebaut.“

„Für Behinderte?“ Mila machte runde Augen. Georg nickte nur. „Was ist mit seinem Motorrad? Ich habe es auch nicht gesehen.“

„Es ist verkauft.“

Einen Moment lang herrschte Schweigen. Mila konnte ihren Schock nicht verbergen. Damit hatte sie nicht gerechnet. Ihre Mutter, die sie seit ihrer Rückkehr aus München vor weiteren Schocks zu bewahren versucht hatte, hatte sie vorsichtshalber nicht einmal auf den Alkoholmissbrauch ihres Vaters hingewiesen. Das Mädchen senkte den Kopf und rannte mit den Augen davon. Langsam erschloss sich ihr das wahre Bild der Situation. Schließlich sprach sie, verwirrt, lauter,

„Papa hat nicht mehr daran geglaubt, dass er jemals wieder auf die Beine kommt, nicht wahr?“

Georg trat näher an sie heran, legte seiner Nichte den Arm um die Schultern und sagte warmherzig,

„Das Wichtigste ist, dass er seine Meinung geändert hat. Der Rest ist Unsinn.“

Mila lächelte bei diesen Worten ein wenig gezwungen. Sie löste sich aus der Umarmung ihres Onkels, gluckste kurz und ging die Treppe hinauf.

„Ich gehe mich umziehen!“

„Also, kann ich auf mindestens eine Frauenstimme zählen?“

„Solange du es nicht falsch singst!“

„Ich versuche, dich nicht zu blamieren, aber ich verbürge mich nicht mit meiner eigenen Ehre dafür.“

„Mama und Lisa proben heute Gospel in der Kirche, und wir singen … Volkslieder.“ seufzte Mila.

Georg, diesmal überrascht, hob die Augenbrauen und machte sich auf den Weg in Richtung Bar, wobei er sich unterwegs fragte, wie er zu der fröhlichen bayerischen Volksmusik auch nur das kleinste bisschen Schwung aus sich herausbekommen sollte, wenn im Grunde seiner Seele ein Requiem spielt.

Arthur brachte auf Georgs Empfehlung hin schnell ein Schild an der Bar an: »Zweites Bier gratis!« Das Restaurant und die Küche wurden wieder geöffnet. Sofia, die kurz nach unten gegangen war, machte sich sofort daran, Kakao für die Kinder zuzubereiten, die jeweils eine bayerische Brezel bekamen und auf dem Fernsehbildschirm an der Bar Zeichentrickfilme zum Schlafengehen sahen. Sebastian brachte zusammen mit einigen Gästen die letzte Attraktion des Abends, das Ferkel, in das Restaurant und kümmerte sich um dessen Verteilung. In der Zwischenzeit stellte Mohammed zusammen mit Andreas Brotscheiben, Schmalz und die zuvor zubereitete pikante Meze daneben auf den Tisch. Die Idee von Mohammed, für den Fall eines Wetterumschwungs eine traditionelle arabische Suppe nach dem Rezept seiner Mutter aus Erbsen und Bohnen mit Fleisch zuzubereiten, die mit buntem Gemüse und orientalischen Gewürzen angereichert ist, erwies sich als Volltreffer, als die Temperatur plötzlich um mehrere Grade sank. Georg änderte umsichtig das ursprüngliche Rezept und gab Schweine- statt Hammelfleisch. Mohammed fand das zwar profan, aber er war hier nicht der Chef und die Suppe sollte den Gästen schmecken. Der lodernde Kamin und die brennenden Kerzen, die auf den Beistelltischen verteilt waren, sorgten für eine warme und gemütliche Atmosphäre im Inneren des Restaurants. Als auf einem separaten Tisch ein großer Topf mit Glühwein auf einem speziellen Brenner platziert wurde und der Duft von Zimt, Orangen und Muskatnuss durch das Restaurant und die Bar zog, beschwerte sich keiner der Gäste des Gasthauses über das Wetter. Höchstens einige der ängstlicheren unter ihnen warfen ab und zu einen Blick durch die regennassen Fenster auf den Parkplatz, um zu sehen, ob ihre Wagen fortschwimmen waren. Die Bar bot dank eines qualifizierten Barkeepers Getränke und Spirituosen, die nicht schlechter waren als in einem Vier-Sterne-Hotel. Das Einzige, was den Gastgebern noch fehlte, damit der Gast bei seiner Heimkehr als Erstes ein Like, ein Herz, ein halbes Dutzend Sterne auf ihrer Website vergibt und natürlich einen weiteren Besuch bucht, war eine ordentliche alpenländische musikalische Umrahmung. Professionelle Musiker scheiterten in letzter Minute, aber zum Glück hatten die Besitzer des Gasthauses kein hölzernes Ohr und konnten sich schließlich auch auf diesem Gebiet durchsetzen.

Als Mila die Bar betrat, waren die Kinder fast nicht mehr da, zumindest die Jüngsten. Der Fernseher war ausgeschaltet. Die Gäste waren entweder damit beschäftigt, das Ferkel und die Vorspeisen im Restaurant zu probieren, oder sie saßen an der Bar und nippten an Bier, Glühwein oder anderen Getränken, die sie dort bestellten. Sebastian und Georg improvisierten Musik für die Gäste. Vorerst mangelte es an Mutigen, die sich zum Tanz bewegen wollten. Solange das Lagerfeuer brannte, war die Bar leer, und Mohammeds Rolle an der Bar beschränkte sich darauf, einfache Anweisungen von Arthur zu befolgen, der ihn auf Georgs Anregung hin langsam in die Geheimnisse des Barkeepers einführte. Als sich das Restaurant und die Bar mit Gästen füllten, musste sich Arthur jedoch auf seine Arbeit konzentrieren, und der Junge wurde ins kalte Wasser geworfen. Zum Glück für ihn und auch für seinen älteren Kollegen lernte Mohammed schnell und passte sich leicht an neue Situationen an. Er war nicht ängstlich oder schüchtern, im Gegenteil, alles Neue war für ihn eine Herausforderung, die in ihm nur das Adrenalin und den Ehrgeiz weckte, sich der Aufgabe zu stellen und vor seinen Mitmenschen zu brillieren. Solange es nicht in klarem Widerspruch zu seinen erklärten Prinzipien stand. Aber er war hier, um den Alkohol auszuschenken, nicht um ihn zu degustieren. Zudem schenkte er ihn nicht an diejenigen aus, für die er Haram war, sondern an Ungläubige. Da er sich also nichts vorzuwerfen hatte, machte er sich keine Gedanken über solche Dilemmata, sondern konzentrierte sich darauf, seinen Dilettantismus so wenig wie möglich zu zeigen.

„Wegen der geschlossenen Fenster und des Glühweins komme ich nach Hause und rieche, als hätte ich in diesem Wein gebadet. Falls die Polizei mich unterwegs erwischt, muss ich viermal in ein Röhrchen pusten“, sagte Mohammed zu einem älteren Kollegen.

„Das ist schon möglich. Die Bar verwandelt sich langsam in eine Kräutersauna.“

„Der einzige Gewinn daraus könnte sein, dass ich zum krönenden Argument für die Lösung eines Familienstreits zugunsten der männlichen Minderheit werde.“

„Worum geht es bei dem Streit?“

„Meine Mutter träumt von einem Home Spa und drängt meinen Vater, in eine Sauna zu investieren.“

„Das Geschäft muss sich entwickeln.“

„Eben. Vor allem, weil in einem Jahr mindestens eine halbe Etage des Hauses zur Vermietung frei sein wird.“

„Aber dein Vater ist nicht einverstanden?“

„Ganz und gar nicht! Hier gibt es völlige Einigung. Der Unterschied besteht darin, welche Art von Sauna es sein soll. Die Frauen wollen eine Dampfsauna, die Männer eine finnische Sauna.“

„Aber wo ist das Problem? Bei euch haben die Frauen nichts zu sagen.“

„Formal haben wir in der Familie eine Diktatur und einen Kult des Individuums.“

„Aber informell?“

„Genau wie auf der Straße – die Mehrheit, die lauter schreit, regiert.“

„Lass deinen Vater über eine russische Banja entscheiden.“

„Ich bin mir nicht sicher, ob das eine gute Idee ist. Wenn die Nachbarn entdecken, dass jemand in unserem Garten im Bademantel herumläuft, werden sie aus dem Fenster fallen. Außerdem ist die russische Banja ziemlich extrem.“

„Wie alles bei den Russen. Aber wenigstens werden sich die Frauen von der Banja fernhalten. Na ja, höchstens kommen sie, um euch mit Ruten den Rücken zu versohlen.“

„Dazu braucht man sie sicher nicht zu ermuntern!“

Arthur brach in schallendes Gelächter aus, „Du hast eine Kundin!“

„Nein, mach dich nicht über mich lustig! Diese Frau wird von dir bedient.“

„Wieso?”, lachte Arthur wieder.

„Weil das Radar in ihren Augen mich gleich unter die Theke fallen lassen wird.“

Mohammed und Arthur, ein sympathischer Rotschopf, der sieben Jahre älter war als er selbst, bildeten ein eigenartiges Duo an der Bar. Der Ältere bezauberte die Gäste mit seinem Können, der Jüngere machte all seine Defizite an Können und Erfahrung an der Bar mit dem natürlichen persönlichen Charme eines Teenagers wett, der einerseits keine Komplexe und falschen Hemmungen hatte, andererseits aber auch nicht frei von guter Kinderstube war. Je nach Geschlecht würde er einen ungeduldigen und zänkischen Kunden entweder mit entwaffnender Aufrichtigkeit oder einem ebenso entwaffnenden schönen Lächeln beruhigen. Es ging alles bestens, bis Mila die Bar betrat. Sie trug ein langes türkisfarbenes Dirndl und eine korallenrote Schürze und ergänzte das Outfit mit Armbändern an beiden Händen und Ohrhängern. Ihr Haar war mit einem türkisfarbenen Band verflochten, das zum Rest ihres Outfits passte und die goldbraune Farbe ihres Haares noch betonte. Bisher hatte Mohammed sie immer so gekleidet gesehen, als ob sie auf dem Bauernhof arbeiten würde. Als sie also in bayerischer Tracht in der Tür stand, muss das die Aufmerksamkeit des Jungen erregt haben, der in sie verknallt war. Mohammed saugte ihren Anblick mit den Augen auf und versuchte, jedes Detail ihres Outfits wie auf einem Fotofilm in seinem Gedächtnis zu speichern. Es ist noch gar nicht so lange her, dass Mila immer etwas Weibliches zu ihrem Outfit trug – einen bunten Schal, einen Anhänger, Armbänder, modische Ohrringe – selbst für eine Fahrradtour oder um im Gasthaus aufzuräumen. In letzter Zeit aber ist sie mit ihrem Outfit mehr wie Marie geworden. Sogar damit manifestierte sie der Welt, wie sehr sie sich wünsche, vom anderen Geschlecht nicht mehr bemerkt zu werden. Das Mädchen näherte sich der Bar. Georg bemerkte sie sofort, stand auf und folgte ihr.

„Arthur, schenk mir einen Schnaps ein, sonst kriege ich keine Stimme raus!“

„Warme Milch mit Honig für mich!“, wandte sich Mila an den Barkeeper.

„Ich fürchte, so ein Getränk kenne ich nicht.“

„Das ist schlecht. Ich denke, ich werde mich offiziell beim Chef beschweren“, Mila warf Georg einen Seitenblick zu.

„Aber der Kollege hat bestimmt noch nicht vergessen, was es ist“, erwiderte Arthur lachend und warf gleichzeitig einen Blick auf Mohammed. Er bemerkte, dass der Junge das Mädchen anstarrte und das Glas, das er mit Bier füllte, völlig aus den Augen verloren hatte. Der weiße Schaum floss bereits in einem Strom das Glas hinunter, weiter an den Hosenbeinen und Schuhen des Jungen hinunter bis zum Boden.

„He, Mohammed!“, rief er dem Jungen sachlich zu, „Das Gold des Chefs versickert im Boden!“

Mohammed riss seinen Blick von Mila los. Er warf einen entsetzten Blick auf das Bier, das auf den Boden tropfte. Er drehte den Hahn automatisch zu, schaute den Chef verwirrt an, aber Georg winkte nur gleichgültig mit der Hand und nippte an dem Glas, das Arthur vor ihn gestellt hatte. Mohammed wiederum schaute auf seine Jeans hinunter, dann warf er beschämt einen weiteren Blick auf das Mädchen. Zum Glück war der Spott in ihrem Gesicht nicht zu erkennen. Mila gehörte zu keinen Drachen, und sie rief schnell fröhlich,

„Mach dir keine Sorgen! Heute wird niemand mit trockenen Füßen nach Hause gehen.“

„Und viele sogar ohne Schuhe“, fügte Arthur hinzu.

Während er sich bückte, um den Fleck vom Boden zu wischen, kam Andreas mit einem Tablett voller leerer Gläser an die Theke. Er sah auch kaum Mohammeds mit Bier verschmierte Jeans, als er rief,

„Na sieh mal da, kaum steht er zwei Stunden hinter der Theke, schon pisst er sich die Beine voll!“

Mohammed warf seinem Kollegen daraufhin nur einen bösen Blick zu.

„Mohammed, geh in die Küche, um Milch für unsere Nachtigall zu holen, und, nebenbei, bring dich in Ordnung!“, sagte Georg zu dem Jungen, dann wandte er sich an Andreas, „Und du, Keller, hol deinem Kollegen eine Kellner-Schürze! Sonst muss er nämlich in Lederhosen springen.“

„Eines Tages werden sie einander umbringen“, sagte Arthur amüsiert zu Georg, sobald die beiden Jungen aus seinem Blickfeld verschwunden waren, „Wenn ich Sie wäre, Chef, würde ich die beiden heute nicht gleichzeitig nach Hause gehen lassen. Sonst könnten Sie morgen ohne Kellner dastehen.“

„Dann wird Mohammed morgen doppelt arbeiten müssen. Gleichzeitig an den Töpfen und Pfannen stehen und mit dem Tablett laufen“, erwiderte Georg gleichgültig und wandte sich dann an seine Nichte:

„Komm, Mila, es ist Zeit für die Show!“

Im Leitnerhof war es kein Geheimnis, dass sich die beiden jungen Hähne abwechselnd mochten und verabscheuten. Mal springen sie sich an die Gurgel, dann wieder spielen sie miteinander und lachen sich kaputt. Bisher konnte noch niemand erraten, wie es enden wird: Feinde bis ins Grab oder Freunde für die Ewigkeit.

Georg lehnte sich in dem niedrigen Stuhl neben seinem Vater zurück und nahm das Akkordeon in die Hand, während Mila auf dem hohen Barhocker saß. Bald mischte sich auch Georgs warme, dunkle, kräftige Baritonstimme mit Milas warmem, hellem, lyrischem Mezzosopran, der einmal zum Alt hinabstieg und einmal in den Sopran ausbrach. Mila, die ihre Stimme seit ihrer Kindheit mit melodiösen Volksliedern geschult hatte, die oft mit Jodeln spielten, gab nun gelegentlich eine Kostprobe ihres Könnens. Da keine Musik so gut für gute Laune und Heiterkeit in der Seele des Zuhörers sorgen kann wie der melodiöse Alpenjodler, war der draußen tobende Sturm und Regenguss für die Gäste bald vergessen. Die fröhliche Musik verbreitete sich im Bar- und Gastraum und traf immer mehr die Stimmung der Gäste, die entweder schon selbst die wohlklingenden Lieder mitsummten oder sich immer mutiger auf die Tanzfläche wagten, um sich von der fröhlichen Musik mitreißen zu lassen. Mohammed, dessen Laune durch das Missgeschick mit dem verschütteten Bier stark gedämpft worden war, musste sich nun sehr auf seine Arbeit konzentrieren, auf das, was der Kunde und sein älterer Kollege zu ihm sagten. Das war umso schwieriger, als er durch Milas Anwesenheit und ihren Gesang ständig abgelenkt war. In der Bar flogen zwar keine Blitze, aber er tat so, als hätte mindestens einer auf ihn geschossen. Die Fehler und Ausrutscher des Barkeeper-Azubis entwickelten sich langsam zu einer Lawine – einer jagte den anderen, brachte Arthur und die Gäste immer weniger zum Lachen und ärgerte sie immer mehr. Dabei ging es ihm anfangs so gut! Resigniert erkannte der Junge schließlich, dass sein Chef ihn nicht mehr an die Bar stellen würde. Aber in Wahrheit hatte er es nötig, wie das sprichwörtliche Loch im Kopf. Und so wirkte sich seine wachsende Gleichgültigkeit und Distanz zu allem, was in der Bar vor sich ging, mit der Zeit positiv aus – der Stress verschwand und er hörte endlich auf, sich vor den Kunden zu blamieren.

Bevor Sofia zu ihrem Enkel zurückkehrte, setzte sie sich noch einmal kurz hin, um dem musikalischen Auftritt der Familie zuzuhören. Zärtlich schaute sie ihre Enkelin an. Ihre Gedanken wanderten zurück in die ferne Vergangenheit, als sie selbst in einer Folk-Band sang. Sie bemerkte, dass auch Sebastian gelegentlich aus den Augenwinkeln einen Blick auf seine Enkelin warf und leise lächelte. Offenbar gingen auch seine Gedanken in die gleiche Richtung. Sie war im vorletzten Jahr des Gymnasiums, als Sebastian sie einlud, sich der Band anzuschließen, in der er Gitarre spielte. Wie anders hatte sie sich ihr Leben damals vorgestellt! Hätte sie geahnt, dass Sebastian sie nach der Hochzeit 25 Jahre lang in die Küche des Gasthauses stellen würde, hätte sie ihn, wie Margarete es mit Lorenz tat, in alle Winde verjagt. „Vielleicht verschwendet Mila wenigstens nicht ihr Talent“, seufzte Sofia, dann stand sie auf und verließ die Bar.

Letnia burza

Przesunięcie o godzinę wcześniej rozpoczęcia ogniska nie na wiele się zdało – po kilkudziesięciu minutach od jego zapłonięcia, zostało z niego od ulewnego deszczu tylko bajorko z zamokniętymi gałęziami i ziemniakami w środku. Ale upór Georga, żeby nie odwołać imprezy mimo ewidentnie niesprzyjającej jej pogodzie, przynajmniej uchronił go przed zupełnym rozczarowaniem dzieciaków, które zdążyły jednak na przyniesionych z lasu patykach upiec swoje kiełbaski. Dorośli w miarę rozwoju sytuacji na zewnątrz raczej nie żałowali pozostania w Leitnerhof. Powrót wieczorem do zajazdu przy nawet najlepszych oponach mógłby okazać się dziś wyczynem. Przeciwnie docenili starania gospodarzy i ofiarnie pomagali im uprzątać i znosić wszystko z zewnątrz do środka zajazdu, co mogłoby ulec zniszczeniu od tego tsunami, które waliło z nieba.  W pierwszym rzędzie zaś prosiaka, którym goście zajazdu nadal byli żywo zainteresowani. Także kiedy pojawiły się pierwsze duże krople deszczu i padł rozkaz z ust szefa do załogi: „Wszystkie ręce na pokład!”, to wnet okazało się, że jest już las tych rąk chętnych do pomocy ze strony samych gości.

Zagonienie dzieci do środka, zanim burza nie przybrała na sile, nie było łatwym zadaniem, jako że  przemokniecie do ostatniej suchej nitki, jest wpisane  w atrakcje wakacji. Kiedy mama przy każdej kałuży niemal pobijała rekord skoku w dal, aby tylko uchronić swoje z wielkim trudem wyłowione w galeriach obuwniczych, unikalne pod względem fasonu, sandałki, to córcia przeciwnie nie pominęła  żadnej kałuży, aby w nią w nią nie wdepnąć tak, żeby woda zachlupotała w jej bucikach. Mohammed został na moment oddelegowany do pomocy Andreasowi w uprzątaniu stołów na zewnątrz. Ledwo wyszedł na zewnątrz, jak wyłowił wzrokiem Milę biegnąca w strugach deszczu z ogniska za rodzicami z dziećmi. Wręczył tacę Andreasowi, po czym ścignął obrus ze stolika i ruszył biegiem w kierunku Mili.

– Nie krępuj się, weź od razu parasol gastronomiczny!  – zawołał za nim Andreas.

Zaraz też mu złośliwy uśmieszek z ust  zniknął, bo zobaczył  kilka kroków dalej na trawniku Sarę. Dziewczyna stała z głową podniesioną  do góry, z zamkniętymi oczami i rozkoszowała się ciepłym deszczem spływającym jej po twarzy. Zdjął swój kelnerski wielki fartuch i  podszedł  do niej.

– Nie szkoda sukienki?  – zapytał, jednocześnie rozkładając nad swoją i dziewczyny głową swój fartuch kelnerski.

– To służbowa, a nie moja.  – odparła, nie ruszając się z miejsca. Spojrzała na chłopaka i zauważyła, że gapi jej się na dekolt. Jej biała bluzka podtrzymywana sznurowanym gorsetem od dirndlu  zdążyła się już zrobić od wody przezroczysta tak, że  dziewczyna wyglądała jak miss mokrego podkoszulka.

– Dawaj tę szmatę, bo zeza jeszcze dostaniesz!  – zawołała, jednocześnie łapiąc  obiema rękami za fartuch i wyrwając mu go z rąk. Po czym zawinęła się w płachtę i ruszyła energicznie do  środka zajazdu.  Andreas poczłapał za nią. W wejściu minęli Milę i Mohammeda.

Georg, jako nadzorujący tym chwilowym harmidrem, bo nawet stajnia ojca znalazła się w pewnej chwili na jego głowie, najwięcej czasu spędził na zewnątrz, przez co zdążył mocno przemoknąć i potrzebował zmienić ubranie. Ledwo też ogarnął jeden problem, jak głowę zaczął zaprzątać mu już kolejny kłopot – czy rano nie trzeba będzie uruchomić pomp do osuszania piwnic, jeśli ta długo wyczekana ulewa potrwa do samego rana? Póki co jednak miał przed sobą występ w charakterze grajka, a być może też wiejskiego wyjusa. Andreasem Gabalier to on nie był, co nie znaczyło, że gdy miał te szesnaście lat, to nie marzył o tym, żeby nim nie zostać. Jeden mały kwadrans w towarzystwie synka pozwolił mu zresetować stres, który zawsze go dopadał, ilekroć coś szło nie po jego myśli. Cóż w końcu bardziej nie działa kojąco na nerwy rodzica jak widok własnego śpiącego dziecka? Georg nacieszył oko i serce widokiem synka, przebrał się w świeże ubranie i ruszył na dół do gości z akordeonem na plecach i duszą na ramieniu. Na schodach natknął się na Milę, która podobnie jak on zmierzała na górę wysuszyć wilgotne od deszczu włosy i przebrać się w suche ubranie.

– Będziesz grać na akordeonie? – zawoła na jego widok zaskoczona Mila.

– Kapela nawaliła. – odparł Georg. – Dziadek gitarę nastroił. Może byś też pomogła?

– Poza gamą na pianinie ja nic nie potrafię.

–  Pianino to nie nasze klimaty. Wsparłabyś mnie wokalem.

– Ja?

– A kto tu się śpiewu uczy? – Georg zrobił blagierską minę. – No co, sam mam wyć? 

– Niech stracę – spasowała Mila, ale i szybko dodała, żeby choć raz nie wyjść na taką, którą zawsze można do wszystkiego wykorzystać na pierwsze zawołanie – A jak mnie odwieziesz potem do domu, to mogę i pojodłować.

– Kobiety!  U was zawsze coś za coś — Georg westchnął — A ja ci pieluchy zmieniałem, bajki na dobranoc opowiadałem, na baranka nosiłem!

– Pieluchy odrobię przy Adasiu. Obiecuję.  – powiedziała pośpiesznie Mila, którą to nagłe posądzenie o interesowność trochę jednak ukłuło. – Nie prosiłabym o podwózkę, gdyby nie brak samochodu taty w garażu. Co się z nim stało?

– Jest w przeróbce.

– Dla niepełnosprawnych? – Mila zrobiła krągłe oczy. Georg tylko przytaknął. – A co z motorem? Też go nie widziałam.

– Sprzedany.

Na chwilę zapadło milczenie.  Mila nie potrafiła ukryć szoku. Nie spodziewała się tego. Matka, która od jej powrotu z Monachium, starała się ją chronić od wszelkich dodatkowych wstrząsów, przezornie nawet jej nie napomknęła o nadużywaniu alkoholu przez ojca.  Dziewczyna spuściła głowę i uciekła wzrokiem. Powoli docierał do niej prawdziwy obraz sytuacji. Wreszcie zmieszana się odezwała:

– Tato już nie wierzył, że jeszcze kiedyś stanie na nogi, prawda?

Georg podszedł do niej bliżej, objął bratanicę ramieniem i powiedział ciepło:

– Najważniejsze, że zmienił zdanie. Reszta to bzdura.

 Mila uśmiechnęła się trochę wymuszenie na te słowa. Uwolniła się z objęć wuja i rzuciła krótko, ruszając schodami do góry:

– Pójdę się przebrać!

– To co, mogę liczyć, chociaż na jeden żeński chórek? 

– O ile nie będziesz fałszować!

–  Postaram się ci wstydu nie przynieść,  ale honorem  nie ręczę.  

– Mama i Lisa dziś gospel w kościele próbują, a my … poleczkę. – westchnęła  Mila.  

Georg, tym razem zaskoczony, podniósł do góry brwi i ruszył w kierunku baru, zastanawiając się po drodze, jak ma z siebie wykrzesać choćby trochę szwungu do wesołej folkowej muzyki bawarskiej, gdy na dnie duszy gra mu requiem.

Arthur za poleceniem Georga szybko wywiesił przy barze tabliczkę: „Drugie piwo gratis! “Restauracja i kuchnia na nowo zostały otwarte. Sofia, która na moment zeszła na dół, od razu zabrała się za przygotowywanie kakao dla dzieci, którym rozdano po bawarskim preclu i puszczono kreskówki na dobranoc na telebimie przy barze. Sebastian wraz z kilkoma gości wniósł do restauracji ocalałą atrakcję wieczoru – prosiaka i zajął się jego parcelacją. W międzyczasie Mohammed wraz Andresem poustawiali obok na stole pokrojony chleb, smalec oraz wcześniej przygotowane pod to ostre meze. Również pomysł Mohammeda, żeby na wypadek załamania pogody przygotować gościom tradycyjną zupę arabską, recepty jego mamy, z grochów i fasoli z baraniną, pełną przy tym kolorowych warzyw oraz orientalnych przypraw okazała się wkrótce strzałem w dziesiątkę, gdy tylko temperatura nagle poleciała w dół o kilkanaście stopni. Płonący kominek oraz porozstawiane na bocznych blatach zapalone świeczki tworzyły ciepły nastrój wnętrza restauracji. Kiedy zaś na osobnym stoliku, na specjalnym palniku postawiono wielki gar grzańca z wina i zapach cynamonu, pomarańczy oraz gałki muszkatołowej zaczął unosić się po całej restauracji i barze, to żaden z gości zjazdu już na pogodę nie wydziwiał. No może tylko co niektórzy strachliwsi spoglądali od czasu do czasu przez mokre od deszczu szyby na parking, czy czasem ich cztery kółka nie odpłynęły.  Mieli na stołach szwabskie żarcie, a dla specjalnie wybrednych gości, to nawet doprawione nutą orientu, bar oferował alkohole i drinki, dzięki wykwalifikowanemu barmanowi, nie gorsze niż hotel czterogwiazdkowy, a wesoły nastój buchał z kominka. Jedyne czego potrzeba było jeszcze właścicielom, żeby gość po powrocie do domu pierwsze co zrobił, to wystawił im na stronie internetowej lika, serduszko, dyszkę gwiazdek oraz oczywiście zabukował ponowny przyjazd, to właściwa alpejska oprawa artystyczna. Profesjonalni muzycy zawiedli w ostatniej chwili, ale na szczęście właściciele zajazdu nie mieli drewnianego ucha i ostatecznie nawet na tym polu potrafili stanąć na wysokości zadania.

Kiedy Mila wkroczyła do baru, dzieci już tam prawie że nie było, przynajmniej tych najmłodszych. Telewizor był wyłączony. Goście albo zajęci byli degustacją prosiaka i przystawek w restauracji, albo siedzieli w barze i popijali piwo, grzane wino lub inne zamówione przy barze drinki. Na małym podeście Sebastian i Georg improwizowali muzykę dla gości. Na razie brakowało chętnych, czy raczej odważnych do ruszenia w tany. Póki ognisko płonęło, póty w barze wiało pustkami i rola Mohammeda w barze ograniczała się do wykonywania prostych poleceń Arthura, który zgodnie z poleceniem Georga powoli wtajemniczał go w arkana pracy barmana. Z chwilą, jednak gdy restauracja i bar wypełniły się gośćmi, Arthur musiał skupić się na swojej pracy i chłopak został rzucony na głęboką wodę. Mohammed na swoje szczęście, jak i też swojego starszego kolegi, szybko się uczył i łatwo przystosowywał do nowych warunków. Nie miał lękliwej i nieśmiałej natury, przeciwnie, wszystko, co nowe, o ile tylko wyraźnie nie stało w sprzeczności z wyznawanymi przezeń zasadami, było dla niego wyzwaniem, które tylko podkręcało w nim adrenalinę i ambicję, żeby sprostać zadaniu i zabłysnąć przed otoczeniem. A on tu był od rozlewania alkoholu, a nie od jego degustowania. Co więcej, nie serwował go tym, dla których było on haram, tylko niewiernym. Nie mając więc sobie nic do zarzucenia, nie zaprzątał sobie głowy dylematami, tylko koncentrował swoją uwagę, na tym, żeby jak najmniej okazać swoje dyletanctwo.

–  Przez te pozamykane okna i grzane wino wrócę do domu, śmierdzący, jakbym się w nim wykąpał. Niech mnie kontrola policyjna dorwie po drodze, to każą mi cztery razy w balonik dmuchać.

– To akurat możliwe. Powoli robi się tutaj, jak w saunie ziołowej.

 – Jedynym profitem z przebywania w tym zaduchu może być to, że stanę się koronnym argumentem za rozwiązaniem rodzinnego sporu na korzyść męskiej mniejszości.

– O co toczy się spór?

– Mamie domowe SPA  się zamarzyło i namawia  ojca na zainwestowanie w saunę. 

–  Biznes trzeba rozwijać.

–  Dokładnie. Szczególnie że za rok  co najmniej pół piętra domu będzie stało wolne do wynajmu.

–  Ale twój ojciec jest przeciwny.

– Gdzie tam! Tutaj jest pełna zgoda. Spór jest o to, jaka ma być ta sauna. Kobiety chcą parową, a  mężczyźni — fińską.

– No, ale co za problem? U was baby chyba głosu nie mają?

– Formalnie to mamy  rządy dyktatury w rodzinie oraz  kult jednostki.

–  A nieformalnie?

– Jak na ulicy – rządzi większość, która głośniej wrzeszczy.

–  Niech się twój ojciec zdecyduje na ruską banię.

– No, nie wiem, czy to dobry pomysł. Jak sąsiedzi wyczają, że się u nas po ogrodzie w szlafroku lata, to powypadają z okien.  Ruska bania jest  dość ekstremalna.

– Jak wszystko, co rosyjskie. Ale przynajmniej wasze kobiety będą się od niej trzymać z daleka. No, co najwyżej przyjdą wam plecy rózgami wygrzmocić.

– Do tego nikt, by je  nie musiał zachęcać!

Arthur buchnął gromkim śmiechem.

– Klientkę masz!

– Nie no, nie żartuj sobie ze mnie! Tę to ty obsłuż.

– A co? – rozśmiał się ponownie Arthur.

– Bo wpadnę od samego radaru w jej oczach pod bar.

Mohammed z Arthurem — siedem lat starszym od niego, sympatycznym rudzielcem, tworzyli osobliwy duet za barem.  Starszy czarował gości swoimi umiejętnościami, młodszy — wszystkie swoje niedostatki wiedzy i doświadczenia przy barze kompensował naturalnym urokiem osobistym nastolatka, z jednej strony pozbawionego kompleksów i zahamowań, a z drugiej — jednak niepozbawionego kindersztuby. Niecierpliwego i kłótliwego klienta gasił, w zależności od płci, albo rozbrajającą szczerością, albo równie rozbrajającym pięknym uśmiechem. I wszystko szło nieźle, dopóki Mila nie wkroczyła do baru. Ubrana była w długi dirndl turkusowy  oraz koralowy fartuszek, a całości stroju dopełniały bransoletki na obu rękach, zwisające kolczyki. Włosy przeplotła turkusową wstążką, dopasowaną do reszty stroju, podkreślającą  złoto – brązowy kolor jej włosów. Do tej pory, Mohammed, ilekroć ją widywał, to zawsze ubraną jak do pracy przy gospodarce. Kiedy więc stanęła w drzwiach w tradycyjnym stroju bawarskim, to musiała ściągnąć uwagę na siebie zabujanego w niej chłopaka.  Chłonął więc wzrokiem jej widok, próbując zarejestrować w głowie, jak na kliszy fotograficznej, każdy detal jej stroju. Jeszcze nie tak dawno, Mila nawet na rajd rowerowy, czy do sprzątania przy zajeździe, zawsze do stroju dołączała coś kobiecego – kolorową apaszkę, wisior, bransoletki, modne kolczyki. Jednak ostatnio swoim strojem upodobniła się do Marie. Nawet w ten sposób manifestując przed światem, jak bardzo nie życzy sobie być zauważona przez płeć przeciwną. Dziewczyna podeszła do baru. Georg od razu  ją zauważył, wstał i podążył za nią.

– Arthur nalej mi sznapsa, bo głosu z siebie nie wydobędę!

– A dla mnie ciepłe mleko z miodem!  – zwróciła się z kolei do barmana Mila.

– Obawiam się, że nie znam takiego drinka.

– To kiepsko. Chyba zgłoszę oficjalną skargę do szefa. – Mila rzuciła z boku blik na Georga.

Ale kolega na pewno nie zapomniał jeszcze, co to jest. – odparł ze śmiechem Arthur, jednocześnie rzucając spojrzenie na Mohammeda. Zauważył, że chłopak wgapiony w dziewczynę, zupełnie stracił z oczu szklankę, którą napełniał piwem. Biała piana lała się już strumieniem po szklance w dół, dalej po nogawkach spodni i butach chłopaka, aż na samą ziemię.

– Hej, Mohammed! – zawołał trzeźwiąco na chłopaka. – Złoto szefa w podłogę wsiąka!

Mohammed oderwał wzrok od Mili. Rzucił przerażone spojrzenie na cieknące po podłodze piwo. Zakręcił automatycznie kurek, spojrzał zmieszany na szefa, ale Georg tylko obojętnie ręką machnął i wypił postawioną przed nim przez Arthura wódkę. Mohammed spojrzał z kolei na swoje dżinsy, potem, speszony, rzucił jeszcze blik na dziewczynę. Na szczęście drwiny na jej twarzy nie dostrzegł. Mila do zołz nie należała i szybko zawołała wesoło:

– Nie przejmuj się! Dziś nikt z suchymi nogawkami do domu nie wróci.

– Do tego nie jeden bez butów. – dorzucił Arthur.

Kiedy schylił się, żeby zetrzeć plamę z podłogi, do baru z tacą z pustymi szklankami podszedł Andreas. Ledwo też zobaczył oblane piwem dżinsy Mohammeda, jak zawołał:

– No i proszę, wystarczyło go na dwie godziny za bar postawić, a już leje po nogach!

Mohammed w odpowiedzi rzucił tylko spode łba zbójeckie spojrzenie na kolegę.

– Mohammed, idź do kuchni po mleko dla naszego słowika i przy okazji doprowadź się do ładu! — powiedział do chłopaka Georg, po czym zwrócił się do Andreasa — A ty, Keller — Złotousty! Przynieść koledze jakiś kelnerski fartuch! Bo będzie musiał wskoczyć w skórzane szorty. 

– Oni się kiedyś pozabijają. – powiedział z ubawem Arthur do Georga, jak tylko obaj chłopcy zniknęli im z widoku. – Na miejscu szefa bym ich razem o tej samej porze do domu dziś nie wypuszczał.  Jutro możemy być bez kelnera.

– To się Mohammed będzie musiał jutro rozdwoić. Jednocześnie przy garach stać i z tacą biegać.  –  odparł obojętnie Georg, po czym zwrócił się do bratanicy:

 – Chodź Mila, czas na występ!

W Leitnerhof nie było już dla nikogo tajemnicą, że te dwa młode koguty, to raz się lubią, a raz się czubią. W jednej chwili skaczą sobie do oczu, żeby za chwilę wspólnie się bawić i zaśmiewać do łez. Na razie tylko nikt nie potrafił zgadnąć, czym się to ostatecznie skończy: wrogowie po grób czy przyjaciele na wieczność.

Georg zasiadł z powrotem na niskim krzesełku przy ojcu i wziął akordeon do rąk, a Mila na wysokim barowym hokerze. Wkrótce też ciepły, ciemny, kawalerski barytonowy głos Georga splótł się z jasnym, pełnym blasku, lirycznym mezzosopranem Mili, który raz schodził do altu, a raz wybijał się do sopranu. Mila, która od dziecka swój głos trenowała przy melodyjnych piosenkach ludowych, często bawiąc się przy tym jodłowaniem, teraz dawała od czasu do czasu popis swoim umiejętnościom. Jako że żadna muzyka tak nie wzbudza dobrego humoru i radośnie nie usposabia duszy słuchacza, jak melodyjne alpejskie jodłowanie, to szalejąca burza i ulewa na zewnątrz wnet została zapomniana przez gości. Muzyka roznosiła się po sali baru i restauracji, coraz bardziej rezonując z nastrojami gości, którzy sami już nucili melodyjne piosenki i coraz odważniej wychodzili na parkiet, żeby dać się ponieść muzyce. Mohammeda pewność siebie mocno została utrącona przez wpadkę z rozlanym piwem, także musiał bardzo natężyć uwagę na swojej pracy, na tym, co mówi do niego klient i starszy kolega. A było to tym bardziej niełatwe zadanie, że w rozkojarzenie nieustannie wpędzała go obecność Mili i jej śpiew. Po barze pioruny nie latały, jednak on zachowywał się, jakby co najmniej jeden go strzelił. Błędy i gafy stażysty – barmana powoli przeradzały się w lawinę — jedne goniły kolejne, coraz mniej śmiesząc Arthura i gości, a coraz więcej ich irytując. A tak dobrze mu szło! Zrezygnowany chłopak w końcu uznał przed sobą, że szef go więcej nie postawi za tym barem. Tylko po prawdzie, to potrzebne mu to było, jak ta przysłowiowa dziura w moście.  I tak narastające w nim zobojętnienie i dystans do wszystkiego, co się działo przy barze, przyniosło z czasem swój pozytywny efekt – zniknął stres, a on przestał się wreszcie błaźnić przed klientem.

Sofia, zanim powróciła do swojego wnuka, przysiadła jeszcze na moment, żeby posłuchać występu rodzinnego. Jej myśli powędrowały w odległą przeszłość, do czasu, gdy sama śpiewała w kapeli folkowej.  Popatrzyła czule na wnuczkę. Zauważyła, że również Sebastian od czasu do czasu spogląda kątem oka na wnuczkę i uśmiecha się pod nosem. Widocznie i jego myśli biegły w tym samym kierunku. Była w przedostatniej klasie szkoły średniej, gdy Sebastian zaprosił ją do zespołu, w którym grał na gitarze. Jakże inaczej wyobrażała sobie wtedy swoje życie! Gdyby mogła tylko przewidzieć, że po ślubie Sebastian wsadzi ją do kuchni zajazdu na 25 lat, to przegoniłaby go, jak to Margarete zrobiła z Lorenzem, na cztery wiatry. „Może przynajmniej Mila nie zmarnuje swojego talentu” – westchnęła Sofia.

Ich schenk dir einen Jodler Melanie mit Oesch’s die Dritten

Ich schenk’ dir einen Jodler, einen flotten Jodler,

Einen flotten Jodler schenk’ ich dir.

So einen echten Jodler, einen echten Jodler,

Einen, der dich glücklich machen wird.

Wenn wir dann jodeln, so im Duett,

Dann wird das Jodeln erst richtig nett

Ich schenk’ dir einen Jodler, einen flotten Jodler,

Einen flotten Jodler schenk’ ich dir

(Jodler)

Es gibt vieles auf der Welt zum Glücklichsein.

Aber heute muss es was Besonderes sein.

Denn viel mehr als Gold und Geld und Edelstein

Schenk ich dir diesen Jodler mein.

Ich schenk’ dir einen Jodler, einen flotten Jodler,

Einen flotten Jodler schenk’ ich dir.

So einen echten Jodler, einen echten Jodler,

Einen, der dich glücklich machen wird.

Wenn wir dann jodeln, so im Duett,

Dann wird das Jodeln erst richtig nett

Ich schenk’ dir einen Jodler, einen flotten Jodler,

Einen flotten Jodler schenk’ ich dir

  1. Oesch’s die Dritten to wprawdzie nie są muzycy z Bawarii, tylko ze Szwajcarii, a solistka sopranem nie dysponuje, jak bohaterka tej scenki — Mila, jednak oddaje klimat tej sceny. 

Achenbachs. Kleine Kinder – kleine Sorgen, große Kinder – große Sorgen.

Yasmin saß an ihrem Schminktisch und bürstete sorgfältig ihre langen Haare, die trotz ihrer fünfzig Jahre noch immer rabenschwarz und dicht waren. Sie musste sie pflegen – schließlich waren sie die größte Zierde jeder muslimischen Frau. Ihr Mann schritt unruhig, wie ein eingesperrter Löwe, vom Fenster zur Schlafzimmertür. Sie folgte ihm mit den Augen und spürte gleichzeitig, dass die Unruhe, die er ausstrahlte, langsam auf sie überging, was durch seine schnellen Schritte nur noch mehr in ihr angeregt wurde.

„Bald wirst du in diesem Raum eine Pilgerreise nach Mekka machen.“

„Ich hätte das gern gemacht, und sei es nur, um unsere Familie von all ihren Problemen zu befreien.“

„Setzt dich, bitte. Mir wird langsam schwindelig.“

Klaus setzte sich schließlich in den Sessel gegenüber seiner Frau. Eine Zeit lang drehte er seinen silbernen Ehering am Finger. Dieses aufdringliche Bedürfnis, seine Hände in Momenten der Nervosität mit irgendetwas zu beschäftigen, blieb bei ihm auch 36 Jahre, nachdem er das Rauchen aufgegeben hatte, noch bestehen. Seine erste Frau hasste ihren Gestank, sodass er die Leidenschaft schon bald nach ihrer Heirat verließ. Die Art und Weise, wie er sich von allem im Leben verabschiedete, was er heute kurz – Haram – nennen würde, ohne zu zögern, sofort.

„Ein Mann verhält sich nicht so, wie er will, sondern so, wie er muss. Das ist es, was ihn von einem Jungen unterscheidet. Liam tut, was er will.“

„Du übertreibst. Er hasst es einfach, unter Druck gesetzt zu werden. Wenn man ihn an die Wand drängt, wird er sich immer wehren. Dieses verzweifelte Bedürfnis, seine Unabhängigkeit zu bewahren, ist die Folge davon, dass er mit einem autistischen Bruder aufgewachsen ist.“

„Wie immer verteidigst du ihn.“

„Jemand muss es tun. Liam ist kein Teenager mehr, dem du ein Ultimatum stellst und er Angst bekommt und sich fügt, weil er glaubt, dass du es tust.“

„Du glaubst also, ich habe damals nur geblafft?“, ihr Mann wurde nervös.

„Mit der Drohung, ihn auf eine Militärschule für Jungen in den Staaten zu schicken? Ich glaube, du warst völlig verzweifelt. Drogen sind ein sicherer Tod. Aber das ist eine abgeschlossene Vergangenheit. Heute ist er ein Mann und lässt niemanden mehr in sein Revier, nicht einmal seinen Vater. “

„Die einzige Freiheit des Mannes besteht darin, aus freiem Willen so handeln zu können, dass er sich später nichts vorzuwerfen hat. Alles, was ich will, ist, ihn davor zu bewahren, seine Wahl zu verlieren. Denn jetzt hat er noch einen Zug auf dem Schachbrett, aber in ein paar Monaten könnte er ihn schon nicht mehr haben. Das ist alles, was ich versucht habe, ihm klarzumachen, als ich am Flughafen mit ihm gesprochen habe, bis meine Zunge fast geschwollen war, vom Reden für eine gute Stunde.“

„Was hast du eigentlich aus ihm herausbekommen?“

„Nicht viel.“ Klaus zuckte mit den Schultern. „Er hat einfach erklärt, dass er für einen Moment den Verstand verloren hat, aber schnell wieder zur Vernunft gekommen ist.“

„Das bedeutet, dass sie ihm gefällt, dass er sich zu ihr hingezogen fühlt, aber er hat so große Zweifel an ihr, dass er sich nicht mit ihr einlassen will.“

„Bei ihm wachsen die Zweifel mit der Bekanntschaft und in geometrischer Rasanz“, erwiderte Klaus abweisend. „Ich bin seit langem der Meinung, dass Liam, wenn er überhaupt heiraten sollte, dies sofort tun sollte, nachdem er die Nacht mit einer Frau verbracht hat, noch bevor er sich mit ihr zum Frühstück hinsetzt. Denn schon beim Frühstück wird er eine ganze Reihe von inakzeptablen Fehlern an ihr gefunden haben.“

„Aber wozu sollte ein Mann eine Frau heiraten, mit der er nicht einmal Lust auf ein Frühstück hat?“

„Zuneigung ist kein Zelt, das man für eine Nacht aufschlägt. Wenn er sich so verhält, wird er nie eine Beziehung mit einer Frau eingehen können. Nun geht es aber nicht mehr nur um das emotionale Chaos in seinem Leben, um sein Verhalten, denn das ist ein Fluss-Thema, sondern um die Verantwortung, die er gegenüber dem Kind hat, das in einigen Monaten geboren wird.“

„Sein Leben ist seit Jahren völlig Lili untergeordnet. Bei diesem Kind wird es auch nicht anders sein.“

„Damit er jedoch seine Pflichten als Vater tatsächlich wahrnehmen kann, muss er zunächst das Sorgerecht für sein Kind erhalten, und es ist keineswegs offensichtlich, dass er es erhalten wird. Als Anwalt kennt er die Regeln des Spiels. Ob es ihm gefällt oder nicht, sie hat ihn in ihrem Sack. Je eher Liam das akzeptiert, desto eher kann er die richtigen Entscheidungen treffen.“

„Wovon redest du da? Immerhin hat sie ihm von dem Kind gesagt.“

„Na und?“

„Liam glaubt, dass sie sich fair verhalten wird. Warum sollten wir das anzweifeln und Alarm schlagen?“

„Ja, er glaubt, dass sie bereitwillig dem gemeinsamen Sorgerecht für das Kind zustimmen wird, aber gleichzeitig vertraut er ihr nicht einmal genug, um sich mit ihr einzulassen. Was ist das, der Anfang der Schizophrenie?“

„Eher eine typisch männliche Logik“, lachte Yasmin. „Eine Witwe mit zwei Kindern zu heiraten und ihr dann zu verübeln, dass sie keine Jungfrau mehr ist.“

„Ist das eine Andeutung oder was?“ Klaus war nicht in der Stimmung für Scherze und machte das auch deutlich. „Sie stimmt nun dem gemeinsamen Sorgerecht für das Kind zu. Doch wie wird seine Situation aussehen, wenn sie nach der Geburt des Kindes ihre Meinung ändert?“

„Warum sollte sie ihre Meinung ändern?“

„Und sei es nur, weil sie mit der Zeit zu dem Schluss kommen könnte, dass es gar nicht in ihrem Interesse ist. Denk selbst nach, mein Lieber. Wenn sie ihn fangen wollte, hätte sie den Fisch mit dieser Zustimmung aus dem Netz entlassen. Und falls sie sich – was noch schlimmer wäre – als – igitt! – eine dieser wilden Weiber, für die ein Mann nur eine Sex-Maschine ist, warum sollte sie ihr Leben verkomplizieren, indem sie das Sorgerecht für das Kind mit ihm teilt?“

„Allerdings: Warum sollte sie ihn in diesem Fall überhaupt über die Schwangerschaft informieren?“

„Vielleicht hat sie ihn falsch eingeschätzt.“ Klaus zuckte mit den Schultern, „Sie hat das Etikett an seinem Hemd nicht überprüft.“

„Aber auch diese Art von Frauen stellt in der Regel das Recht des Kindes auf Kontakt zu seinem Vater nicht infrage.“

„Kontakt zu ihren eigenen Bedingungen. Wenn Liam heute nichts unternimmt, könnte er ihr völlig ausgeliefert sein.“

„Schlimmstenfalls wird Liam bei Gericht das Sorgerecht für sein Kind beantragen.“

„Aber was würde ihm das nützen? Ich muss kein Anwalt sein, um zu erraten, dass das Gericht einen solchen Antrag ablehnen würde. Aber natürlich habe ich Liam gefragt, welche Chancen er vor Gericht hätte, das Sorgerecht zu bekommen, wenn er keine Beziehung zur Mutter seines Kindes hat, und sie hat Einspruch erhoben.“

„Was hat er dir geantwortet?“

„Fast bei null.“ Klaus hielt einen Moment inne, um seiner Frau Zeit zu geben, seine Worte zu verdauen, und fuhr dann mit seinen Gedanken fort: „Sie ist eine attraktive, gebildete Frau. Was wird passieren, wenn sie nach einer Weile jemanden findet und von hier weggeht? Vielleicht sogar im Ausland? Liam könnte überall auf der Welt nach seinem Kind suchen. Alles, was ihm dann bleibt, ist eine Unterhaltspflicht. Abgesehen von der Tatsache, dass wir unser Enkelkind vielleicht nie zu Gesicht bekommen werden.“

„Oh, Liam wird das niemals zulassen!“

„Die einzige Möglichkeit, die ihm dann noch bleibt, um sein eigenes Kind nicht zu verlieren, besteht darin, seine Mutter vor Gericht zu vernichten.“

„Du machst mir Angst.“

„Wir sollten natürlich hoffen, dass sie sich ehrlich verhält, aber die Vernunft rät uns, uns auf das Schlimmste vorzubereiten. Liam erhält möglicherweise kein Sorgerecht durch faires Spiel. In ein paar Monaten steht ihm vielleicht nur noch ein brutaler Gerichtskampf bevor. Egal, wie dieser Kampf für ihn ausgeht, ein ehrlicher Mann wird er nie wieder sein. Das ist das Fehlen einer Wahlmöglichkeit. Es liegt in seinem eigenen Interesse, dass dieses Kind ehelich geboren wird.“

„Du erwartest doch nicht, dass Liam eine Ehe nur deshalb eingeht, um das Sorgerecht für sein Kind zu erhalten und sich dann einfach scheiden lässt. Das ist schlimmer als die Mutʿa-Ehe1 bei der Schia!“

„Eine Ehe, die in Scheidungsabsicht geschlossen wird, ist eine Niederträchtigkeit. Im Gegenteil, ich erwarte, dass er sie zuerst herbeiführt und dann alles in seiner Macht Stehende tut, damit die Ehe funktioniert. Und wenn es trotzdem nicht klappt, weil es am Willen der anderen Seite fehlt, dann wird er es auflösen. Glücklicherweise ist die Ehe keine lebenslängliche Freiheitsstrafe. Und vielleicht kommt er dann sogar mit all seinen Kindern aus der Sache heraus. Das ist der einzig faire Weg.“

„Für dich schon, aber nicht für Liam, fürchte ich. Er wird jede Handlung ohne Überzeugung als unehrlich ansehen. Wie kannst du also von ihm erwarten, dass er eine Ehe eingeht, ohne an ihren Erfolg zu glauben?“

„Ohne Risiko kann man nichts gewinnen, weder im Krieg, noch im Finanzwesen und schon gar nicht in der Liebe.“

„Er wird Lili nicht dem Glücksspiel aussetzen.“

„Ja, Lili ist sein Schutzschild. Wenn jemand etwas tun will, findet er einen Weg, und wenn nicht, findet er eine Ausrede. Liam, immer wenn er etwas nicht tun will, schirmt er sich mit Lilis Wohlbefinden ab.“

„Du hast mich auch nach meinem Verhalten zu deinen Kindern beurteilt.“

„Aber ich habe deinen Kontakt zu den Jungs nicht eingeschränkt! Da sie nicht zusammen sind und er jede Beziehung zu ihr ausschließt, sag mir, wie sollen sich Lisa und Lili eigentlich kennen, mögen, akzeptieren? In ein paar Monaten wird sie bereits ein eigenes Baby haben und Lili wird bestenfalls eine Konkurrenz für ihr Kind sein.“

„Dann sollten wir vielleicht etwas tun, um den beiden diesen Kontakt zu ermöglichen?“

„Damit er denkt, dass du sein Kind manipulierst! Willst du einen Krieg mit ihm?“

„Wir wissen selbst nicht viel über diese Frau. Es wäre gut, herauszufinden, ob sie ihn wenigstens liebt. Wenn ich zwei Kannen Tee mit ihr trinke, glaube ich, dass ich etwas aus ihr herausbekomme?“

„Wie willst du sie für diesen Tee herlocken? Sie kann nicht so dumm sein, nicht zu erraten, dass du sie zur Befragung vorlädst.“

„Sie ist Anwältin, also werde ich sie in meinen Schönheitssalon einladen, unter dem Vorwand eines rechtlichen Problems. Liam ist weg, also gibt es niemanden, der mir hilft.“

„Ich dachte, Liam hätte dein Problem mit dem Vertragspartner gelöst.“

„Was hat das damit zu tun?“

Klaus lachte lauthals über diese Worte seiner Frau.

„Du wirst also die Gelegenheit nutzen, um zu prüfen, was für eine Anwältin sie ist.“

„Warum nicht? Ein Mensch ist beruflich nicht ein anderer als im Privatleben. Er müsste doppelt sein.“

„Kardinal Richelieu predigte den Spruch: »Gott, bewahre mich vor meinen Freunden, mit meinen Feinden werde ich allein fertig!« Liam schuf für sich einen besseren: »Gott schütze mich vor der Liebe, mit dem Rest komme ich allein zurecht!«. Seit seiner Trennung von Eva ist er konsequent nur noch an Mesalines interessiert. Erwarte also lieber nicht, dass sie sich als etwas anderes entpuppt.“

„Was ist das Leben schon wert, ohne Freundschaft, ohne Liebe?“, sinniert Yasmin, um gleich darauf zu bemerken, „Seit wann zitierst du Kardinäle?”

„Richelieu war in erster Linie ein Rassenpolitiker, dann erst ein Geistlicher. Liam hat Freunde. Schlimmer ist es mit seinen Beziehungen zu Frauen. Alles vorübergehend, nichts Dauerhaftes.“

„Männer, die Penelope suchen, landen meist bei Messalinen. Vielleicht wird das umgekehrte Prinzip hier funktionieren.“

„Solange sie sich nicht als ein Monster ohne Ehre, Glauben und Herz entpuppt wie die letzte, ist der Rest leicht zu verdauen.“

„Eine Frau ist wie ein Schatten. Wenn ein Mann ihr nachläuft, rennt sie weg. Wenn er wegläuft – folgt sie ihm. Geduld, meine Liebe. Wenn diese Lisa sein Schatten ist, wird er sich auch im Untergrund nicht mehr vor ihr verstecken. Du hast selbst gesagt, dass sie alle Trümpfe in der Hand hat. Solange sie nicht so dumm ist, mit ihm das Kind zu spielen, wird die Festung irgendwann kapitulieren.“

„Schließlich wünsche ich mir nichts sehnlicher, als dass Liam seine alten Albträume überwindet und sich eine zweite Chance gibt. Er hat endlich erkannt, dass eine Frau das Kamel ist, das Gott einem Mann gibt, um die Wüste des Lebens zu durchqueren.“

„Immer das Kamel”, seufzte Yasmin und rollte wortgewandt die Augen nach oben.

„Wenn das Kamelchen Glück hat, kann sich ihr Mann als ein Sportwagen zu entpuppen.“

„Der sich früher oder später in eine alter Klapperkiste verwandeln wird.“

„Oh, das ist lange noch nicht so weit!“

„Es gibt kein Heilmittel gegen die Liebe von einem Sechzigjährigen.“ Yasmin seufzte.

„Nun, es gibt keins. Aber Spaß beiseite.“ Klaus wurde wieder ernst, „Tatsache ist, dass dies sein zweites Kind mit einer Frau ist, mit der ihn keine Beziehung verbindet. Was für ein Familienmodell wird er seinen Kindern weitergeben? Was für ein Beispiel gibt er seinen Geschwistern? Mohammed schaut zu ihm auf. Er braucht sich nur ein- oder zweimal die Finger zu verbrennen, und er wird in die Fußstapfen seines Bruders treten. Ich würde das nicht ertragen.“

„Zum Glück hört Mohammed auf seine Mutter und schaut zu seinem Vater auf. Außerdem scheint er sich verliebt zu haben“, lachte Yasmin leise.

„Das noch! Er hat aber die richtige Zeit für die Liebe gefunden.“

„Er lebt nicht in Saudi-Arabien, wo die Frauen ihr Gesicht verhüllen. Willst du ihm nun Vorwürfe machen? Die Liebe sucht sich den Zeitpunkt nicht aus.“

„Mohammed sollte sich jetzt auf seine Zukunft konzentrieren. Eine Schule aussuchen und im nächsten Jahr mit seinen Schwestern zusammen auf die Universität gehen.“

„Du hast ihm bei der Wahl seines Studienfachs und der Universität freie Hand gelassen.“

„Ja, aber die Situation hat sich geändert. Liam hat versagt, also muss Mohammed die Verantwortung für seine Schwestern in Berlin übernehmen.“

„Das meinst du nicht ernst, Klaus! Die Idee, die Mädchen bei Liam in Berlin wohnen zu lassen, hat Sinn gemacht. Die Mädchen würden sein Haus führen. Auf Lili würde immer aufgepasst werden. Wir hätten die Gewissheit, dass unsere Töchter keine Dummheiten machen würden. Liam ist 18 Jahre älter als Layla und Nur, er ist wie ein zweiter Vater für sie! Aber Mohammed? Ich weiß nicht, wer die Verantwortung für wen übernehmen würde. Ich denke, sie für ihn.“

„Er hat ein Jahr Zeit, erwachsen zu werden. Layla und Nur ziehen nicht ohne ihren Bruder nach Berlin. Also sollte er sich hier besser auf nichts einlassen und keine Mädchen Hoffnungen machen.“

„Ich hingegen hoffe, dass dieses Mädchen Mohammed endlich von seinen anderen Interessen ablenken wird.“

„Es ist nichts Falsches daran, wenn ein Junge sich für die politische Richtung seines Landes interessiert.“

„Ja, solange diese Interessen in Diskussionsforen und bei Wahlen liegen und nicht im Straßenkampf.”

„Politik besteht auch aus Protesten, Märschen und Demos. Darin liegt die Stärke der Demokratie.“

„Du weißt genau, dass ich nicht davon rede. Mohammed hat kürzlich eindrucksvoll bewiesen, wie naiv und unvernünftig er sein kann.“

„Wie ich sehe, hast du bereits Liams Hysterie darüber nachgegeben, dass wir einen Kafka-Prozess in der Familie haben werden!”

Yasmin bedeckte ihr Gesicht mit den Händen, als sie den abweisenden Ton ihres Mannes hörte.

„Solche Fälle ziehen sich über Jahre hin. Das Leben unseres Sohnes hätte zu Ende sein können, bevor es überhaupt begonnen hatte. Nur, weil er einen Moment lang in der falschen Gesellschaft war. Vergiss nicht, dass sich unter seinen … Bekannten zufällig ein Iraker mit sehr obskuren Verbindungen befand.“

„Mein Sohn ist kein Idiot! Er hatte nichts mit ihm zu tun! Er hat ihn nicht einmal gekannt.“

„Das wissen wir. Aber der Staatsanwalt, wenn der Fall an ihn gegangen wäre, wäre vielleicht anderer Meinung gewesen. Klaus, rede mit unserem Sohn, bevor etwas Schlimmes passiert. Mohammed sollte wissen, dass nicht jeder Muslim, mit dem er Bekanntschaft macht, es verdient, dass man ihm vertraut.“

„Das hat ihm Liam bereits mit der Hand eingetrichtert. Ich habe hier nichts mehr zu tun.“

„Hoffe ich. Es ist auch für Liam nicht lustig, seinem Bruder auf die Polizeiwache zu folgen.“

„Beruhige dich, Yasmin! Mohammed hat daraus seine Lehre gezogen.“

„Wie lösen wir also das Problem mit den Mädchen?“, Yasmin schloss endlich das heikle Thema ihres Sohnes ab und kehrte zum Thema des Studiums ihrer Töchter in Berlin zurück, „Sollen sie ihr Studium vergessen?“

„Nein, natürlich nicht. Wenn die drei nicht nach Berlin gehen, wird es eine andere Lösung für sie geben. Alle unsere Kinder sprechen Englisch, Arabisch, sie müssen nicht einmal in Europa studieren.“

„Sie würden enttäuscht sein. Beide hatten die Universitäten in Berlin im Auge.“

„Welche Entscheidung ich treffe, hängt davon ab, wie Mohammed sich definiert. Die Mädchen wissen, was sie wollen. Er ist noch unschlüssig.“

„Hier gibt es das Studieren umsonst. Die Studiengebühren für ihr eventuelles Auslandsstudium müsstest du selbst aus der eigenen Tasche bezahlen. Wie willst du das Studium deiner drei Kinder gleichzeitig finanzieren?“

„Es gibt Stipendien. Layla wird ihr Bestes geben, um ihr Studium mit Höchstnoten abzuschließen. Nur wird nicht schlechter sein wollen als ihre Schwester. Außerdem kannst du mich immer unterstützen.“

„Oh nein, Schatz, so war das nicht abgemacht! Ich kann zwar das Kamel in dieser Herde sein, aber das Arbeitstier bist du.“

„Das Arbeitstier? Ich glaube, ich muss meinen Sohn um Rechtsberatung bitten.“

„Ich habe das bereits getan.“

„Nun, ich bin sehr neugierig, was er dir gesagt hat …“

„Kurz gesagt: Was mein ist, ist nicht dein; was dein ist, ist auch mein. Die Schulden werden gemeinsam getragen.“

„Ich habe eine Schlange in meinem Haus gezüchtet!“, rief ihr Mann mit gespielter Entrüstung.

„Sag mir lieber, wie es Finn geht?“

„Er ist zufrieden.“

„Na, siehst du!”, rief Yasmin zufrieden aus, nur um einen Moment später mit einem deutlichen Biss in der Stimme hinzuzufügen. „Ihr habt euch drei Monate lang über seine Reise nach Amerika gestritten, aber es ist keinem von euch in den Sinn gekommen, Finn zu fragen, was er will.“

„Du weißt, dass Finn problematisch sein kann. Es braucht nicht viel, damit er richtig Angst bekommt. Und dann kann er unberechenbar sein.“

„Aber wer soll mit ihm umgehen, wenn nicht sein Bruder, der ihn von Geburt an kennt?“

„Normalerweise ja, aber da ist ja auch noch Lili und in einer Pannensituation …“

„Es wird aber keine Pannensituation auftreten!“ Yasmin unterbricht ihren Mann schnell, „Wie habt ihr denn die Probleme mit den Sitzen gelöst?“

„Geld regiert die Welt. Ich habe einen Aufpreis für die Businessclass bezahlt und das war’s. Finn hat vorne einen Platz bekommen, ohne Nachbarn, und Liam mit Lili hinter ihm.“

„Mohammed hatte recht, dass du dich um Finn kümmerst. Hmm, in der Businessclass gibt es eine viel bessere Küche. Bei Finns Allergien und Lilis überempfindlichem Magen ist das nicht ohne Bedeutung.“ Yasmins mütterliches und großmütterliches Herz meldete sich sofort, „Dazu kommen die Liegesitze“, Yasmin rechnete weiter.

„Immerhin sind sie tagsüber geflogen!“

„Aber sie haben einen Nachtflug zurück! Unser Sonnenschein wird die ganze Nacht gemütlich schlafen können. Ah, das ist ein ganz anderer Reisekomfort!“ Yasmin klatschte zufrieden in die Hände, ihre Augen lachten ihren Mann an, „Du hast mich glücklich gemacht!“

„Seit zwanzig Jahren versuche ich es schon mit mäßigem Erfolg. Wenn ich nur gedacht hätte, dass es so einfach und so … billig sein könnte.“

Draußen flatterten die Fensterläden von einer plötzlichen starken Brise. In der Ferne waren bereits die ersten Donner zu hören.

„Das Gewitter zieht heran”, sagte Klaus, dann stand er auf und ging zum offenen Fenster, um es zu schließen.

„Im Tal wird es endlich etwas zum Atmen geben.“

Ein Handy läutete auf dem kleinen Tisch. Es signalisierte, dass eine Nachricht eingegangen war. Der Mann ging sofort zum Tisch hinüber und nahm sein Telefon in die Hand.

„Sie sind da!“ Klaus zeigte seiner Frau schon von weitem ein Bild mit dem lachenden Gesicht seiner Enkelin. Er ging auch sofort zu seiner Frau hinüber und kniete sich neben ihren Frisiertisch-Stuhl. Yasmin sah sich die Nachricht an.

»Die Reise meines Lebens! Finn – sehr gelassen. Lili – hat alle Servietten an Bord in Origami gefaltet. Ein Madenwurm-Test nötig! Das Buch von dir war interessant, nur ein Volumen zu kurz. Bald Abendessen bei euch, wir sind auf dem Weg zu einem zweiten Lunch. Es gibt einen Moment zum Durchatmen, dann rufe ich dich an. Einen schönen Abend, Papa. Grüße aus New York an alle. L.«

„Alhamdu’lillah!2“, rief Yasmin aus, als sie die Nachricht las.

Klaus ging zu den nächsten Fotos über. Bei einem lachte er laut auf und rief aus:

„Was soll das sein? Ist er gerade aus seinem eigenen Grab auferstanden?“

„Wer ist das?“

„Allan, Kiaras Bruder.“

„Ist er der älteste der Brüder?“

„Wo, der jüngste! Er sieht aus wie sein eigener Vater, obwohl er zehn Jahre jünger ist als ich! Er war schon immer einer, der gern einen hinter die Binde kippt. Die Leber ist wahrscheinlich schon im Endstadium.“

Yasmin lächelte nur leise über den selbstzufriedenen Gesichtsausdruck ihres Mannes. Klaus wischte mit dem Finger über den Bildschirm seines Telefons und sein Gesicht verzog sich sofort – zwei Überweisungsbestätigungen erschienen vor ihren Augen.

„Die Jungs sind ehrenhaft! Sie haben dir die Erstattung des Ticketaufpreises überwiesen.“

„Ich hab sie zu gut erzogen, also hab ich mein Fett weggekriegt.“

Draußen vor dem Fenster verstärkte sich der Sturm, von Zeit zu Zeit waren Blitze und Donner zu hören. Die ersten Regentropfen prasselten auf die Fenster, und es dauerte nicht lange, bis sie zu einem richtigen Schauer vom Himmel wurden. Klaus stand vom Boden auf und ging zum Fenster hinüber. Er starrte einen Moment lang auf die Regenmassen, die bereits die Straße überfluteten, dann drehte er sich um und ging zügig zur Tür.

„Ich gehe nach oben und schließe die Fensterläden!“

„Ich nehme dein Handy und übermittle die Nachricht an die Mädchen“, erwiderte Yasmin. Sie steckte ihr Haar mit einer Spange am Hinterkopf zusammen, warf noch einen kurzen Blick in den Spiegel, stand auf und folgte ihrem Mann aus dem Zimmer.

1. Mut’a-Ehe (mut’a aus dem Arabischen, was so viel wie Vergnügen, Freude, Verlangen bedeutet) – zeitlich begrenzte Ehen, die von Iranern und Irakern schiitischen Glaubens geschlossen werden. Solche Ehen werden geschlossen, wenn der Mann nicht zu Hause ist, und können von einer halben Stunde bis zu mehreren Jahren dauern. Der Mann zahlt der Frau eine vereinbarte Geldsumme, und die Ehe endet automatisch nach der vereinbarten Zeit und kann nicht erneuert werden. Kurze Ehen, nennen wir sie »stündliche« mutʿat a geschlossen.n-nisāʾ zur sexuellen Befriedigung, werden von den sunnitischen Mehrheitsmuslimen (Türkei, Saudi-Arabien u. a.) abgelehnt und sind eine Form der Umgehung des Verbots des Ehebruchs und der mitunter schweren Strafen dafür in einigen arabischen Ländern (Auspeitschen, Gefängnis und sogar Steinigung). Die Mutʿat an-nisāʾ ist geheim (erfordert nicht die Zustimmung der Familie, einschließlich der bestehenden Ehefrau), unterliegt nicht der Registrierung und wird nicht vor einem Imam

2.Alhamdu’lillah! – Gott sei gedankt!

Achenbachowie. Małe dzieci — małe zmartwienia, duże dzieci — duże zmartwienia.

Yasmin siedziała przy swojej toaletce i starannie szczotkowała swoje długie włosy, które pomimo jej pięćdziesięciu lat, nadal pozostały kruczoczarne i gęste. Musiała o nie dbać — były przecież największą ozdobą każdej muzułmańskiej kobiety. Jej mąż niespokojnie, jak lew po klatce, spacerował od okna do drzwi sypialni. Ona wodziła za nim wzrokiem, czując jednocześnie, że powoli udziela się jej ten niepokój, którym on emanował, a który jeszcze bardziej tylko pobudzały w niej jego energiczne kroki.

– Niedługo odbędziesz w tym pokoju pielgrzymkę pieszą do Mekki.

– Chętnie bym ją odbył, gdyby tylko uwolniła naszą rodzinę od wszystkich problemów.

– Usiądź, proszę. Zaczyna mi się w głowie kręcić.

Klaus w końcu usiadł na brzegu łóżka, naprzeciw żony. Przez jakiś czas obracał nerwowo srebrną obrączkę na palcu. Ta natrętna potrzeba zajęcia czymś rąk w chwilach zdenerwowania nie znikła u niego nawet po 35 latach od rzucenia papierosów. Jego pierwsza żona nie znosiła ich smrodu i wkrótce po ślubie zarzucił tę namiętność. W sposób, w jaki żegnał się ze wszystkim w życiu, co dziś nazwałby krótko — haram — z marszu, od zaraz.

– Mężczyzna nie postępuje tak, jak chce, ale jak musi, to go odróżnia od chłopca. Liam robi, co chce.

– Przesadzasz! Liam po prostu nie znosi, jak się wywiera na niego presję. Postawiony pod murem zawsze stanie okoniem. To pokłosie wychowania z autystycznym bratem – desperacka potrzeba zachowania własnej niezależności.

– Jak zawsze go bronisz.

– Ktoś musi. Liam nie jest już nastoletnim chłopcem, któremu postawisz ultimatum, a on się przestraszy i podporządkuje, bo uwierzy, że ty tak naprawdę.

– Uważasz, że wtedy blefowałem? – nastroszył się jej mąż.

– Z tą pogróżką, że go wyślesz do wojskowej szkoły z internatem? Wierzę, że byłeś zdesperowany. Narkotyki to pewna śmierć. Ale to zamknięta przeszłość. Dziś to dorosły mężczyzna i nie pozwoli wejść na swoje terytorium nikomu, nawet swojemu ojcu.

– Jedyna wolność człowieka to móc z własnej woli postąpić tak, żeby samemu sobie nie mieć później nic do wyrzucenia. Wszystko, czego chcę to właśnie uchronić go przed utratą możliwości wyboru. Bo teraz jeszcze ma ruch na szachownicy, ale za parę miesięcy może już go być pozbawiony. Tylko to starałem się mu uświadomić, rozmawiając z nim na lotnisku, aż mi język prawie spuchł od gadania przez dobrą godzinę.

– Co w ogóle z niego wyciągnąłeś?

– Niewiele. – Klaus wzruszył ramionami. – Powiedział, że stracił na moment rozum, ale szybko przyszło opamiętanie.

– Znaczy, że ona mu się podoba, pociąga go, ale ma co do niej samej na tyle poważne wątpliwości, że nie chcę się z nią wiązać.

– U niego wątpliwości narastają w miarę znajomości i to w tempie geometrycznym. – odparł z lekceważeniem w głosie Klaus. – Od dawna uważam, że jeśli Liam w ogóle ma się ożenić, to powinien to zrobić natychmiast po spędzeniu z kobietą nocy, zanim jeszcze usiądzie z nią do wspólnego śniadania. Bo przy śniadaniu wynajdzie już w niej kopalnię wad nie do akceptacji.

– Tylko po co ma się mężczyzna żenić z kobietą, z którą nie ma ochoty nawet zasiąść do wspólnego posiłku?

– Uczucie to nie jest namiot, który się rozstawia na jedną noc. W ten sposób postępując, nigdy nie ułoży sobie życia z żadną kobietą. Teraz jednak już nie chodzi tylko o bałagan uczuciowy w jego życiu, o to jak on się prowadzi, bo to temat rzeka, ale o obowiązki, jakie on ma, wobec tego dziecka, które za parę miesięcy się urodzi.

– Jego życie od lat w zupełności jest podporządkowane Lili. W przypadku tego dziecka też nie będzie inaczej.

– Tylko żeby wykonywać swoje obowiązki ojca, najpierw musi uzyskać prawa do opieki nad swoim dzieckiem, a to wcale nie jest takie oczywiste, że on je uzyska.

– O czym ty mówisz? Przecież powiedziała mu o dziecku.

– I co z tego? Dziś ojciec może nie mieć żadnych praw do swojego dziecka, jeśli sam się zawczasu nie zatroszczy o nie. On jako prawnik dobrze zna reguły gry. Czy mu się to podoba, czy nie — ona ma go w saku. Im szybciej Liam przyjmie to do wiadomości, tym prędzej zacznie właściwe decyzje podejmować.

– Liam wierzy, że ona zachowa się uczciwie. Dlaczego my mamy w to wątpić i bić na alarm?

– Ta, on wierzy, że ona z własnej woli zgodzi się na wspólną opiekę nad dzieckiem, a jednocześnie nie ufa jej nawet na tyle, żeby się z nią związać! Co to, początek schizofrenii?

– Raczej męska logika. – roześmiała się Yasmin – Ożenić się z wdową z dwójką dzieci i mieć potem pretensje, że nie była dziewicą.

– To jakaś aluzja, czy co? – Klaus nie był w humorze na żarty, czemu dał wyraz poirytowanym tonem — Ona teraz zgadza się na wspólną opiekę nad dzieckiem. Ale jaka będzie jego sytuacja, gdy po urodzeniu dziecka ona zmieni zdanie?

– Dlaczego miałaby je zmienić?

– Chociaż by dlatego, że może z czasem dość do wniosku, że to wcale nie leży w jej interesie. Pomyśl sama, kochanie. Jeśli chciała go złapać, to tą zgodą wypuszcza sobie haka z rąk na niego. A jeżeli, co gorsza, okazałaby się być jedną z tych — tfu! – zdziczałych bab, dla których mężczyzna to jedynie sex machine, to po co miałaby sobie komplikować życie, dzieląc z nim opiekę nad dzieckiem?

– Tylko w takim przypadku, po co by go w ogóle informowała o ciąży?

– Mogła go źle otaksować. – Klaus wzruszył ramionami – Nie sprawdziła metki na koszuli.

– Jednak nawet tego rodzaju kobiety zwykle nie kwestionują prawa dziecka do kontaktu z jego ojcem.

– Kontaktu na własnych warunkach. Liam jak dziś nic nie zrobi, to potem może być już kompletnie zdany na jej łaskę.

– W najgorszym wypadku Liam wystąpi do sądu o przyznanie mu praw rodzicielskich.

– Tylko, co mu to da? Nie potrzebuję być prawnikiem, żeby domyślić się, że sąd oddaliłby taki wniosek. Ale oczywiście zapytałem się go, jakie będzie miał ewentualne szanse w sądzie na uzyskanie praw rodzicielskich, nie będąc z matką swojego dziecka w związku, a ona wyrazi sprzeciw.

– Co ci odpowiedział?

– Bliskie zeru. – Klaus przerwał na chwilę, dając w ten sposób żonie czas na przetrawienie jego słów, po czym kontynuował myśl. – To jest atrakcyjna, wykształcona kobieta. Co będzie, jak za jakiś czas znajdzie sobie kogoś i wyjedzie stąd? Może nawet zagranicę? Liam może szukać swojego dziecka po całym świecie. A jedyne co mu pozostanie to obowiązek alimentacyjny. Pomijam już fakt, że my naszego wnuka czy wnuczki możemy w ogóle nie mieć szansy poznać.

– Och, Liam nigdy do tego nie dopuści!

– Tylko że jedyną opcją, która mu wówczas pozostanie, żeby nie stracić własnego dziecka, będzie zniszczenie jego matki w sądzie.

– Przerażasz mnie.

– Powinniśmy mieć oczywiście nadzieję, że ona zachowa się w porządku, jednak rozsądek każe szykować się na najgorsze. A on podpowiada nam, że drogą fair play Liam praw rodzicielskich może nie uzyskać. Za parę miesięcy może mieć przed sobą już tylko brutalną walkę w sądzie, która jakkolwiek się dla niego zakończy, to uczciwym człowiekiem to on już nigdy nie będzie. To jest właśnie brak wyboru. W jego własnym interesie jest, aby to dziecko urodziło się w małżeństwie.

– Chyba nie oczekujesz, że Liam zawrze małżeństwo jedynie w celu uzyskania praw ojcowskich, a potem je po prostu rozwiąże? To gorsze od mut`a1 u szyitów!

– Małżeństwo zawarte z intencją rozwodu to łajdactwo. Przeciwnie, spodziewam się, że najpierw do niego doprowadzi, a potem zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby to małżeństwo zagrało. A jeśli mimo tego ono nie będzie funkcjonowało, bo zabraknie woli z drugiej strony, to wtedy je rozwiąże. I może nawet wyjdzie z niego ze wszystkimi swoimi dziećmi. To jedyna uczciwa droga.

– Owszem, uczciwa dla ciebie, ale obawiam się, że nie dla Liama. On każde działanie bez przekonania uzna za nieuczciwe. Jak możesz więc spodziewać się, że on zawrze małżeństwo bez wiary w jego powodzenie?

– Bez ryzyka nic nie wygrasz ani na wojnie, ani w finansach, ani tym bardziej w miłości.

– On Lili nie narazi na hazard.

– Ta, Lili to jego tarcza ochronna. Jak ktoś chce coś zrobić, to znajdzie sposób, a jak nie chce, to znajdzie wymówkę.  Liam, ilekroć nie chce czegoś zrobić, to zasłania się dobrem Lili.

 – Ty też mnie oceniałeś przez pryzmat mojego stosunku do twoich dzieci.

 – Ale ja ci nie ograniczałem kontaktu z chłopcami! Skoro oni nie są razem i on wyklucza z nią każdy związek, to powiedz mi, jak Lisa i Lili w ogóle mają się poznać? A za parę miesięcy ona będzie miała już własne dziecko do kochania i Lili co najwyżej będzie konkurencją dla jej dziecka.

– To może powinniśmy coś zrobić, żeby im dwóm ten kontakt umożliwić?

– Żeby uznał, że manipulujesz jego dzieckiem! Chcesz wojny z nim?

– My sami nic o tej Lisie nie wiemy. Warto by się dowiedzieć, czy przynajmniej go kocha. Jak wypiję z nią dwa dzbanki herbaty, to chyba coś z niej wyciągnę?

– I jak zamierzasz ją na tę herbatę tu zwabić? Aż tak głupia być nie może, żeby się nie domyślić, że wzywasz ją na przesłuchanie.

– Jest prawnikiem, więc zaproszę ją do salonu kosmetycznego pod pretekstem problemu prawnego. Liam wyjechał, więc nie ma mi kto pomóc.

– Wydawało mi się, że Liam rozwiązał twój problem z kontrahentem.

– A co to ma do rzeczy?

Klaus roześmiał się szczerze na te słowa żony.

– A więc masz zamiar przy okazji sprawdzić także, jakim ona jest prawnikiem.

– A dlaczego nie? Człowiek nie jest kimś innym w życiu zawodowym, jak w prywatnym. Musiałby być podwójny.

– Kardynał Richelieu głosił zasadę: „Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam!” Liam stworzył sobie lepszą: „Boże, chroń mnie od miłości, z całą resztą sobie sam poradzę!“ Od czasu rozstania z Evą konsekwentnie interesuje się tylko Mesalinami. Więc raczej nie oczekuj, że ona okaże się być kimś innym.

– Tylko, co warte jest życie bez przyjaźni, bez miłości? – zadumała się Yasmin, żeby zaraz uszczypliwe zauważyć – A od kiedy to cytujesz kardynałów?

– Richelieu w pierwszym rzędzie to był rasowy polityk, dopiero potem duchowny. A Liam przyjaciół ma. Gorzej z jego relacjami z kobietami. Wszystko przechodnie, nic na stałe.

– Mężczyźni, którzy szukają Penelopy, zwykle trafiają na Mesaliny. Może tu zadziała zasada odwrotna.

– Byle się tylko takim horrendum bez czci, wiary i serca jak tamta nie okazała. Reszta do strawienia.

– Kobieta jest jak cień. Kiedy mężczyzna ją goni — ona ucieka. Kiedy on ucieka — ona idzie za nim. Jeśli ta Lisa jest jego cieniem, to on już się nie schowa przed nią nawet pod ziemią. Cierpliwości, kochanie. Sam stwierdziłeś, że ona ma wszystkie atuty w ręku. I o ile tylko nie okaże się na tyle głupia, żeby pogrywać z nim dzieckiem, to twierdza w końcu się podda.

– Przecież, ja niczego innego nie pragnę, jak tego, żeby Liam pokonał stare zmory i dał sobie drugą szansę. Zrozumiał wreszcie, że kobieta to wielbłąd, którego Bóg daje mężczyźnie do przebycia pustyni żywota.

– Zawsze wielbłąd. – westchnęła Yasmin i wymownie wywróciła oczami do góry.

– Jak wielbłądzik ma szczęście, to mąż może okazać się sportową bryką.

– Która wcześniej czy późnej zamieni się w starego gruchota.

– Oj, długo jeszcze nie!

– Na miłość sześćdziesięciolatka nie ma lekarstwa. – westchnęła Yasmin.

Penelope wartet auf ihren Mann Odysseus.

Rudolf Friedrich von Deutsch – Penelope

– Ano nie ma. – Klaus na powrót spoważniał. – Żarty żartami, a fakty są takie, że to już jego drugie dziecko z kobietą, z którą nie łączy go żaden związek. Co za wzór rodziny przekaże on swoim dzieciom? Jaki on przykład daje swojemu rodzeństwu?  Mohammed patrzy na niego. Wystarczy, że raz, czy dwa się sparzy i pójdzie w jego ślady. Nie zniósłbym tego.

– Mohammed na szczęście słucha się mamy i patrzy na ojca, a nie na brata. Poza tym chyba się zakochał. – roześmiała się Yasmin.

– Jeszcze to! Też sobie znalazł czas na miłość.

– Nie żyje w Arabii Saudyjskiej, gdzie kobiety twarze zakrywają. Więc co, będziesz mu wyrzuty robił? Miłość czasu nie wybiera.

– Mohammed powinien się teraz skoncentrować na swojej przyszłości. Wybrać uczelnię i za rok wyjechać na studia wraz z siostrami.

– Dałeś mu wolną rękę w sprawie wyboru kierunku studiów oraz uczelni.

– Owszem, jednak sytuacja się zmieniła. Liam skrewił, więc Mohammed musi wziąć odpowiedzialność za siostry na siebie w Berlinie.

– Ty nie mówisz tego poważnie, Klaus! Pomysł, żeby dziewczyny zamieszkały wraz z Liamem w Berlinie, miał swój sens. Dziewczyny prowadziłyby mu dom. Lili byłaby dopilnowana. My zaś spokojni o nasze córki. Liam jest od Layli i Nur 18 lat starszy, jest dla nich jak drugi ojciec! Ale Mohammed? Ja nie wiem, kto by się tam kim opiekował. Chyba one nim.

– Ma rok, żeby wydorośleć. Layla i Nur bez brata nie wyjadą do Berlina. Więc lepiej niech się tu w nic nie angażuje i nadziei też nie robi żadnej dziewczynie.

– A ja przeciwnie, mam nadzieję, że ta dziewczyna wreszcie odciągnie Mohammeda od innych zainteresowań.

– Nie ma nic złego w tym, że młody chłopak interesuje się kierunkiem polityki własnego kraju.

– Tak, dopóki te zainteresowania to fora dyskusyjne i wybory, a nie ulica.

– Polityka to także ulica — protesty, marsze, demonstracje. W tym jest siła demokracji.

– Wiesz dobrze, że nie o tym mówię. Mohammed dał ostatnio mocny popis, jak bardzo potrafi być naiwny i nierozsądny.

– Widzę, że udzieliła ci się już histeria Liama, jak to zaraz będziemy mieć w rodzinie Proces Kafki!

Yasmin na ten lekceważąco-drwiący ton męża aż zakryła twarz rękoma.

– Takie sprawy ciągną się całymi latami. Życie naszego syna mogłoby się zakończyć, zanim się na dobre zaczęło. Tylko dlatego, że na moment znalazł się w nieodpowiednim towarzystwie. Nie zapominaj, że przypadkiem pośród tych jego … kolegów znalazł się jeden Irakijczyk o bardzo niejasnych powiązaniach.

– Mój syn nie jest idiotą! On nie miał z nim nic wspólnego. Nawet go nie znał.

– To my wiemy. Ale prokurator, gdyby sprawa do niego poszła, mógłby być innego zdania. Klaus, porozmawiaj z naszym synem, zanim stanie się coś złego. Mohammed powinien wiedzieć, że nie każdy muzułmanin, z którym zawiera znajomość, zasługuje na zaufanie.

– To już mu Liam ręcznie wtłoczył do głowy. Ja tu już nic więcej nie mam do roboty.

– Mam nadzieję. Dla Liama to też nie jest przyjemność latać za bratem po komisariatach.

– Uspokój się, Yasmin! Mohammed odrobił lekcję.

– To jak rozwiążemy problem z dziewczynkami? – Yasmin ucięła w końcu drażliwy temat ich syna i powróciła do wątku studiów ich córek w Berlinie. – Mają zapomnieć o studiach?

– Oczywiście, że nie. Jak nie wyjadą w trójkę do Berlina, to znajdzie się inne dla nich rozwiązanie. Dziewczynki znają angielski, arabski, nie muszą nawet w Europie studiować.

– Byłyby zawiedzione. Nastawiały się obie na Berlin.

– To jaką decyzję podejmę zależy od tego, jak Mohammed się określi. Dziewczyny wiedzą, czego chcą. On nadal się waha.

– Tu mają studia za darmo. Koszty ewentualnych studiów zagranicą musiałbyś sam pokryć z własnej kieszeni. I jak zamierzałbyś w tym samym czasie sfinansować studia trójce dzieci?

– Są stypendia. Layla zrobi wszystko, aby ukończyć szkołę z najwyższą notą. A Nur nie będzie chciała być gorsza od siostry. Poza tym, zawsze możesz mnie wesprzeć.

– O nie, serce, nie tak się umawialiśmy! Mogę być wielbłądem w tym stadzie, ale wołem jesteś ty.

– Wołem? Chyba muszę skorzystać z porady prawnej mojego syna.

– Ja już skorzystałam.

– No, bardzo jestem ciekawy, co ci powiedział…

– W skrócie rzecz ma się tak: co moje, to nie twoje; co twoje, to również i moje. A długi są wspólne.

– Węża wyhodowałem po moim dachem! – zawołał z udanym oburzeniem jej mąż.

– Powiedz lepiej, jak tam Finn?

– No jak? Zadowolony.

– A widzisz! – zawołała Yasmin z zadowoleniem. Po chwili zaś dodała z wyraźną kąśliwością w głosie. – Trzy miesiące toczyliście bój o jego wyjazd, a żadnemu z was nie przyszło do głowy zapytać Finna, czego on chce.

– Wiesz, że Finn bywa problematyczny. Niewiele potrzeba, żeby naprawdę się przeraził. A wtedy potrafi być nieobliczalny.

– No, ale kto ma sobie z nim poradzić, jak nie brat, który go zna od urodzenia?

– Zwykle tak, ale jest jeszcze Lili i w sytuacji awarii …

– Nie będzie żadnej awarii! – szybko przerwała mężowi Yasmin – Jak w końcu rozwiązaliście sprawę miejsc.

– Money talks. Dopłaciłem im do biznes i po sprawie. Finn dostał miejsce z przodu, sam – bez sąsiada, a Liam z Lili za nim.

– Mohammed miał rację, że zadbasz o Finna. Hmm, w biznes jest o niebo lepsza kuchnia. A to nie jest bez znaczenia przy alergiach Finna i nadwrażliwym żołądeczku Lili. – odezwało się natychmiast matczyne i babcine serce u Yasmin. – Do tego siedzenia rozkładane do leżenia. – wyliczała dalej Yasmin.

– Przecież lecieli w ciągu dnia!

– Ale powrót mają nocnym lotem. I słoneczko będzie mogło przespać wygodnie całą noc. Ach, to zupełnie inny komfort podróży! – Yasmin aż klasnęła w dłonie z zadowolenia, oczy jej się zaśmiały do męża — A to mnie uszczęśliwiłeś!

– Od dwudziestu lat się staram z mizernym skutkiem. Gdybym tylko przypuszczał, że to może być takie proste i takie … tanie.

Okiennice na zewnątrz zatrzepotały od nagłego silnego powiewu wiatru. W oddali słychać już było pierwsze grzmoty.

– Burza się zbliża. – powiedział Klaus, po czym wstał i podszedł do uchylonego okna, żeby je zamknąć.

– Będzie wreszcie czym oddychać na dole.

Na małym stoliku odezwał się telefon komórkowy. Sygnał informujący, że przyszła wiadomość. Mężczyzna natychmiast podszedł do stolika i wziął swój telefon do ręki.

– Są na miejscu! – Klaus pokazał z daleka żonie zdjęcie z roześmianą buzią wnuczki. Podszedł też zaraz do żony i przyklęknął przy jej fotelu od toaletki. Yasmin spojrzała na wiadomość.

„Podróż cacko! Finn — spokojnie. Lili — poskładała w origami wszystkie serwetki na pokładzie. Po powrocie konieczny test na obecność owsików. Twoja książka interesująca, tylko o jeden tom za krótka. U was zaraz kolacja, my w drodze na drugi lunch. Będzie chwila na oddech, to zadzwonię. Miłego wieczoru, Tato. Pozdrowienia z Nowego Jorku dla wszystkich. L.”

– Alhamdu’lillah!2 – zawołała Yasmin, jak tylko przeczytała wiadomość.

Klaus przesunął na kolejne fotki. Przy jednej zaśmiał się głośno i zawołał:

– A ten co, z grobu własnego właśnie wstał?

– Kto to?

– Allan, brat Kiary.

– To najstarszy z braci?

– Gdzież, najmłodszy! Wygląda na własnego ojca, choć jest dziesięć lat młodszy ode mnie! Eh, nigdy za kołnierz nie wylewał. Wątroba pewnie już w ostatnim stadium.

Yasmin się tylko uśmiechnęła pod nosem na tę bucowatą minę męża. Klaus przesunął palcem obraz ekranu w telefonie i mina mu natychmiast zrzedła — oczom ich ukazały się dwa potwierdzenia z przelewów bankowych.

– Chłopcy honorowi – przelali ci zwrot za dopłatę.

– Mam za swoje. Za dobrze ich wychowałem.

Za oknem wichura się wzmogła, co jakiś czas pojawiały się błyski i słychać było grzmoty. Pierwsze krople deszczu zaczęły uderzać o szyby i nie trwało długo, jak zamieniły się w prawdziwy prysznic z nieba. Klaus wstał z ziemi i podszedł do okna. Patrzył przez chwilę na strugi deszczu zalewające już ulicę, po czym odwrócił się i energicznie ruszył w kierunku drzwi.

– Pójdę na górę okiennice pozamykać!

– Wezmę twój telefon i przekażę wiadomość dziewczynkom. – odparła Yasmin. Zapięła klamrą z tyłu głowy włosy, jeszcze rzuciła krótkie spojrzenie do lustra, wstała i wyszła z pokoju za mężem.

1. Małżeństwo mut’a (mut’a z arab. znaczy przyjemność, rozkosz, pożądanie) – małżeństwa czasowe zawierane przez Irańczyków i Irakijczyków wyznania szyickiego. Małżeństwa takie zawierane są podczas pobytu mężczyzny poza domem i mogą trwać od pół godziny do kilku lat. Mężczyzna wypłaca kobiecie uzgodnioną sumę pieniędzy i małżeństwo kończy się automatycznie po uzgodnionym czasie i nie może być przedłużone. Małżeństwa krótkie nazwijmy je „godzinne” mutʿat an-nisāʾ dla zaspokojenia potrzeb seksualnych odrzucają sunnici stanowiący większość muzułmanów (min. Turcja, Arabia Saudyjska), są one formą ominięcia zakazu cudzołóstwa i surowych nieraz kar za nie w niektórych arabskich krajach (chłosta, więzienie, a nawet ukamieniowanie). Mutʿat an-nisāʾ jest tajne (nie wymaga zgody rodziny, w tym dotychczasowej żony) oraz nie podlega rejestracji i nie jest zawierane przed imamem.

2. Alhamdu’lillah! – Bogu niechaj będą dzięki!

Ein spiritueller Tanz mit der Göttlichkeit, oder Lisa und Karin beim Yoga für Schwangere.

Lisa und Karin hatten es bereits geschafft, sich in bequeme Kleidung umzuziehen und machten sich auf den Weg durch den Flur zum Yoga-Kursraum. Lisa trug eine weite, geblümte, lange Yoga-Hose, die an den Knöcheln in Bündchen endete, und einen blauen Sport-BH. Karin hingegen trug lange Leggings mit Schlangenhautmuster und schwarzen, breiten Paspeln, die ihre Oberschenkel an den Seiten verschlankten. Dazu zog sie ein lockeres, schwarzes, ärmelloses T-Shirt an. Jede der Debütantinnen verdeckte etwas, jede entblößte etwas mit ihrem Outfit. Sie blieben beide vor einem großen Spiegel stehen.

„Wie soll ich in diesen Strumpfhosen da reinkommen?“, sagte Karin mit Nachdruck und schaute in den Spiegel, „Meine Oberschenkel sind wie ägyptische Säulen. Zwei massive Blöcke.“

„Keine Sorge. Yoga formt die Figur. Meine Beine hingegen sehen schon aus wie zwei dünne Wiener Würstchen. Alle meine Kleider hängen an mir wie an einem Stock. Nur der BH sitzt noch fest.“

„Es muss ja einen gewissen Vorteil bringen, schwanger zu sein.“

„Komm schon, Schwester, Zeit, reinzugehen!“

In dem großen Raum mit den verspiegelten Wänden waren bereits etwa ein Dutzend Frauen in verschiedenen Schwangerschaftsstadien anwesend, dazu ein, in diesem Fall überraschenderweise, männliches Exemplar – ein Mann Mitte vierzig, leicht glatzköpfig, mit Brille, buntem T-Shirt und kurzen schwarzen Leggins. Der Yoga-Kursleiterin war noch nicht da. Karin und Lisa, die zum ersten Mal und ohne Matten hier waren, standen vorerst am Rand und schauten sich im Raum um und kommentierten natürlich alles untereinander. In der ersten Reihe der Hahn im Korb.

„Was macht dieser Typ hier?“, flüsterte Karin ihrer Schwester zu.

„Othello oder ein über engagierter werdender Papi?“

„Wahrscheinlich eher Letzteres. Du weißt schon, späte, lang ersehnte Vaterschaft.“

„Mhm, zehn Jahre lang hat man versucht, Nachwuchs zu bekommen, fünf IVF-Versuche hintereinander, und falls sie gläubig sind, vielleicht eine Pilgerfahrt nach Lourdes“, erwiderte Lisa verständnisvoll.

„Manche Männer sind so beunruhigt über den Zustand ihrer schwangeren Partnerin, dass sie sogar an morgendlicher Übelkeit leiden. Das hat sogar seinen eigenen Namen „Couvade-Syndrom.“

„Sag bloß nicht, dass ihnen auch die Brustwarzen wehtun?“

Beide Frauen brachen in Gelächter aus. In diesem Moment öffnete sich die Tür und ein rabenschwarzes Mädchen kam herein, das bunt gemusterte Leggings trug, die bis zu den Knien reichten, und ein enges schwarzes ärmelloses T-Shirt. Die Yogalehrerin entdeckte die neuen Teilnehmerinnen schnell und ging näher an sie heran.

„Sarah!“, rief eine sichtlich geschockte Lisa. „Was für eine Überraschung!“

„Hallo, Lisa!“, erwiderte die nicht weniger überraschte Sarah.

„Du gibst ja hier die Yogastunde!“

„Wie man sieht“, erwiderte die junge Frau und schaute sofort zu Karin, dann wandte sie sich an Lisa, „Es ist toll, dass du daran gedacht hast, deine schwangere Schwester herzubringen.“ Sie ging auch gleich zu Karin hinüber und schüttelte ihr zur Begrüßung die Hand, „Willkommen Karin beim Yoga!“

„Hallo, Sarah!“, erwiderte Karin und fügte hinzu, „Lisa hat nicht nur mich hergebracht. Sie hat sich selbst auch hergebracht.“

„Oh, du erwartest ein Baby!“

„Überrascht, nicht wahr?“

„Wieso?“, erwiderte Sarah, während sie versuchte, ihre eigene Verwirrung zu kontrollieren.

„Mach dir keine Gedanken, Sarah!“, sagte Lisa nachlässig, „Bis zum Ultraschall dachte ich auch, es sei nur eine Scheinschwangerschaft.“

Sarah hatte die Reste der Verwunderung in ihrem Gesicht bereits gelöscht, lächelte Lisa breit an, ging dann zu ihr hinüber und umarmte sie herzlich.

„Herzlichen Glückwunsch, Lisa!“

„Danke!“

„Wir haben keine Matten“, warf Karin sachlich ein.

„Die Auswahl an Yogamatten ist so groß, dass wir nicht wussten, was wir bestellen sollten“, fügte Lisa schnell hinzu.

„Keine Sorge, heute werdet ihr die Matten unter dem Fenster benutzen. Nach der Yogastunde gebe ich euch Tipps, was und wo ihr bestellen könnt.“

„Super!“

„Na, dann los geht’s!“

Lisa und Karin nahmen zwei Matten und breiteten sie auf dem Boden aus. Sarah begrüßte die Gruppe.

„Meine lieben werdenden Mamas, ich begrüße euch ganz herzlich zu einer weiteren Yogastunde!“, Sarah, die gerade den Hahn im Korb bemerkt hatte, hielt einen Moment inne, „Verzeihung, sind Sie auch schwanger?“, wandte sie sich an den Mann im Raum, „Allgemeine Yogastunden sind samstags und mittwochs. Heute haben wir Yoga für Schwangere. Vielleicht haben Sie unsere Website nicht richtig durchgelesen?“

Der Mann wurde nicht einmal peinlich berührt. Er lächelte die Yoga-Leiterin nur breit an.

„Oh, doch, ich bin mit dem Stundenplan sehr vertraut“, erwiderte er, legte daraufhin den Arm um die hochschwangere Frau, die neben ihm stand, und fügte hinzu, „Meine Frau und ich sind hier zusammen, weil wir zusammen schwanger sind.“

Sarah grunzte, „Also dann, willkommen!“

Lisa und Karin sahen sich an.

„Süß“, flüsterte Karin ihrer Schwester zu.

Lisa weitete die Augen, öffnete den Mund, seufzte, „Ich glaube, ich breche in Tränen aus.“

Währenddessen wandte sich Sarah wieder an die Yogateilnehmer:

„Ich sehe heute einige neue Teilnehmer. Bevor wir zum Kern der Sache, nämlich dem Yoga selbst, kommen, möchte ich ein paar einleitende Worte sagen. Wenn ich in kürzester Form sagen müsste, was Yoga für mich persönlich ist, würde die Antwort lauten, dass es meine große Liebe ist. Natürlich glaube ich fest daran, dass auch für Sie, liebe werdende Eltern, Yoga bald zu einer Liebe werden wird, die Ihnen nicht nur hilft, diese besondere Zeit des Wartens auf Ihren Nachwuchs leichter und erfüllter zu erleben, sondern die auch für immer bei Ihnen bleiben wird – für den Rest Ihres Lebens.“

„Ich stelle mir die große Liebe ein bisschen anders vor“, sagte Lisa flüsternd zu Karin.

„Ich frage mich, ob das Gefühl zumindest auf Gegenseitigkeit beruht?“

„Für den profanen Menschen ist Yoga einfach nur Dehnung. Aber für diejenigen, die seine Kraft erfahren haben, ist Yoga ein wahrer spiritueller Tanz mit der Göttlichkeit, wie Dr. Anodea Judith1 es poetisch ausdrückte“, fuhr Sarah fort.

„Irgendetwas sagt mir, wenn wir nach diesem Tanz mit der Göttlichkeit zum Chor in die Kirche eintreten, wird man uns gleich heiligsprechen“, sagte Karin mit einem entsprechenden Gesicht zu ihrer Schwester.

„Mhm, santo subito!“, erwiderte Lisa mit einem Lachen, „Eine Heilige wird man vielleicht aus dir machen. Ich werde wohl eher auf den Scheiterhaufen geschickt.“

„Yoga findet immer dann statt, wenn man etwas bewusst, achtsam und absichtlich tut, ob man nun eine Asana ausführt oder nach einer Tasse Kaffee greift“, fuhr sie in ihrem Mini-Vortrag fort, „Yoga findet immer dann statt, wenn man seine innere Anmut verkörpert. Was könnte es Schöneres geben als das? Denn beim Yoga geht es entgegen der allgemeinen Meinung nicht um Selbstverbesserung, sondern um Selbstakzeptanz.“

„Nun, das gefällt mir!“, sagte Lisa zu Karin.

„Ich bin schon perfekt, ich muss mich nur noch akzeptieren“, erwiderte Karin.

„Um die Zartheit der einzelnen Asanas zu genießen, müssen Sie Ihren ganzen Körper entspannen. Zu Beginn legen Sie sich mit dem Gesicht zu mir auf den Rücken und richten Ihren ganzen Körper von den Zehen bis zum Scheitel aus. Verlängern Sie Ihr Steißbein in Richtung Ihrer Füße. Dann legen Sie Ihre Arme und Beine symmetrisch am Körper entlang und zeigen mit den Handflächen nach oben. Die Füße stehen hüftbreit und zeigen locker nach außen. Stellen Sie den Kopf in einer Linie durch die Körpermitte und strecken Sie den Nacken. Das Kinn sollte leicht zur Brust gezogen werden. Zum Schluss ziehen Sie die Schulterblätter so zusammen, dass sie nach unten zu den Füßen zeigen. Dies ist Ihr erstes Asana – Shavasana, oder Totenhaltung.“

Ein Gemurmel ging durch den Raum.

„Machen Sie sich bitte keine Gedanken über die Namen der Asanas! Sie sind recht merkwürdig, wenn auch nicht bedeutungslos“, antwortete Sara schnell auf dieses Gemurmel der Teilnehmer, „Nun konzentrieren Sie Ihre ganze Aufmerksamkeit auf Ihren Atem! Lassen Sie den Atem zum Faden werden, der Ihren Körper und Ihren Geist miteinander verwebt. So wie es Krishnamacharya so schön gesagt hat: »Nimm einen Atemzug und du wirst von Gott besucht werden; halte deinen Atem an und Gott wird bei dir bleiben. Atme aus, und du wird Gott besuchen. Halte einen leeren Atemzug an und du gibst dich Gott hin.«“

„Oh Gott!“, stöhnte Karin, „In welcher Sprache redet sie denn? Ist sie überhaupt normal?“

„Sarah ist ein bisschen verrückt nach allem, was gesund, bewusst und spirituell ist. Daher kommt auch das Yoga, Vega, Öko, usw.“, sagte Lisa ganz ruhig.

„Ein bisschen verrückt? – Lisa, sie ist völlig durchgeknallt!“

„Wie bei einer Buddhistin“, sagte Lisa verständnisvoll, „Aber wenn sie jemanden trifft, wird sie die ganze Metaphysik vergessen.“

„Wenn ich gewusst hätte, dass ich vielleicht eineinhalb Stunden hier liegen werde, wäre ich heute Nachmittag überhaupt nicht aus dem Bett aufgestanden!“

„Halt die Klappe, Karin, sonst werden wir gebeten zu gehen! Ich kann hier bis zur Entbindung in dieser Totenstellung liegen. Da ich das sicher nicht überleben werde, habe ich wenigstens schon mal einen Eindruck davon, wie es ist, eine Leiche zu sein.“

„Ziemlich angenehm“, erwiderte Karin mit einem glückseligen Gesichtsausdruck und nach einem Moment fügte sie hinzu: „Ich habe dich gewarnt, das letzte Kapitel über die Schwangerschaft nicht zu lesen!“

Währenddessen sprach Sarah mit sanfter und ruhiger Stimme weiter:

„Interessieren Sie sich jetzt dafür, was in Ihrem Inneren vor sich geht, genauso wie Sie sich normalerweise dafür interessieren, was im Außen geschieht. Eckhart Tolle hat zu Recht darauf hingewiesen, dass, wenn du das Innere richtig hinbekommst, dann wird sich das Äußere fügen. Denn die primäre Realität ist innen; die sekundäre Realität im Außen.“

„Nun, so dumm ist das gar nicht“, gabt Lisa zu.

„Vielleicht werde ich es doch nicht bereuen, hergekommen zu sein“, sagte Karin unerwartet ernst.

1. Dr. Anodea Judith, eine Autorität auf dem Gebiet der Integration des Chakren-Systems in therapeutische Systeme, ist Spezialistin für somatische Therapien, Psychologin und Yogalehrerin und leitet auch Workshops. Ihr Buch »Chakra Yoga. « war eine der Inspirationen für diese Mini-Szene.

Duchowy taniec z boskością, czyli Lisa i Karin na jodze dla ciężarnych.

Lisa i Karin zdążyły już się przebrać w wygodne ubranie i przemierzały hol na salę zajęć. Lisa miała na sobie luźne kwieciste długie spodnie do jogi zakończone na kostkach nóg mankietami oraz błękitny sportowy stanik, a Karin długie leginsy, wzór à la wężowa skóra z czarnymi szerokimi lampasami, wyszczuplającymi po bokach oraz luźną czarną koszulkę bez rękawków. Każda z debiutujących jogistek coś tuszowała, każda coś eksponowała swoim strojem. Zatrzymały się obie przed dużym lustrem.

– Jak ja tam wejdę w tych rajtuzach? – rzuciła z emfazą Karin, spoglądając w lustro – Uda mam jak kolumny egipskie. Dwa masywne kloce.

– Nie przejmuj się. Joga rzeźbi figurę. Moje nogi za to wyglądają już jak dwie cienkie parówki. Wszystkie ciuchy na mnie wiszą jak na kiju. Tylko cyc-halter jeszcze dobrze siedzi.

– Jakiś profit z ciąży musi być.

– Chodź, siostra, czas zrobić wejście!

Na dużej salce z lustrzanymi ścianami było już obecnych jakiś tuzin kobiet w różnym trymestrze ciąży oraz jeden, o dziwo tu, męski rodzynek – mężczyzna w wieku około czterdziestu parę lat, lekko łysiejący, w okularach, ubrany w kolorowy T-shirt i krótkie czarne leginsy. Prowadzącej zajęcia jeszcze nie było. Karin i Lisa, które były tu pierwszy raz i bez mat, stanęły, póki co z boku i rozglądały się po salce oraz oczywiście komentowały wszystko między sobą. W pierwszym rzędzie rodzynka.

– A ten to jak się tu zabłąkał? – rzuciła szeptem do siostry Karin.

– Otello, czy nadmiernie zaangażowany przyszły tatuś?

– Raczej to drugie. Wiesz, późne, długo wyczekane ojcostwo.

– Mhm, dziesięć lat starań o potomka, pięć in vitro z rzędu, a jak wierzący, to może jeszcze pielgrzymka do Lourdes. – odparła Lisa ze zrozumieniem.

– Niektórzy tak się przejmują stanem swojej partnerki, że mają nawet poranne mdłości.

– Nie mów! Sutki też ich bolą?

Obie kobiety prasnęły śmiechem. Wtedy otwarły się drzwi i weszła instruktorka jogi – kruczo czarnowłosa dziewczyna, ubrana w kolorowe leginsy za kolana oraz czarny, obcisły T-shirt bez rękawów. Szybko zauważyła nowe uczestniczki. Podeszła bliżej do nich.

– Sara!? – zawołała wyraźnie zaszokowana Lisa. – A to ci niespodzianka!

– Cześć, Lisa! –  odpowiedziała jej niemniej zaskoczona Sara.

– To ty prowadzisz tu zajęcia?

– Jak widzisz.  — dziewczyna spojrzała na Karin, po czym zwróciła się do Lisy — Fajnie, że pomyślałaś o tym, żeby przyprowadzić tutaj swoją ciężarną siostrę.

Zaraz też podeszła do Karin i podała jej rękę na przywitanie – Witaj Karin na jodze!

– Cześć, Sara! — odpowiedziała Karin i dodała — Lisa nie tylko mnie tu przyprowadziła. Siebie – również.

– Och! Spodziewasz się dziecka!

– Zaskoczona, co?

– Dlaczego? –  odparła Sara, próbując jednocześnie opanować własne zmieszanie.

– Nie przejmuj się, Sara! — rzuciła niedbale Lisa — Do USG też myślałam, że to tylko urojona ciąża.

Sara wygasiła już resztki zdumienia na twarzy, uśmiechnęła się szeroko do Lisy, po czym podeszła do niej i serdecznie ją uścisnęła.

 – Moje gratulacje, Lisa!

– Dzięki!

– Nie mamy mat. – wtrąciła się Karin trzeźwiąco.

– Nie wiedziałyśmy, co zamówić. Tyle tego jest. – szybko dodała Lisa.

– Spokojnie, dziś poćwiczycie na naszych – są pod oknem, a po zajęciach dam wam info, co i gdzie zamówić.

– Super!

– No, to chodźcie. Zaczynamy! 

Lisa i Karin wzięły dwie maty i rozłożyły je na podłodze. Sara zaś powitała uczestniczki, czy raczej uczestników.

– Moje drogie przyszłe mamy, witam was serdecznie na kolejnych zajęciach z jogi! – Sara, która właśnie spostrzegła rodzynka, zatrzymała się na moment – Przepraszam, szanowny pan też w ciąży? – zwróciła się dziewczyna do rodzynka na sali – Zajęcia dla zwykłych grup prowadzone są w środy i w soboty. Dziś mamy jogę dla kobiet w ciąży. Może pan nie doczytał?

Mężczyzna nawet się nie speszył. Uśmiechnął się tylko szeroko do prowadzącej zajęcia. – Oczywiście, że doczytałem. – odparł spokojnie. Po czym objął ramieniem stojącą przy nim kobietę w mocno zaawansowanej ciąży i dodał — My jesteśmy razem w ciąży.

Sara chrząknęła.

– Rozumiem. W takim razie witam i zapraszam!

Lisa i Karin spojrzały po sobie.

Urocze. – rzuciła szeptem do siostry Karin. Lisa wytrzeszczyła oczy, rozdziawiła usta, po czym wypuściła powietrze z płuc.

– Chyba się poryczę. 

Tymczasem Sara ponownie zwróciła się do uczestników zajęć:

– Widzę dziś sporo nowych uczestników, zanim więc przejdziemy do meritum, czyli samej jogi, to pozwolę sobie na parę słów wstępu. Gdybym miała najkrócej powiedzieć, czym dla mnie osobiście jest joga, to odpowiedź brzmiałaby, że jest moją wielką miłością. I oczywiście, szczerze wierzę, że również dla was moje drogie panie i … dla szanownego pana joga wkrótce stanie się miłością, która nie tylko pozwoli wam łatwiej i pełniej przejść przez ten wyjątkowy okres oczekiwania na potomka, ale pozostanie już z wami na zawsze — na resztę waszego życia.

– Trochę inaczej wyobrażam sobie wielką miłość. – powiedziała Lisa szeptem do Karin.

– Ciekawe czy przynajmniej jest odwzajemniona?

– Dla profanów joga to po prostu stretching. Dla tych, którzy poznali już jej moc, to prawdziwy duchowy taniec z boskością, jak to poetycko ujęła dr Anodea Judith1. – kontynuowała Sara.

– Coś mi się widzi, że jak po tym tańcu wkroczymy na chór do kościoła, to nas od razu na ołtarze wyniosą.  – Karin z odpowiednią miną do siostry.

– Mhm, santo subito! – odparła Lisa z ubawem – Na ołtarze to może cię. Mnie to prędzej na … stos.

– Joga ma miejsce zawsze wtedy, gdy robisz coś świadomie, z uwagą i celowo, bez względu, czy wykonujesz asanę, czy sięgasz po filiżankę z poranną kawą.  – ciągnęła dalej swój mini wykład prowadząca. – Joga ma miejsce zawsze, gdy ucieleśniasz swój wewnętrzny wdzięk. Czyż może być coś piękniejszego, moje drogie przyszłe mamy i drogi przyszły tato? Bo joga wbrew powszechnemu mniemaniu nie polega na samodoskonaleniu, lecz na samoakceptacji.

– No, to mi się nawet podoba! – wyszeptała Lisa do Karin.

– Doskonała już jestem, potrzebuję jeszcze tylko się zaakceptować. – odparła Karin.

– Na początek ułóżcie swoje maty na podłodze, czołem do mnie. — zakomenderowała Sara — Żeby delektować się delikatnością każdej asany, musicie zrelaksować całe ciało. Połóżcie się na macie, na plecach, ustawiając w jednej linii całe ciało od palców po czubek głowy.  Wyciągnijcie kość ogonową w kierunku stóp. Następnie, ułóżcie ręce i nogi symetrycznie wzdłuż ciała i skierujcie dłonie do góry. Głowę ułóżcie w linii biegnącej przez środek ciała, wydłużając tylną część szyi. Na koniec ściągnijcie łopatki tak, żeby skierowały się w dół, ku stopom. To jest wasza pierwsza asana – savasana, czyli pozycja trupa.

Przez salę przeszedł pomruk.

– Proszę się nie przejmować nazwami asan! One są dosyć osobliwe, choć nie pozbawione sensu. – odpowiedziała szybko na ten pomruk ćwiczących Sara — A teraz skupcie całą uwagę na swoim oddechu!  Pozwólcie, żeby oddech stał się nicą, która splecie ze sobą wasze ciało i umysł. Jak to pięknie powiedział Krishnamacharya: „Weź oddech, a odwiedzi cię Bóg, wstrzymaj oddech, a Bóg pozostanie przy tobie. Zrób wydech, a ty odwiedzisz Boga. Utrzymaj pusty oddech i poddaj się Bogu”.

– Jezu! – jęknęła Karin – Co za teksty! Ona w ogóle bywa normalna?

– Sara jest trochę zakręcona na punkcie wszystkiego, co zdrowe, świadome i duchowe. Stąd u niej ta joga, vega, eko, itd. – powiedziała spokojnie Lisa.

– Trochę zakręcona? Lisa, ona jest kompletnie nawiedzona!

–  Jak to buddystki.  — rzuciła wyrozumiale Lisa — Ale jak sobie kogoś znajdzie, to jej przejdzie ta cała … metafizyka.

– Gdybym wiedziała, że może przeleżę tu półtorej godziny, to bym w ogóle z łóżka   nie wstawała po południu.

– Zamknij się, Karin, bo nas stąd wyproszą! Ja tam mogę tu leżeć w tej pozycji trupa do samego porodu. Biorąc pod uwagę, że na pewno go nie przeżyję, to przynajmniej będę miała już ogląd, jak to jest być trupem.

– Całkiem przyjemnie. – odparła Karin z rozrzewnieniem.

Tymczasem Sara dalej przemawiała łagodnym i spokojnym głosem:

– Zainteresujcie się teraz tym, co się dzieje w waszym wnętrzu, na tyle, jak dalece zwykle interesujecie się tym, co się dzieje na zewnątrz. Eckhart Tolle słusznie zauważył, że gdy dojdzie się do ładu z własnym wnętrzem, wówczas to, co zewnętrzne, samo się ułoży. Ponieważ rzeczywistość pierwotna tkwi wewnątrz, a zewnętrzna jest wobec niej wtórna.

– No, to nawet nie jest takie głupie.  – przyznała Lisa.

– Może jednak nie będę żałować, że tu przyszłam.   – odparła niespodziewanie całkiem poważnie Karin.

1. Dr Anodea Judith, autorytet w dziedzinie integracji systemu czakr z systemami terapeutycznymi, jest specjalistką w zakresie terapii somatycznych, psychologiem i nauczycielem jogi, prowadzi również warsztaty. Jej książka „Joga czakralna. Esencja ćwiczeń wschodu,” była jedną z inspiracji do napisania tej mini scenki.

Mila und Mohammed, zwei Welten?

Mila und Mohammed erreichten mit den Kindern den Rand des Waldes. Sie hatten auch kaum den Wald betreten, als Mila anfing, den Kindern Anweisungen zu geben,

„Geht nicht zu weit weg – zu dem Baum mit dem Wanderwegzeichen! Bleibt in Paaren! Ihr hebt Stöcke vom Boden auf, und brecht keine Äste ab! Wenn sich etwas auf dem Boden bewegt, dürft ihr es nicht berühren, sondern müsst zur Seite gehen. Jeder nimmt einen Stock und kommt hierher zurück auf die Lichtung. Dafür habt ihr eine halbe Stunde Zeit. Wer die Regeln bricht, nimmt nicht am Lagerfeuer teil, verstanden?“

„Welchen Baum meinst du? Mit welchem Zeichen?“, fragte ein Junge, der offensichtlich nicht aufgepasst hatte, als Mila alles erklärte.

„Die mit dem ausgeschnittenen Herz in der Borke“, erwiderte Mohammed dem Knaben, wobei er mit seiner Hand auf einen Baum in der Ferne deutete.

Mila verzog den Mund und fauchte,

„Es gibt keine schlimmeren Schädlinge im Wald als die Verliebten!“

„Ach, was!“ , lachte Mohammed, „Dieses Herz wurde von der Natur selbst geschaffen, nicht von Menschenhand.“

Die Kinder zerstreuten sich im Wald, die Jugendlichen blieben allein. Eine Zeit lang brach niemand das Schweigen. Mohammed würde gerne etwas mehr über das Mädchen erfahren. Mila war sich nicht sicher, was der Junge wirklich über sie und ihre Familie wusste. Sie überlegte, wie sie ihn nach seiner Familie fragen konnte, ohne neugierig zu wirken.

„Dein Nachname ist, wie ich richtig gehört habe, Achenbach.“

„Das ist richtig“, nickte Mohammed, „Na und?“

„Das kommt mir bekannt vor …“

„Möglicherweise. Mein Vater ist ein bekannter Journalist, und mein Großvater hatte vierzig Jahre lang ein Fotoatelier im Allgäu.“

„Als ich gesagt habe, dass mir deine Namen bekannt vorkommt, habe ich nicht an einen Fotografen gedacht, auch nicht an einen Journalisten, sondern an … einen Anwalt.”

„Mein Bruder ist noch nicht so weithin bekannt“, erwiderte der Junge und fügte scherzhaft hinzu, „Sein Ruhm wird noch kommen.”

„Meine Familie kennt ihn.“

„Du meinst deinen Onkel Georg?“

„Ihn und … nicht nur ihn“, erwiderte Mila mit leicht verlegener Stimme, „Dein Bruder war auch der Anwalt meines Vaters.“

„War er das? Davon habe ich nichts gewusst.“

„Hast du wirklich noch nichts davon gehört?“, fragte Mila, mit Spannung in der Stimme. Sie schaute dem Jungen von der Seite prüfend ins Gesicht, um herauszufinden, ob er nur spielte oder ob er doch die Wahrheit sagte.

„Ich kenne die Mandanten meines Bruders nicht. Er erzählt nicht über sie. Du verstehst schon, das Anwaltsgeheimnis. Außerdem sind viele der Fälle seiner Mandanten in der Regel nicht die Art von Themen, über die man beim Abendessen mit den Kindern am Tisch reden kann.“

Mila war sichtlich erleichtert, und sie lächelte den Jungen breit an.

„Aber ich hoffe, er hat deinem Vater geholfen.“

„Oh, ja“, erwiderte sie schnell.

„Mit deinem Onkel war das anders. Er war nicht sein Mandant“, sagte Mohammed mit Verlegenheit, „Ich habe von dem Chef gehört, weil es über ihn …“

„Jeder hat davon gehört“, beendete Mila.

„Eine unangenehme Sache“, grinste Mohammed. Die brüderliche Loyalität sprach aus dem Jungen, sodass er nach einem Moment hinzufügte, „Weißt du, Mila, jeder Anwalt hat solche Fälle, in die er blind hineingeht. Für meinen Bruder sind die Fälle von Intoleranz, Rassismus … er hat sich nicht selbst informiert, sondern einfach die Worte von Professor Edelstein gekauft … und er ist über die Stränge geschlagen. Nun plagt er sich damit herum, denn am Ende hat sich herausgestellt, dass der Fall keinen Spuck wert war.“

Milas rechtschaffene Herz war sofort gerührt, sodass sie entrüstet rief,

„Du meinst also, es ist nichts passiert!“

„Was ist denn passiert, was der Rede wert wäre?“, erwiderte der Junge mit offensichtlicher Bagatelle in der Stimme und zuckte gleichgültig mit den Schultern, „Wenn sich zwei Männer zu einem Kampf gegenüberstehen, egal aus welchem Grund, und keiner von ihnen ein alter Mann oder ein Krüppel ist, dann ist das der reinste Kampf der Welt. Niemand darf sich da einmischen. Du, wenn du boxen willst, solltest das kapieren.“

„Glaubst du, dass der Kampf fair war?“

„Na ja, tatsächlich hat dein Onkel ein paar Regeln gebrochen“, gab Mohammed unwillig zu. „In der Regel teilt man Schläge aus, solange der Gegner seine Deckung aufrechterhält, und wenn er am Boden liegt, verschwendet man keine Energie mehr … zumal Edelstein anscheinend nicht kämpfen wollte. Der Chef hat sich ein bisschen … na ja, hinreißen lassen.“

„Ein bisschen.“ Mila seufzte, „Niemand in der Familie will daran denken, wie das alles hätte enden können, wenn Opa nicht rechtzeitig aufgetaucht wäre.“

Sie gingen wieder eine Weile schweigend den Weg entlang.

„Arbeitest du schon lange als Kindergärtnerin?“, brach der Junge das Schweigen und wechselte gleichzeitig dieses unangenehme Gesprächsthema für sie beide.

„Seitdem ich selbst den Kindergarten nicht mehr besuche“, erwiderte Mila lachend, „Leitnerhof war schon immer ein typischer Familiengasthof. Dazu kommt Opas Hippotherapie für die Kinder. Aber diese Kinder sind nicht länger in der Kita. Der Jüngste ist sieben Jahre alt.“

„Du musst eine Engelsgeduld haben.“

„Manchmal bin ich am Ende meiner Kräfte. Fast jedes dieser Kinder hat sein Handy dabei und selbst beim gemeinsamen Spielen kann man sie nicht davon losreißen. Ich hatte mein erstes Telefon, als ich im Gymnasium war.“

„Das ist wie bei mir und meinen beiden jüngeren Schwestern. Aber jetzt ist alles anders – das erste Telefon ist bereits in …“

„Im Kindergarten! Manchmal frage ich mich, was sie da so alles schreiben. Viele von ihnen können noch nicht richtig schreiben.“

„Das müssen sie auch nicht. Immerhin gibt es TikTok. Aber Tatsache ist, dass ihre Texte die Poesie des Humors ist. Liam, jedes Mal, wenn er auf das Handy seiner Tochter schaut, haut es ihn aus den Latschen. Er sagt, dass er manchmal eine gute Viertelstunde lang krächzend lacht. Kürzlich hat ihn seine Tochter vom Workaholic zum Faulpelz befördert: »Aber es ist so langweilig hier! Mein Papa macht gar nichts, er arbeitet nur die ganze Zeit.« Oder so ähnlich, wie in den letzten Chats: »Gestern haben wir das ganze Haus geputzt. Wir haben den ganzen Schrott zusammen mit dem Opa in die Mülltonne vor dem Haus geschmissen. Es gibt jetzt viel Platz im Haus und der Gestank hat aufgehört.«. Oder eine Blume wie diese: »Hässlich dieser Markt, außer dem Rathaus und der Kirche nur Kneipen.« “.

„Na, ja, Oma hat Grund zur Freude!  Und wo ist dieser hässliche Markt?“, kommentierte Mila aufrichtig amüsiert, „Manchmal möchte man das aufzeichnen. Leider sind alle diese Beiträge so flüchtig.“

„Zum Glück! Von Anfang an haben meine Schulgeschreibsel in der Familie abwechselnd Gelächter und Fassungslosigkeit ausgelöst. Leider können sie nicht gelöscht werden, wie die Nachrichten auf dem Smartphone. Sie befinden sich immer noch irgendwo auf dem Dachboden, um zukünftigen Generationen Heidenfreude zu bereiten. Jedenfalls beurteile ich Lili und ihre Freunde, mit denen sie schreibt, nicht. In einem meiner ersten Aufsätze habe ich geschrieben, dass mein Opa mithilfe von Nachbarn seine Familie gegründet hat.“

„Na und, als dein Opa das gesehen hat, hat er alle Nachbarn zur Abrechnung gezogen?“

„Er hätte es wahrscheinlich getan, wenn er damals noch am Leben gewesen wäre.“

Mila lachte kurz, dann meint sie es ernst,

„Leider macht das Telefon Kinder schnell süchtig. Ich glaube, sie würden Amok laufen, wenn man versuchen würde, es ihnen wegzunehmen.“

„Das einzige Mal, als Liam Lilis Handy versteckt hat, war ihr Heulen zwei Stockwerke tief zu hören.“

„Und was, hat dein Bruder kapituliert und ihr das Telefon zurückgegeben?“

„Liam könnte ihr nachgegeben haben, bevor sie in die Schule ging. Aber nun gibt es Regeln. Sie hat ein paar Stunden lang geheult und schließlich aufgehört. Und als sie sich bei ihm entschuldigt hatte, hat sie das Telefon zurückbekommen.“

„Ein paar Stunden? Die Kleine hat ja eine Lunge!“

„Und wir haben Ohren.“

„Dein Bruder ist nicht nur grausam zu seiner Tochter, er liest auch ihre Nachrichten.“

„Hat er eine andere Wahl? Als Anwalt weiß er, wie es endet, wenn Eltern sich nicht mehr darum kümmern, was und mit wem ihre Kinder simsen und chatten. Liam muss gegenüber Lila hart bleiben, egal was es ihn kostet. Auch wenn sich sein Herz dabei zusammenrollt. Hatten deine Eltern Nachsicht mit dir?“

„Schlecht ist die Liebe, die immer nur streichelt”, erwiderte Mila, „Mit Papa gab es meistens keine Diskussion – Befehl und Ausführung! Meine Eltern hatten immer furchtbare Angst um mich.  Aber sie haben mich auch nicht besonders kontrolliert. Mama hat immer gesagt, dass sie glaubt, ich könnte nichts Böses tun.“

„Wie kann man ein solches Vertrauen nun untergraben?“, lachte der Junge, „Meine Mama hat sich nie eingemischt, wenn ich von meinem Vater Prügel gekriegt habe. Sie ist dann einfach ins Nebenzimmer gegangen und hat geweint. Es war schlimmer als der Gürtel.“

„Es gibt keine größere Strafe als Mamas Tränen.“

„Sowie kürzerer Leine als absolutes Vertrauen.“

Ihr Gespräch wurde durch den Ruf eines Jungen aus der Ferne unterbrochen.

„Da bewegt sich etwas im Gebüsch!“

„Hier gibt es eine Schlange!“, schrie die zehnjährige Victoria und sprang zur Seite.

„Tom, verschwinde sofort aus dem Busch!“, rief Mila.

„Berühre die Schlange nicht mit dem Stock!“, schloss sich Mohamed ihr sofort an.

„Wir sind auf dem Weg zu euch!“, rief Mila den Kindern zu.

Sie gingen zu den Kindern hin. Das kleine Mädchen lief sofort auf Mila zu und kuschelte sich fest an sie. Tom war neugieriger und Mohammed musste sich dem Jungen nähern, um ihn vom Busch wegzuziehen.

„Das ist ein Nest von Viper“, warf Mohammed in Milas Richtung, „Lass uns hier verschwinden! Tom, Rückzug!“

„Pfui!“, rief Victoria.

„Die Viper sind notwendig. Sie fressen die Mäuse auf dem Feld. Ohne sie hätten wir keine Kartoffeln für das Lagerfeuer“, sagte Mila ruhig zu dem Mädchen.

„Es ist an der Zeit, das Team zu versammeln“, sagte Mohammed zu Mila, „Vielleicht gibt es hier noch mehr von diesen Viper. Dieses Jahr gibt es eine Fülle von ihnen.“

Mila holte eine Pfeife aus ihrem Hemd und blies in sie hinein. Bald kamen die Kinder auf der Lichtung zusammen. Mila zählte die Kinder und ordnete die Rückkehr zum Gasthaus an. Diesmal gingen die Kinder voran und die Jugendlichen schlossen den Zug ab. Sie gingen eine Zeit lang schweigend weiter. Mila richtete ihren Blick auf die Kinder, die vorne marschierten.

„Selbst auf dem Waldweg müssen sie Nachrichten senden“, seufzte Mila und rief nach dem Mädchen im dritten Paar, das dringend etwas auf ihrem Handy schrieb.

„Pauline! Steck dein Handy in die Tasche, sonst fällst du um!“

„Mama fragt, wo ich bin“, erwiderte das Mädchen, ohne den Kopf zu wenden und die Nase vom Telefon zu nehmen. „Ich muss antworten.“

„Für ein Kind ist das Telefon ein Spielzeug, für Erwachsene ist es die perfekte Kontrolle“, bemerkte Mohammed.

„Manchmal hat dies auch einen Vorteil“, gab Mila zu, „Wenn sich eines dieser Kinder im Wald verirren würde, hätten wir sofort einen Hinweis darauf, wo es sich befindet.“ 

„Sie haben noch kein GPS unter der Haut, aber es ist schon in ihren Taschen“, erwiderte der Junge amüsiert.

„Glaubst du, dass unsere Kinder die ersten sein werden, die den Chip bereits implantiert, haben?“, fragte Mila plötzlich ernst.

„Unsere Kinder?“, warf Mohammed ein und hob die Augenbrauen.

„Ach, dreh mir nicht die Worte im Mund herum!“ Mila runzelte die Stirn, „Meine oder deine.“

„Meine Kinder sicher nicht. Ich werde mich selbst um ihre Sicherheit kümmern, ohne ihnen Sendegeräte unter die Haut zu implantieren.“

„Wer weiß, möglicherweise wirst du dann nicht mehr das Recht haben, zu widersprechen.“

„Schöne neue Welt.“

„Aldous Huxley hat nicht einmal davon geträumt.“

„Futuristen sind Pessimisten. Niemand sagte voraus, dass der Islam die Welt retten würde.“

„Wenn diese gerettete Welt wie Afghanistan aussehen soll, dann danke ich für solch eine Welt. Ich steige aus.“

Mohammed lachte laut auf.

„Die islamische Welt ist ebenso vielfältig wie die christliche Welt. Nicht jeder Muslim ist ein Taliban. Du weißt nicht viel über uns.“

„Wenn du deine ideale Welt beschreiben müsstest, in der du gerne leben würdest, wie würde sie aussehen?“

„Die muss nicht perfekt sein. Es genügt, dass ich darin so sein kann, wie ich bin, und dass meine Kinder sicher und glücklich sein können, ohne mit Chips implantiert zu werden.“

„Ich mag deine Welt. Ich glaube, ich könnte darin einen Platz für mich finden.“

„Das ist gut so, denn ich würde es sehr bedauern, wenn wir in zwei verschiedenen Welten leben müssten.“

„Nun, da bin ich mir nicht sicher. Wenn du meine Familie besser kennenlernst, wirst du deine Meinung über mich vielleicht ändern.“

„Dann erzähl mir davon und lass mich selbst beurteilen. Du weißt schon so viel über meine Familie, während ich fast nichts über deine weiß.“

„Vielleicht eines Tages …“ Sie versuchte nicht einmal, sich vorzustellen, wie Mohammed auf all diese Enthüllungen reagieren würde. „Was für ein Glück, dass Lisa mit seinem Bruder schwanger ist! Er wird seinen Mund halten. Schließlich sind wir ja so eine Plage für ihn“, dachte sie.

„Warum gehst du deinem Vater aus dem Weg?“, Mohammed ließ sich von ihren Worten nicht abfertigen.

„Weil er alles kaputt gemacht hat, indem er sich wie der letzte Primitivling verhalten hat.”

„Und das hat gereicht, um deine ganze christliche Barmherzigkeit verschwunden ist?“

„Das ist nicht verschwunden. Ich weiß, dass er für seine Tat bestraft wurde. Aber ich brauche Zeit, um darüber hinwegzukommen.“

„Wie kommst du darauf, dass ich dich nach dem Verhalten deines Vaters beurteilen könnte? Weder du noch ich sind für die Schuld unserer Väter verantwortlich. In diesem Punkt sind wir uns einig.“

„Denn ich bin hier leider nicht ganz schuldlos.“

„Niemand ist völlig unschuldig. Ich glaube aber nicht, dass deine »Schuld« so groß ist, dass du, wenn du heute das Gestern bereust, das Morgen nicht mit einem Neuanfang beginnen kannst.“

„So einfach ist es nicht immer.“

„Wie auch nicht? Schließlich steht euch die Vergebung der Schuld zum Greifen nahe – ihr müsst nur zu einem Priester gehen oder euch in der Messe dreimal mit der Faust auf die Brust schlagen“, sagte Mohammed sarkastisch, „Ich kann so viel bereuen, wie ich will, und trotzdem wird mir hier niemand die Absolution erteilen. Ein christlicher Mann kann die meiste Zeit seines Lebens ein Schurke sein und eine christliche Frau die meiste Zeit ihres Lebens eine Schlampe, und doch reicht es aus, wenn sie in dieser letzten Stunde vor dem Tod Buße tun, und alles wird vergeben und vergessen sein.“

„Die Barmherzigkeit Gottes ist unendlich“, entgegnete Mila ruhig, „Schlimmer mit menschlichen.” 

„Das ist wahr. Allerdings wird Jesus für mich an keinem Freitagabend nach Golgatha gehen und für meine Sünden am Kreuz sterben. Niemand wird mich jemals von meiner Schuld freisprechen. Wenn der Tag des Jüngsten Gerichts kommt, werde ich selbst für alles geradestehen. Und genau hier unterscheiden wir uns.“

„Es zeigt, dass unsere Sicht auf die menschliche Natur realistischer ist. Wir maßen uns nicht an, dass wir uns selbst erlösen können.“

„Das ist kein Realismus, das ist eher Defätismus. Auf jeden Fall ist das komfortabler.“

„Die Muslime behaupten, der Islam sei eine Religion des Friedens.“

„Denn das ist die Wahrheit. Niemand kann gewaltsam zum Islam bekehrt werden.“

„Wenn das so ist, warum dann all diese Aggressionsakte, Terrorangriffe, bei denen manchmal Hunderte von unschuldigen Menschen getötet werden?“

„Der Dschihadismus ist die gleiche utopische Ideologie wie alle anderen, die versuchen, den Menschen ihre Vision der Welt durch Gewalt und Terror aufzuzwingen. Er stützt sich auf den Islam, hat aber nichts mit ihm zu tun. Die Islamisten von IS, Al-Qaida betreiben eine ideologische Gehirnwäsche für die nicht so gesinnten Muslime und erzählen ihnen, es sei ihre Pflicht, Ungläubige und andere Muslime, die ihre Auslegung des Islam nicht teilen, zu bekämpfen, wobei sie nicht davor zurückschrecken, sie zu töten.“

„Nicht wahr?“

„Der Koran sagt eindeutig: »Wer einen Menschen getötet hat, der keinen Mord begangen und keinen Unfug im Lande verbreitet hat, handelt, als ob er alle Menschen getötet hätte. Und wer das Leben eines Menschen gerettet hat, tut so, als hätte er das Leben aller Menschen gerettet«. Meine Pflicht ist die Schahada – das Glaubensbekenntnis, Salat – das Gebet, Zakat – das Almosengeben, Saum – das Fasten und Hajj – die Pilgerfahrt nach Mekka.“

„Und der Dschihad?“

„Jeder Muslim ist verpflichtet, den Dschihad zu führen. Allerdings führen wir nicht die Art von Dschihad, zu der die Islamisten in den terroristischen Organisationen aufrufen. Es gibt den kleinen Dschihad und es gibt den großen Dschihad.“

„Und welcher ist deiner?“

„Einen, bei dem der größte zu besiegende Feind in mir selbst sitzt. Das nennen wir den Großen Dschihad, für dessen Durchführung wir beim Jüngsten Gericht zur Rechenschaft gezogen werden.“

„Was ist mit dem kleinen Dschihad?“

„Bewaffneter Kampf zur Verteidigung des Glaubens und der Gemeinschaft der Muslime in einer Situation äußerer Bedrohung, d. h. bei einem bewaffneten Angriff. Nach der Tradition gilt die Teilnahme am Dschihad als die glorreichste Tat eines Muslims, und der Tod für den Glauben wird als Märtyrertod angesehen. Verschiedene terroristische und extremistische islamische Organisationen nutzen den Dschihad als Mittel, um eine islamische Revolution herbeizuführen. Dafür brauchen sie Soldaten, und wer in Armut lebt und nichts zu verlieren hat, ist der optimale Freiwillige. Man braucht ihm nur zu versprechen, dass er als Dschihadist Ungläubige nach Belieben rauben, vergewaltigen und ermorden kann. Zur Belohnung werden ihm alle Sünden vergeben und nach dem Tod kommt er direkt ins Paradies, wo 72 Jungfrauen auf ihn warten. Denn woher so viele von ihnen dort kommen werden, weiß niemand. Kein Ulema.“

Mila brach unwillkürlich in Gelächter aus.

„Du siehst doch selbst, an wen die Islamisten ihre Botschaft richten.“

„In der Tat, auch für Christen wurde der Tod für den Glauben, für das Vaterland auf dem Schlachtfeld immer als eine höchst lobenswerte Tat angesehen. Aber auch eine letzte Chance für den Schurken.“

„Denn wenn dieser glorreiche Tod einen von aller Schurkerei reinigt, warum sollte man sich nicht vorher noch mehr in dieser Schurkerei suhlen?“

„Eben! Ist es schwierig, ein Muslim unter Christen zu sein?“

„Ich denke, es ist genauso schwierig, wie ein Christ unter Muslimen zu sein.“

„Wegen des Mangels an gegenseitiger Toleranz“, seufzte Mila.

„Meine Familie ist muslimisch-christlich, und innerhalb der Familie ist alles einfach. Aber außerhalb der Familie nicht immer. Obwohl ein Muslim ein Nachfolger von Abraham, Moses, David, Jesus und all den anderen Propheten ist.“

„Vielleicht liegt es daran, dass wir so wenig wirklich über euch wissen. Alles Unbekannte löst Angst und Feindseligkeit aus.“

Sie näherten sich gerade dem Gasthaus, als mehrere Kinder gleichzeitig riefen,

„Das Lagerfeuer brennt schon!”

„Gehst du jetzt in die Bar?“, fragte Mila, als sie schon in der Einfahrt waren. Mohammed nickte und fügte hinzu,

„Komisch, findest du nicht auch? Der Chef scheint verrückt geworden zu sein.“

Mila lachte.

„Wenn du mal deinen Kindergarden los bist … na ja, du weißt ja, wo ich bin.“

Mohammed machte ein Handzeichen zum Abschied und ging in Richtung Eingang des Gasthofs davon. Mila schaute in den Himmel, der sich schon schwarz vor dunklen Wolken färbte, und wanderte mit ihrem mit Stöcken »bewaffneten« Team direkt zum Lagerfeuer.

Mila i Mohammed – dwa światy?

Mila i Mohammed doszli wraz ze swoimi podopiecznymi do skraju lasu. Ledwo też weszli do lasu, jak Mila zaczęła udzielać dzieciom wskazówek.

– Nie oddalamy się za daleko – do tamtego drzewa z zaznaczonym szlaczkiem! Pozostajecie w parach!  Patyki zbieramy, a nie łamiemy gałęzie! Jak coś się rusza na ziemi, to nie dotykamy, tylko odchodzimy. Każdy bierze jeden patyk i wraca tu na polanę pod lasem. Macie kwadrans. Kto złamie zasady, nie weźmie udziału w ognisku, zrozumiane?

–  Do którego  drzewa? Z jakim szlaczkiem? – dopytywał się jeden chłopiec, który najwyraźniej nie bardzo uważał, kiedy Mila tłumaczyła.  

– Do tamtego z wyciętym serduszkiem na korze. – odparł Mohammed, wskazując jednocześnie ręką drzewo w oddali.

 Mila wykrzywiła usta i mimowolnie sarknęła:

– Nie ma gorszych szkodników w lesie od zakochanych.

– Oj tam, oj tam!  – roześmiał się Mohammed – To serce to akurat sama natura stworzyła, a nie ludzka ręka. 

Dzieci się porozbiegały po lesie, młodzi zostali sami. Przez jakiś czas nikt nie przerywał ciszy. Mohammed chętnie by się coś dowiedział więcej o dziewczynie. Mili nie dawało spokoju, co tak naprawdę chłopak wie o niej i jej rodzinie. Tylko nie bardzo wiedziała, w jaki sposób zagadnąć go o jego rodzinę, żeby nie wyjść na wścibską.

– Twoje nazwisko, jak dobrze usłyszałam, to Achenbach.

– No, zgadza się. – przytaknął Mohammed. – A co?

– Ono jest mi znajome…

– Możliwe. Mój ojciec to znany dziennikarz, a mój dziadek przez czterdzieści lat prowadził w Allgäu zakład fotograficzny.

– Mówiąc, że twoje nazwisko jest mi znajome, nie myślałam o fotografie, ani o dziennikarzu, tylko o … prawniku.

– Mój brat nie jest jeszcze tak powszechnie znany. — odparł chłopak i dodał żartobliwie — Sława dopiero przed nim.

– Mojej rodzinie jest znany.

– Masz na myśli swojego wuja Georga? 

– Jego i … nie tylko jego. – odparła Mila trochę skrępowanym głosem. – Twój brat był też adwokatem mojego ojca.

– Tak? Nie wiedziałem.

– Naprawdę nic o tym nie słyszałeś?  –  zapytała Mila z napięciem w głosie. Przez moment badawczo spoglądała z boku w twarz chłopka, próbując z niej wyczytać, czy tylko udaje, czy jednak mówi prawdę.

– Nie znam klientów mojego brata. On o nich nie mówi. Rozumiesz, tajemnica adwokacka. Zresztą wiele spraw jego klientów, to nie jest temat, o którym można rozmawiać przy kolacji, gdzie przy stole siedzą dzieci.

Na twarzy Mili pojawiła się wyraźna ulga, uśmiechnęła się szeroko do chłopaka.

 – Ale mam nadzieję, że pomógł twojemu ojcu.

– Tak. – szybko odparła.

– Co innego twój wuj. On nie był jego klientem. — powiedział Mohammed z zakłopotaniem — O szefie to słyszałem, bo o nim to… 

– Wszyscy słyszeli.  – dokończyła Mila.

– Przykra sprawa. – żachnął się Mohammed — Wiesz, Mila, każdy adwokat ma takie sprawy, w które wchodzi w ciemno. — odezwała się w chłopaku lojalność braterska — Dla mojego brata to są sprawy o nietolerancję, rasizm. No i on nie sprawdził, tylko kupił słowa profesora Edelsteina … i pojechał równo po bandzie. A teraz się gryzie tym, bo na końcu okazało się, że sprawa nie warta była splunięcia.

– Uważasz, że nic się nie stało!  – zawołała z oburzeniem Mila, w której natychmiast odezwało się prawe serce.

– A niby co takiego? — odparł chłopak z wyraźnym lekceważeniem w głosie i wzruszył obojętnie ramionami — Kiedy dwoje mężczyzn staje naprzeciw siebie do walki, nieważne z jakiego powodu, i żaden z nich nie jest ani starcem, ani kaleką, to jest to najczystsza walka na świecie. Nikomu nie wolno się w nią mieszać. Ty, która chcesz boks trenować, powinnaś to łapać.

– Według ciebie walka była czysta? – nie ustępowała Mila.

– No, fakt, parę zasad twój wuj nagiął. – przyznał niechętnie Mohammed. – Co do zasady wymierzasz ciosy, dopóki przeciwnik trzyma gardę, a jak już leży, to nie tracisz więcej energii … Tym bardziej że Edelstein chyba nie chciał się bić.  A szefa trochę … no, poniosło.

– Trochę.  –  Mila westchnęła.  – Nikt nawet nie chce myśleć w rodzinie, czym by się to wszystko mogło skończyć, gdyby dziadek nie nadszedł w porę.

Przez jakiś czas spacerowali po ścieżce w milczeniu.

– Długo już tak robisz za przedszkolankę? – przerwał ciszę Mohammed, zmieniając jednocześnie nieprzyjemny dla nich obojga temat rozmowy.

– Odkąd tylko sama przestałam być przedszkolakiem. — odparła ze śmiechem Mila — Leitnerhof zawsze było zajazdem typowo rodzinnym. Do tego hipoterapia dziadka dla dzieci. Ale te dzieci to już nie jest przedszkole. Najmłodsze ma siedem lat.

– Musisz mieć anielską cierpliwość.

– Czasem mi już jej brakuje. Niemal każde z tych dzieci ma telefon i nawet podczas wspólnej zabawy, nie da się ich od niego odciągnąć. Ja miałam swój pierwszy telefon w szkole średniej.

– To tak jak ja i moje dwie młodsze siostry. Najmłodsza Fariha nie mogła być gorsza, więc dostała komórkę, zanim skończyła jedenaście lat – razem z resztą sióstr. No, ale teraz jest inaczej.

–  Pierwszy telefon już w przedszkolu!  – dokończyła Mila — Czasem zastanawiam się, co one tyle wypisują. Nie jedno z nich nie potrafi jeszcze dobrze pisać.

–  Wcale nie muszą. Przecież jest TikTok. Ale faktem jest, że ich teksty to poezja humoru. Liam, ile razy zajrzy do komórki swojej córki, to go zawala z nóg. Mówi, że czasem rechocze dobry kwadrans.  Ostatnio awansował u Lili z pracoholika na nieroba: „Sama nuda, bo mój tata nic nie robi, tylko pracuje”.

– Maestria! – odparła ze śmiechem Mila

– Mhm. Z ostatnich czatów: „Zjedliśmy ciastka razem z bratem” albo taki kwiatek: „Brzydki ten rynek, poza ratuszem i kościołem same domy publiczne”.

 – Ale brat był niestrawny i rozbolały nas brzuchy. No i gdzie jest ten brzydki rynek? — spuentowała szczerze ubawiona Mila — Aż czasem chciałoby się to utrwalić. Niestety, wszystkie te wpisy są takie ulotne.

– I całe szczęście! Moje wypociny szkolne od początku wzbudzały na przemian śmiech i konsternację w rodzinie. Niestety nie można ich skasować, jak wiadomości w telefonie, ciągle istnieją gdzieś na strychu, ku uciesze przyszłych pokoleń. Ja tam Lili i jej przyjaciół, z którymi pisze, nie oceniam. W jednym z pierwszych moich wypracowań napisałem, że dziadek założył rodzinę przy pomocy sąsiadów.

– I co, dziadek jak to zobaczył, to wezwał do obrachunku wszystkich sąsiadów?

– Pewnie by tak zrobił, gdyby tylko jeszcze wtedy żył.

Mila śmiała się przez chwilę, po czym jednak poważnie zauważyła:

– Niestety telefon szybko dzieci uzależnia. Spróbować im go odebrać, to chyba wpadłyby w amok.

– Liam tylko raz zrobił szlaban Lili na telefon, to ryk był na trzy piętra.

– I co, brat skapitulował i oddał jej telefon?

– Liam mógł jej ustępować, zanim poszła do szkoły. Teraz już rządzą zasady. Powyła sobie parę godzin i przestała. A jak go przeprosiła, to dostała telefon z powrotem.

– Parę godzin? Mała ma płuca.

–  A my uszy.

–  Twój brat nie dość, że jest okrutny dla swojej córki, to jeszcze czyta jej wiadomości.

– A ma inne wyjście? Jest prawnikiem, więc wie, jak to się kończy, gdy rodzice przestają się interesować z kim oraz co piszą i czatują ich dzieci. Liam musi być twardy dla Lili, cokolwiek by go to nie kosztowało. Choćby serce się miało zwinąć w rulon. Twoi rodzice byli dla ciebie pobłażliwi?

– Zła to miłość, która zawsze tylko głaska. – odparła Mila – Z tatą dyskusji nie było – polecenie i wykonaj. Moi rodzice zawsze się o mnie strasznie bali.  Ale też mnie szczególnie nie kontrolowali. Mama stale powtarzała, że wierzy, iż nie zrobię nic złego.

– Jak tu teraz naruszyć taki kredyt zaufania? – roześmiał się chłopak – Moja mama nigdy nie ingerowała, gdy dostawałem lanie od ojca. Tylko szła do drugiego pokoju i płakała. To było gorsze od pasa.

– Nie ma większej kary od łez mamy.

– Tak jak i krótszej smyczy od absolutnego zaufania.

Rozmowę przerwało im wołanie chłopca z oddali.

– Tu się coś rusza w krzakach!

– Tu jest wąż! – krzyknęła dziesięcioletnia Victoria i odskoczyła na bok.

– Tom, odejdź natychmiast od krzaka! – zawołała Mila.

– Nie dotykaj węża patykiem!  – dołączył się Mohammed do Mili.

– Już idziemy do was! – zawołała Mila w kierunku dzieci.

Podeszli bliżej dzieci. Dziewczynka podbiegła do Mili i przytuliła się do niej. Tom był bardziej ciekawski i Mohammed musiał go odciągnąć od krzaka.

– To gniazdo żmij.  — rzucił Mohammed w kierunku Mili — Idziemy stąd! Tom, odwrót!

– Fe! – zawołała Victoria.

– Żmije są potrzebne. Zjadają myszy na polu. Bez nich nie mielibyśmy ziemniaków na ognisko.  – powiedziała spokojnie Mila do dziewczynki.

– Czas zebrać drużynę. – powiedział Mohammed do Mili – Tych żmij może być tu więcej. Jest urodzaj na nie w tym roku.

Mila wyjęła spod koszuli gwizdek i dmuchnęła w niego. Wkrótce na polanę zbiegły się dzieci. Mila przeliczyła czeredkę i zakomenderowała powrót do zajazdu. Tym razem dzieci szły przodem, a młodzi zamykali pochód.

Mila zwróciła wzrok na dzieci maszerujące z przodu.

– Nawet na drodze muszą wysyłać wiadomości. — westchnęła i zwołała na dziewczynkę w trzeciej parze, która coś pilnie klikała w telefonie — Pauline! Schowaj telefon, bo się przewrócisz!

– Mama pyta, gdzie jestem. – odparła dziewczynka, nie odrywając nosa od telefonu. – Muszę odpowiedzieć.

– Dla dziecka telefon to zabawka, a dla dorosłych — doskonała kontrola. — zauważył Mohammed.

– Czasem jest z tego profit. — przyznała Mila — Gdyby któreś z tych dzieci zagubiło się w lesie, to mielibyśmy od razu namiar, gdzie jest. 

– Jeszcze nie mają GPS pod skórą, ale już w kieszeni! –  odparł rozbawiony chłopak.

– Myślisz, że nasze dzieci będą tymi pierwszymi, które będą już mieć wszczepiony chip? – zapytała raptem poważnie Mila.

– Nasze dzieci?  – wtrącił Mohammed i podciągnął do góry brwi.

– Ach, nie łap mnie za słówka! – żachnęła się Mila — Moje albo twoje.

– Moje na pewno nie. Zadbam o ich bezpieczeństwo i bez wszczepiania im nadajników pod skórę.

– Możesz nie mieć w tej kwestii nic do powiedzenia.

– Nowy wspaniały świat.

– Aldous Huxley nawet o tym nie śnił.

– Futuryści to pesymiści. Żaden nie przewidział, że islam zbawi świat.

– Jeśli ten ocalały świat ma wyglądać jak Afganistan, to ja dziękuję. Wysiadam.

Mohammed roześmiał się głośno.

– Świat islamu jest jeszcze bardziej zróżnicowany niż świat chrześcijański. Nie każdy muzułmanin to talib. Mało o nas wiesz.

– Gdybyś miał opisać swój idealny świat, w którym chciałbyś żyć, to jaki on by był?

–  Nie musi być idealny, wystarczy, żebym ja mógł w nim być tym, kim jestem, a moje dzieci były bezpieczne i szczęśliwe bez chipów pod skórą.

– Podoba mi się ten twój świat. Myślę, że mogłabym w nim znaleźć miejsce dla siebie.

– To dobrze, bo żałowałbym bardzo, gdybyśmy musieli żyć w dwóch odmiennych światach.

– No, nie jestem tego taka pewna. Jak poznasz bliżej moją rodzinę, to możesz zmienić o mnie zdanie.

–  To opowiedz mi o niej i pozwól samemu rozsądzić. Tyle wiesz już o mojej, kiedy ja nic o twojej.

– Może kiedyś… – odparła Mila. Nawet nie próbowała sobie wyobrazić, jak Mohammed zareagowałby na te wszystkie rewelacje. „Jakie to jednak szczęście, że Lisa jest w ciąży z jego bratem! Będzie trzymał gębę na kłódkę, tak jak i całą swoją rodzinę z dla od nas. Jeśteśmy przecież dla niego jak ten wrzód na dupie.” – pomyślała dziewczyna.

– Dlaczego unikasz swojego ojca? – nie dał się zbyć jej słowom Mohammed.

– Bo wszystko zepsuł, postępując jak ostatni prymityw.

– I to wystarczyło, żeby całe twoje chrześcijańskie miłosierdzie wsiąkło?

– Nie wsiąkło. Wiem, że dostał rachunek za swój wyczyn. Jednak potrzebuję czasu, żeby się z tym uporać.

– Dlaczego uważasz, że mógłbym cię osądzać po zachowaniu się twojego ojca? Ani ty, a ni ja nie odpowiadamy za winy naszych ojców. W tej kwestii jesteśmy zgodni.

– Bo ja, niestety, nie jestem tu taka zupełnie bez winy.

– Nikt nie jest zupełnie bez winy. Jednak nie wierzę, że ta twoja wina jest tak wielka, żebyś dziś żałując za wczoraj, nie mogła jutrzejszego dnia zacząć od czystej karty.

– To nie zawsze jest takie proste.

– Jak to nie? Odpuszczenie win jest u was na wyciągnięcie ręki — wystarczy pójść do księdza albo na mszy trzy razy walnąć się pięścią w klatę. — odparł Mohammed mimo woli z lekkim sarkazmem — Gdy ja mogę sobie żałować do woli, a i tak nikt mi tu żadnej absolucji nie udzieli. Chrześcijanin może być przez większą część życia skończoną kanalią, a chrześcijanka ostatnią zdzirą, a mimo to wystarczy, że w tę ostatnią godzinę przed śmiercią pożałują swoich win i wszystko zostanie im wybaczone i zapomniane.

– Miłosierdzie boskie jest nieskończone. – odparła spokojnie Mila — Gorzej z ludzkim. 

– To prawda. Tyle że dla mnie w żaden piątkowy wieczór Jezus nie pójdzie na golgotę i nie umrze za moje grzechy na krzyżu. Mnie nikt nigdy nie odkupi z moich win. Jak przyjdzie dzień Sądu, to za wszystko odpowiem sam. I tu się właśnie od siebie różnimy.

– Widocznie mamy bardziej realistyczne od was podejście do natury ludzkiej. Nie uzurpujemy sobie, że sami potrafimy się zbawić.

– To nie realizm, to raczej defetyzm. Na pewno jest to wygodniejsze.

– Muzułmanie twierdzą, że islam jest religią pokoju.

– Bo to jest prawda. Nikogo nie można nawrócić na islam siłą.

– Jeśli tak jest, to skąd te wszystkie akty agresji, ataki terrorystyczne, w których giną czasem setki niewinnych ludzi?

– Dżihadyzm to taka sama utopijna ideologia jak wszystkie inne, które próbują narzucić ludziom swoją wizję świata poprzez przemoc i terror. Podpiera się islamem, ale nie ma z nim nic wspólnego. Islamiści z ISIS, Al-Kaidy robią pranie mózgu niezbyt rozgarniętym umysłowo muzułmanom i wmawiają im, że ich obowiązkiem jest zwalczenie niewiernych oraz innych muzułmanów, którzy nie podzielają ich interpretacji islamu, nie cofając się przy tym przed ich zabijaniem.

– A nie jest?

– Koran mówi wyraźnie: „Ten, kto zabił człowieka, który nie popełnił zabójstwa i nie szerzył zgorszenia na ziemi, czyni tak, jakby zabił wszystkich ludzi. A ten, kto uratował życie człowieka, czyni tak, jakby uratował życie wszystkich ludzi”. Moim obowiązkiem jest szahada — wyznanie wiary, salat — modlitwa, zakat — jałmużna, saum — post oraz hadżdż — pielgrzymka do Mekki. 

–  A dżihad?

– Do prowadzenia dżihadu jest zobowiązany każdy muzułmanin, tylko że my nie taki dżihad prowadzimy, do którego nawołują islamiści z organizacji terrorystycznych. Jest mały dżihad i jest Wielki Dżihad.

– A jaki jest ten twój?

– Taki, w którym największy wróg do pokonania siedzi we mnie samym. To właśnie nazywamy Wielkim Dżihadem i z jego prowadzenia zostaniemy rozliczeni na Sądzie.

– A ten mały dżihad?

– Walka zbrojna w obronie wiary i wspólnoty muzułmanów w sytuacji zagrożenia zewnętrznego — napaści. Zgodnie z tradycją udział w dżihadzie to najbardziej chwalebny czyn dla muzułmanina, a śmierć za wiarę  uważana jest za męczeństwo. Różne terrorystyczne i ekstremistyczne organizacje islamskie wykorzystują dżihad jako narzędzie do wywołania rewolucji islamskiej. Do tego potrzebni im są żołnierze, a ten, co żyje w nędzy i nie ma nic do stracenia, jest idealnym rekrutem. Wystarczy obiecać takiemu, że jak zostanie dżihadystą, to będzie mógł do woli rabować, gwałcić i mordować niewiernych. A w nagrodę jeszcze zostaną mu wszystkie grzechy odpuszczone i po śmierci trafi prosto do raju, gdzie będzie czekało na niego 72 dziewice. Bo tak w ogóle, skąd się ich tam tyle nabierze, tego nie wie nikt. Żaden ulem.

Mila mimowolnie wybuchła śmiechem.

– Sama widzisz, do kogo islamiści kierują swój przekaz.

– W zasadzie to i dla chrześcijan śmierć za wiarę, ojczyznę na polu walki od zawsze była uznawana za najbardziej godny chwały czyn. Ale przez to także ostatnią szansą dla łajdaka.

–  Bo gdy ta chwalebna śmierć wybiela z całego łajdactwa, to dlaczego by się przed nią   jeszcze bardziej nie unurzać w tym łajdactwie? 

 – Właśnie. Trudno jest chyba być muzułmaninem pośród chrześcijan.

– Myślę, że tak samo trudno jak być chrześcijaninem pośród muzułmanów.

– Z powodu braku wzajemnej tolerancji. –  westchnęła Mila.

–  Moja rodzina jest muzułmańsko – chrześcijańska i wszystko jest w niej proste. Ale poza nią już nie zawsze. Chociaż muzułmanin jest naśladowcą Abrahama, Mojżesza, Dawida, Jezusa i wszystkich pozostałych proroków.

– Może dlatego, że tak mało naprawdę wiemy o was. A wszystko, co nieznane budzi strach i wrogość.

Dochodzili do zajadu, gdy kilkoro dzieci zawołało wraz:

– Ognisko już płonie!

– Idziesz teraz do baru? – zapytała Mila, gdy byli już na podjeździe. Mohammed pokiwał głową i dodał:

 – Zabawne, nie uważasz? Szef chyba zwariował.

Mila roześmiała się.

– Jak już pozbędziesz się swojej szkółki … no, to wiesz, gdzie jestem.

Mohammed zrobił znak ręką na do widzenia i odszedł w kierunku wejścia do zajazdu. Mila spojrzała na czarne już od ciemnych chmur niebo i powędrowała ze swoją drużyną uzbrojoną w patyki prosto na ognisko.

Vater und Sohn, oder Georgs Dilemma.

Georg stand vor dem Gasthaus am Schweinespieß. Er blickte besorgt zum Himmel. Das Lagerfeuer mit den Würstchen war als Attraktion für Kinder gedacht, aber auch Erwachsene mögen Bratkartoffeln – hier lässt man sich nicht veralbern. Wenn Familien und Jugendliche zu Besuch kommen und ein Lagerfeuer wünschen, denken sie in der Regel an einen Campingausflug am Fluss oder auf einer Waldlichtung – der Fluch der örtlichen Behörden wegen der Brandgefahr und der Notwendigkeit, nach den Campern aufzuräumen. Aber was wäre ein Sommerurlaub ohne Lagerfeuer? Ein totales Verbot von Lagerfeuern ist nicht möglich. Jede Behörde weiß das. Aber auch ein Lagerfeuer in einem Gasthaus oder Hotel hatte seine Vorteile: Der Gast hatte alles parat, musste das Holz nicht selbst schleppen, brauchte nach dem Lagerfeuer nicht aufzuräumen, sparte Proviant und Benzin, und wenn eine Musikkapelle am Lagerfeuer spielen sollte, fehlte es natürlich nicht an Leuten, die Lust hatten teilzunehmen. Das war auch nicht anders, als Georg seinen Gästen ankündigte, dass es am Sonntag, wenn das Wetter günstig ist, ein Lagerfeuer mit Würstchen und einer echten Alpenkapelle geben würde. Der Zuspruch war umso größer, als neben Würstchen für die Kinder auch ein am Spieß gebratenes Schwein im Gasthaus angekündigt wurde. Dazu gibt es natürlich das Fassbier und das Bauernbrot mit Schmalz des Chefs. Die Genehmigung für ein Lagerfeuer wurde erteilt, und es gab auch reichlich Gäste, die sich daran beteiligen wollten. Nur das Wetter! Die Luft war furchtbar dick, sodass man Regen und ein Gewitter erwartete, um die Luft zu klären. „Und lasst es schon regnen, und das sogar richtig! Aber um Himmels willen! Nicht vor Mitternacht!“, dachte Georg und wischte sich immer wieder den Schweiß von der Stirn. Dann kam sein Vater auf ihn zu.

„Was gibt’s?“

„Es wäre ein Wunder, wenn das mit dem Lagerfeuer klappen würde. Der Grünenbach fließt bereits.“

„Nach einem Monat Trockenheit beten die Hirten im Allgäu um Regen, wir im Leitnerhof um ein paar Stunden Verschiebung des Regengusses.“

„Die bestellte Bergbande schafft es nicht – sie steckt auf einer überfluteten Straße fest.“

„Dann haben wir ein Problem“, gabt Sebastian zu.

„Wenn es vor dem Abend schüttet, müssen wir stattdessen drinnen in der Bar etwas veranstalten.“

„Der Gast muss, wenn er wiederkommen soll, zufrieden abreisen. Du musst dein Akkordeon holen.“

 „Wirst du mich mit einer Gitarre unterstützen?“

„Habe ich eine Wahl?“ Sebastian keuchte. „Ich kann mich nicht erinnern, wann ich das letzte Mal eine Gitarre in der Hand hatte.“

„Niemand erinnert sich mehr daran.“

„Nach einer Runde denke ich, dass wir irgendwie aus den Schwierigkeiten herauskommen werden.“

„Eine Runde für uns oder eine Runde für die Gäste?“

„Sowohl für uns als auch für die Gäste. Man muss irgendwie sein eigenes Lampenfieber und den guten Geschmack der Gäste unterdrücken.“

Georg entdeckte Mila auf der Einfahrt, als sie die Kinder versammelte, um in den Wald zu marschieren und Stöcke für Würstchen zu holen. Er winkte ihr sofort mit seiner Hand. Mila ließ die Kinder in der Obhut des ältesten Mädchens zurück und wandte sich an ihren Onkel und Großvater.

„Willst du das Dutzend Schäfchen allein in den Wald führen?“

„Ich komme jeden Tag mit einem Dutzend Ziegen zurecht, ich komme auch mit einem Dutzend Schäfchen zurecht. Keine Sorge, Georg, wir kommen mit voller Kraft zurück.“

„Wie geht es deiner Mama?“, fragte Georg.

„Es geht ihr gut.”

Georg nickte. „Und Lisa?“, fragte er nach einer Weile.

„Auch gut.“

Mila lächelte leise, denn sie hatte offensichtlich verstanden, dass Georg versuchte, auf Umwegen Informationen über eine ganz andere Schwester zu bekommen. Sie wollte nicht warten, bis er seinerseits nach ihrem Opa fragte, fügte sie schnell hinzu,

„Auch Marie geht es gut. Sogar sehr gut. Sie hat sich gerade entschlossen, wieder an die Universität zu gehen.“

Sebastian spitzte sofort die Ohren und richtete seine Aufmerksamkeit auf seine Enkelin, dann warf er einen kurzen Blick auf seinen Sohn. Georgs Gesicht verhärtete sich, dann durchlief ihn eine Welle von Gefühlen, die von Überraschung bis Unglauben reichten. Er konnte trotzdem nicht schlecht über Marie denken. Im Allgemeinen versuchte er, überhaupt nicht an sie zu denken. Um unbeantwortete Fragen zu vertreiben, erfand er Dutzende von Beschäftigungen für sich selbst.

„Marie zieht nach München?“, gluckste er mit heiserer Stimme.

Georgs Gesichtsausdruck und seine Stimme sprachen für sich selbst. Mila schluckte. Ihr wurde klar, dass sie gerade die letzte Hoffnung eines Menschen zerstört hatte. Sie hatte etwas Dummes gesagt. Jedenfalls nicht zum ersten Mal heute. Sie senkte ihren Kopf. Es trat eine Stille ein, die glücklicherweise durch das Erscheinen von Mohammed unterbrochen wurde. Der Junge, der die Getränke bereits zur Bar gebracht hatte, kam auf der anderen Seite des Gasthauses heraus. Eilig näherte er sich dem Grill.

„Sie wollten mich sehen.“

Georg beherrschte seine Gefühle und verdrängte für einen Moment unangenehme Gedanken.

„Du musst dich umziehen. In diesem karierten Hemd kannst du nicht an der Bar stehen.“

„Sollte ich eine Lederhose anziehen?“ Der Junge konnte sich einen Scherz nicht verkneifen. Er warf einen Blick auf Mila. Sie lächelte nur sanft vor sich hin. Georg war jedoch nicht in der Stimmung, mit seinen Mitarbeitern zu scherzen, was Mohammed nicht bewusst war. Das ernste Gesicht des Chefs brachte ihn zur Ordnung.

„In voller Gala gibt es in Viehscheid. An der Bar reichen ein Hemd und eine Weste“, erwiderte Georg barsch. „Du gehst zu meiner Mutter, sie wird dir geben, was du anziehen musst. Sie ist mit meinem Sohn im Obergeschoss. Dann wird mein Vater dir einen kleinen Vortrag über das Thema Alkohol halten. Irgendwelche Fragen?“

„Keine“, erwiderte der Junge schnell. Er wollte schon gehen, aber Sebastian hielt ihn auf.

„Warte, Mohammed!“, rief Leitner, dann wandte er sich an seinen Sohn, „Es ist noch eine gute Stunde Zeit, bis die Bar öffnet. Vielleicht sollte Mohammed Mila helfen. Diese Kinderschar ist ziemlich groß.“

Mohammeds Gesicht wurde sofort lebhaft. Er rechnete nicht damit, dass er heute noch Gelegenheit haben würde, mit Mila Gesellschaft zu haben, da sie den Rest des Tages am Lagerfeuer und er an der Bar des Gasthauses verbringen würde.

„Richtig!“, erwiderte Georg und wandte sich sofort an den Jungen: „Du wirst jetzt mit Mila gehen.“

„Was ist mit dem Vortrag über Alkohol?“, fragte der Junge.

„Es wird Zeit dafür geben, ein anderes Mal“, sagte Sebastian und lächelte.

„Erst der Kindergarten, dann der Spiritusgarten“, beendete das Thema Georg. „Stimmt was nicht, Mila?“ Er warf einen Blick auf seine Nichte.

„Nein“, leugnete das Mädchen sofort und fügte in einem scherzhaften Tonfall hinzu. „Es war immer mein Traum, einen Bodyguard zu haben.“

Mohammed lächelte leise vor sich hin. Sebastian und Georg tauschten Blicke aus.

„Na, dann geht doch!“, rief Georg den Jugendlichen zu.

„So sehen wir uns wieder“, sagte Mila nach einer Weile zu dem Jungen.

„Es ist schwer, sich von einer schönen Gesellschaft zu trennen.“

Mila räusperte sich. Mohammed korrigierte sich schnell:

„Ich hatte nicht mich selbst im Sinn!“

Mila lächelte nur, ging zu den Kindern hinüber, sammelte sie in Paaren und stellte sie in einer Schlange auf.

„Ich gehe als Führerin voran“, kommandierte Mila. „Der Wächter schließt den Zug ab“, zeigte das Mädchen dem Jungen schnell seinen Platz in der Reihe. Gehorsam stellte er sich an das Ende der Schlange.

„Also, vorwärts Marsch!“, rief der Junge mit dröhnender Stimme, „Zeig den Weg, Stern!“

Währenddessen schaute Sebastian auf den abziehenden Zug und sagte zu seinem Sohn,

„Bist du sicher, dass es eine gute Idee ist, Mohammed an der Bar einzusetzen?“

„Ich erwarte, dass ich ihn dort mindestens genauso gut gebrauchen kann wie in der Küche.“

„Ein Abstinenzler wird nie ein guter Barkeeper sein. Alkohol muss man riechen, schmecken. Das ist so, als würde man versuchen, aus jemandem, der keine Geschmacksnerven hat, einen Koch zu machen.“

„In der Küche ekelt ihn die Hälfte von dem an, was wir hier zubereiten, aber irgendwie schafft er es. Außerdem habe ich nicht vor, einen Barkeeper aus ihm zu machen. Es geht um Nothilfe,  wenn Arthur gerade freihat und uns etwas anderes dazwischen kommt.“

„Dann bilde Andreas aus!”

„Oh, das wäre sicher keine gute Idee! Nicht, nachdem sich der alte Keller zu Tode gesoffen hat. Die Witwe würde uns im ganzen Allgäu beschimpfen, wenn ich ihren Sohn an die Bar stellen würde.“

„Nur damit du später keinen Ärger mit Liam bekommst, wenn du seinen Bruder an die Bar setzt, um die Gäste zu bedienen.“

„Das kümmert dich! Entspann dich, Papa – Mohammed hat hier viel größere Verlockungen wie Prozente im Glas. “

„Touristinnen?“

„Die Saison ist in vollem Gange.  Wenn er die Rechnung von diesen einsamen Frauen kassiert, fällt ihm neben dem Trinkgeld nicht selten eine Serviette mit einer Telefon- oder Zimmernummer in die Hand.“

„Es sind nicht nur seine Häppchen, die uns neue Gäste anlocken.“

„Er selbst wird von einigen Gästen als eine Mezze betrachtet“, erwiderte Georg mit einem leichten Lachen, „Nur der Junge weiß noch nicht, was er mit diesen Einladungen machen soll.“

„Und das ist gut so. Es reicht schon, dass Andreas letztes Jahr von diesen schnellen Mädels fast eine Anämie bekommen hat.“

„Man könnte meinen, dass in diesem Alter keine Menge Sex schaden kann.“

„Selbst frische Luft kann im Übermaß schädlich sein“, erwiderte Sebastian.

„Glaub mir, dieser arabische Halbteufel wird abends mehr einsame Frauen in unsere Bar locken als Arthur, du und ich zusammen. Egal, ob er den Unterschied zwischen dunklem und hellem Bier erkennen kann!“

„Du bist hier der Chef, du weißt, was du tust“, erwiderte Sebastian und seufzte, „Ich möchte jetzt nicht zwanzig Jahre alt sein. Zu meiner Zeit war es für einen Jungen, ein Mädel zu gewinnen, eine solche Herausforderung, wie einen Berggipfel zu besteigen. Es hinterlässt Erinnerungen für den Rest des Lebens. Diese beiden werden keine haben.“

„Jede Frau bedeutet letztlich keine Frau.“

„Das weißt du selbst am besten.  Heute bist du ein einsamer Mann, der zwei Kinder großziehen muss.“

„Vielleicht gibt es ja noch eine für mich, die mich in guten wie in schlechten Zeiten in ihr Herz schließt. Es sei denn, du hältst mich bereits für einen Verlierer.“

„Sicherlich nicht! Solange du dich nicht selbst abschreibst, wirst du kein Verlierer, mein Sohn“, sagte Sebastian ernst und klopfte seinem Sohn auf die Schulter, „Ich gehe die Gitarre stimmen.“

Sebastian ging und Georg machte sich daran, sein Ferkel zu gießen. Seine Gedanken kehrten wieder zu Marie zurück. Sie hatte ihn mit ihrem Sohn begraben, nun war es an der Zeit, dass er auch sie beerdigte. Was er gerade gehört hatte, war der letzte Nagel im Sarg. Irgendwann musste sie schließlich kapitulieren und zugeben, dass er sich in ihr geirrt hatte. Marie war eine ganz andere Frau, als er bis dahin gedacht hatte. Plötzlich bedauerte er, dass Liam gegangen war. Er hätte seinen Freund gerne zu einem groben Besäufnis eingeladen, wie es sich bei einer Totenwache gehört. „Wer könnte mich ohne Worte besser verstehen als Liam?“, dachte Georg. Selbst die schlechteste Nachricht war schließlich besser als gar keine. Wenigstens wusste er, woran er war. Er könnte weiterziehen. Als Florian aus Freiburg zurückkehrt, wird er endlich eine Taufe für seinen Sohn im Leitnerhof organisieren. Die Eltern fragen schon seit langem danach. Nach der Abreise von Marie nach München wird es kein Problem sein, die gesamte Familie Hubers zu der Feier einzuladen. Er brauchte sich nicht mehr mit den Fragen zu plagen: „Kommt sie, oder kommt sie nicht?“

Ojciec i syn, czyli rozterki Georga.

Georg stał przed zajazdem przy rożnie z prosiakiem. Spoglądał z niepokojem na niebo. Ognisko z kiełbaskami miało być w założeniu atrakcją dla dzieci, ale i dorośli lubią pieczone ziemniaki — nie ma co się oszukiwać. Rodziny, młodzież, która przyjeżdżała do nich, jeśli pytała o ognisko, to na ogół miała na myśli biwak nad rzeką, czy na leśnej polanie – tę zmorę miejscowych władz, ze względu na zagrożenie pożarowe i na konieczność uprzątania potem tych miejsc po biwakujących. Tylko, co to za wakacje bez ogniska? Zupełnego bana  na ogniska dać nie można było.  To wiedziała każda władza. Jednak i ognisko na terenie zajazdu, hotelu miało swoje zalety: gość szedł na gotowe, nie musiał sam znosić chrustu, nic uprzątać po ognisku, oszczędzał na prowiancie i benzynie, a gdy jeszcze do ogniska miała zagrać góralska kapela, to chętnych do wzięcia w nim udziału nie mogło oczywiście zabraknąć. Nie inaczej było, gdy Georg zapowiedział swoim gościom, że w niedzielę, jak tylko aura dopisze, to będą mieli ognisko z pieczonymi kiełbaskami i prawdziwą alpejską kapelą. Odzew był tym większy, że oprócz kiełbasek dla dzieci zapowiedziany został prosiak pieczony przy zajeździe na rożnie. A do niego oczywiście lane piwo oraz wiejski chleb i smalczyk szefa roboty.  Pozwolenie na ognisko było, chętni wziąć w nim udział goście — też, tylko ta aura! Duchota na dole była straszna, więc deszcz był raczej wyczekiwany, tak jak i burza, co by oczyściła powietrze. „I niech już lunie i to nawet porządnie! Ale na litość! Nie przed północą!” – myślał Georg, ocierając raz po raz pot z czoła. Wtedy podszedł do niego ojciec.

– Co tam?

– Będzie cud, jak ognisko nam wyjdzie. Grünenbach już płynie.

– Po miesiącu suszy pasterze w Allgäu modlą się o deszcz, a my w Leitnerhof o odroczenie ulewy o parę godzin.

– Zamówiona kapela góralska nie dojedzie — utknęli na zalanej drodze. 

– To mamy problem. – przyznał Sebastian.

 – Jak lunie przed wieczorem, to będzie trzeba zorganizować coś w zamian w środku, przy barze.

– Gość jak ma wrócić, to musi wyjechać zadowolony. Będziesz się musiał z akordeonem przeprosić.

– I co, dasz mi wsparcie?

– A mam wyjście?  – Sebastian sapnął — Nie pamiętam, kiedy miałem gitarę w ręku.

– Nikt już tego nie pamięta.

– Po jednej kolejce chyba jakoś wybrniemy z kłopotu.

– Po kolejce dla nas, czy dla gości?

– I dla nas, i dla gości. Trzeba jakoś ogłuszyć własną tremę i dobry smak gości.

Georg spostrzegł na podjeździe Milę, jak zbierała dzieciaki do wymarszu do lasu po patyki do pieczenia kiełbasek. Natychmiast przywołał ją ręką. Mila zostawiła dzieci pod dozorem najstarszej dziewczynki i podeszła do wuja i dziadka.

– Masz zamiar wyprowadzić ten tuzin owieczek sama do lasu?

– Daję radę codziennie tuzinowi kóz, dam radę i tuzinowi owieczek. Nie martw się, Georg, wrócimy w komplecie.

– Jak tam mama? –  zapytał się Georg.

– Dobrze.

Georg pokiwał głową – A Lisa? – zapytał po chwili.

– Też dobrze.

Mila uśmiechnęła się pod nosem, bo oczywiście załapała, że Georg próbuje okrężną drogą uzyskać informacje o zupełnie innej siostrze. Nie zamierzała czekać, aż zapyta się z kolei o dziadka, szybko dodała:

– Marie też ma się dobrze. Nawet bardzo dobrze. Właśnie postanowiła wrócić na studia.

Sebastian natychmiast nadstawił ucha i skupił uwagę na wnuczce, po czym rzucił szybkie spojrzenie na syna. Georgowi stężała twarz, po czym przeszła przez nią fala emocji od zaskoczenia do niedowierzania. On ciągle nie potrafił o Marie źle myśleć. Na ogół starał się wcale o niej nie myśleć. Byle tylko odgonić od siebie pytania bez odpowiedzi wynajdywał sobie dziesiątki zajęć. 

– Marie wyjeżdża do Monachium? –  zapytał chrapliwym głosem Georg.

Mina i głos Georga mówiły same za siebie. Dziewczyna żachnęła się. Zrozumiała, że właśnie dobiła czyjeś resztki nadziei. Palnęła głupstwo. Nie pierwsze dziś zresztą.  Spuściła głowę. Zapadła cisza, którą szczęśliwe rozładowało pojawienie się na horyzoncie Mohammeda. Chłopak, który odniósł już napoje do baru, wyłonił się z drugiej strony zajazdu. Pośpiesznie podszedł do grilla.

– Szef mnie szukał?

Georg opanował emocje i odgonił na moment przykre myśli.

– Musisz się przebrać. Za barem w tej koszuli w kratkę stać nie możesz.

– Mam przyfasonować skórzane spodnie? –  chłopak nie mógł pohamować żartu. Rzucił przelotne spojrzenie na Milę. Ona tylko uśmiechnęła się pod nosem. Georg jednak nie miał nastroju na żarty z pracownikami, czego Mohammed był nieświadomy. Poważna twarz szefa przywoła go do porządku.

– Pełna gala to w Viehscheid. Za barem wystarczy koszula i kamizelka. — odparł oschle Georg — Pójdziesz do mojej matki, to ci da, co trzeba do ubrania. Jest z moim synem na górze. Potem mój ojciec zrobi dla ciebie mały wykład na temat alkoholi. Jakieś pytania?

– Żadnych. – odparł szybko chłopak. Chciał  już odejść, ale powstrzymał go Sebastian.

– Poczekaj, Mohammed!  – zawołał Leitner, po czym zwrócił się do syna — Do otwarcia baru jest jeszcze dobra godzina. Może niech Mohammed pomoże Mili. Trochę duża ta jej trzódka.

Mohammed natychmiast ożywił się na twarzy. Nie spodziewał się dziś mieć więcej okazji na towarzystwo Mili, skoro ona miała resztę dnia spędzić na ognisku, a on przy barze w zajeździe.

–  Słusznie.  – odparł Georg i zaraz zwrócił się do Mohammeda – Pójdziesz teraz z Milą.

– A wykład? – zapytał się chłopak.

– Będzie czas, kiedy indziej.  – uśmiechnął się Sebastian.

– Najpierw przedszkole, potem alkohole. — zakończył sprawę Georg — Coś nie tak, Mila? – mężczyzna rzucił spojrzenie na bratanicę.

– Nie. – zaprzeczyła natychmiast dziewczyna i dodała żartobliwym tonem. – Od dzieciństwa marzył mi się bodyguard.

Mohammed uśmiechnął się tylko pod nosem. Sebastian i Georg wymienili spojrzenia.

– No, idźcie! – rzucił Georg w kierunku młodych.

Młodzi odeszli. Mila po chwili odezwała się do chłopaka.

– A więc znowu się widzimy.

– Z fajnym towarzystwem trudno się rozstać.

Mila chrząknęła. Mohammed szybko sprostował siebie:

– Nie myślałem o sobie!

Mila tylko się uśmiechnęła, podeszła do dzieci, żeby je zebrać w pary i ogonek.

– Ja idę przodem jako dowodząca.  — zakomenderowała Mila — A straż zamyka pochód. — dziewczyna szybko pokazała  miejsce w szeregu chłopakowi.

– No to wymarsz! – zawołał chłopak, ustawiając się posłusznie na końcu ogonka. – Prowadź, Gwiazdo!

Tymczasem Sebastian, spoglądając na odchodzący pochód, zwrócił się do syna:

– Jesteś pewien, że to dobry pomysł, żeby postawić Mohammeda za barem?

– Spodziewam się mieć tam z niego co najmniej tyle samo pożytku, co w kuchni.

– Abstynent nigdy nie będzie dobrym barmanem. Alkohol trzeba czuć, smakować. To jakbyś chciał kucharza zrobić z kogoś, kto nie ma kubków smakowych.

– W kuchni połowa tego, co tu przyrządzamy, napawa go obrzydzeniem i jakoś daje sobie radę.  Poza tym ja nie mam zamiaru z niego barmana robić. Chodzi o doraźną pomoc w sytuacji awarii, kiedy Arthur ma wolne, a tobie i mnie coś innego by wypadło.

– To przyucz Andreasa!

– O to na pewno nie byłby dobry pomysł! Nie po tym, jak stary Keller się zachlał. Wdowa wieszałaby na nas wszystkie psy po całym Allgäu, gdybym jej syna za barem postawił.

– Tylko żebyś potem z kolei nie miał kwasów z Liamem, jak postawisz jego brata za barem.

– A o to ci chodzi. Spokojnie, tato. Mohammed ma tu dużo większe pokusy jak procenty w szkle.

– Turystki?

–  No, a co innego? Sezon w pełni.  Kiedy inkasuje rachunek od tych samotnych bab, nierzadko zdarza się, że wraz z napiwkiem wpada mu do ręki serwetka z numerem telefonu lub pokoju.

– Nie tylko jego przekąski przyciągają nam nowych gości.

– On sam jest traktowany jak przekąska.  – odparł Georg z lekkim ubawem – Tylko młody, chyba jeszcze nie wie, co zrobić z tymi zaproszeniami.

– No i bardzo dobrze. Wystarczy, że Andreas od tych szybkich panienek o mało w anemię nie wpadł w zeszłym roku. 

– A wydawałoby się, że tym wieku nie ma takiej ilości seksu, która mogłaby zaszkodzić.

– W nadmiarze to i czyste powietrze potrafi zaszkodzić.  – odparł Sebastian.

– Wierz mi, tato, to półdiable arabskie więcej samotnych bab nam do baru przyciągnie wieczorami, niż ty, ja i Arthur razem wzięci. Nawet nie potrafiąc odróżnić piwa ciemnego od jasnego!

– Ty tu jesteś szefem, wiesz, co robisz. — odparł stary Leitner i westchnął — Nie chciałbym mieć dziś dwudziestu lat. Za moich czasów zdobycie dziewczyny dla chłopaka, to było wyzwanie niczym wejście na szczyt góry. To zostawia wspomnienia na resztę życia. Oni dwaj nie będą mieli żadnych.

– Wszystkie w końcu znaczy żadna.

– Tobie, Georg, ta hurtownia też szczęścia nie przyniosła. Dziś jesteś samotnym mężczyzną z dwójką dzieci do odchowania.

– Może się jeszcze jakaś dla mnie znajdzie, co na dobre i na złe do serca przytuli. No, chyba że uważasz, że już jestem przegrany.

– Przegrany? Na pewno nie!  I dopóki sam na sobie krzyżyka nie postawisz, to nim nie będziesz, synu. – odparł poważnie Sebastian i poklepał po ramieniu syna – Pójdę gitarę nastroić.

KORTEZ vs MASHA QRELLA – Like Father Like Son

Sebastian odszedł, a Georg zabrał się za podlewanie swojego prosiaka. Myśli jego ponownie wróciły do Marie. Pogrzebała go z ich synem, czas by i on ją pogrzebał. A to, co teraz usłyszał, było tym przysłowiowym ostatnim gwoździem do trumny. Kiedyś trzeba było wreszcie skapitulować i uznać, że on się co do niej pomylił. Marie to była zupełnie inna osoba, niż sądził przez te wszystkie lata, co się znali, czy raczej jak się okazało, nigdy na sobie nie poznali. Najchętniej by się urżnął na smutno. Nagle pożałował, że Liam wyjechał. „Kto mógłby mnie lepiej zrozumieć bez słów niż Liam?” – pomyślał Georg. Zaprosiłby go na ostre chlanie jak to tylko na stypie. Niestety przyjaciela do Ameryki wywiało. Koniec końców, nawet najgorsza wiadomość, była lepsza od żadnej. Przynajmniej wiedział już, na czym stoi. Mógł ruszyć dalej. Jak Florian wróci z Fryburga, to w końcu zorganizuje chrzciny dla syna w Leitnerhof. Rodzice od dawna się dopytywali. Teraz kiedy Marie wyjedzie, nie będzie problemu zaprosić całej rodziny Hubers. Nie musiał sobie już zaprzątać więcej głowy pytaniami: „przyjdzie, nie przyjdzie?”

%d blogerów lubi to: